- Chciał mnie udusić - powiedziała bezbarwnym głosem. - Zabiłamgo.
- Dzięki Bogu... - wymamrotał Tristan blady jak kreda. - Bałem się,że przybędę za późno.
Następnie zwrócił się do kata, który patrzył na Katarzynę oniemiałyz przerażenia.
- Czy zapomniałeś o rozkazach otrzymanych od pana? Wiesz, żeodpowiadasz głową za życie tej kobiety!
Bonawentura poszarzał na twarzy i skierował na Tristana błagalnespojrzenie.
- Tak, panie... Ja... pamiętam.
- No, to masz szczęście, że przybyłem w porę! A teraz zabierz stąd tościerwo i pozbądź się go dyskretnie. Tylko nas troje wie o tym.
Bonawentura schylił się i z wielkim trudem, pomimo swej siły,podniósł ciało i zarzucił je sobie na plecy.
- Wrzucę go do lochu obok.
- Pośpiesz się! Czekam na ciebie!
Kat, wychodząc z ciężarem, rzucił Tristanowi spojrzenie pełnewdzięczności. Kiedy tylko zniknął za drzwiami, Tristan pochylił się nadKatarzyną.
- Szybko! Nie mamy wiele czasu! Dziś wieczór, kiedy jak co dzieńprzyszedłem porozmawiać z Sarą pod okno piwniczne, zobaczyłem tegoczłowieka, pazia pani de La Tremoille, skradającego się do więzienia.
Zrozumiałem, co się święci, i poszedłem za nim. Moja liberia stanowinajlepszą przepustkę... Potem usłyszałem twój krzyk i przybiegłem. .
- Czy przyszedłeś po mnie? Tristan ze smutkiem zaprzeczył ruchem głowy.
- Jeszcze nie tym razem. Mniej więcej za godzinę wielki szambelanodwiedzi cię tutaj. .
- Jak się o tym dowiedziałeś?
- Przypadkiem usłyszałem, jak kazał jednej z niemych Greczynekwłożyć do wora pieczonego kurczaka i flaszkę wina... Najwyraźniej ciąglemu na tobie zależy. Myślę jednak, że w podobnej norze nie zbierze mu sięna cielesne igraszki. A poza tym, jest chory... i z pewnością niezdolny dowiększego wysiłku.
- Tak czy inaczej, nie dopuszczę do tego. Mój sztylet zadałśmiertelny cios jeden raz, zada i drugi!
- Tylko nie daj się ponieść emocjom, tak jak to zrobiłaś w izbietortur. Mogłaś zgubić nas wszystkich! Teraz muszę odejść. Pan de Brezeczeka na mnie w ogrodzie.
Kiedy wstał, szykując się do wyjścia, Katarzyna chwyciła gokurczowo za ramię.
- Kiedy ujrzę cię znowu?
- Być może następnej nocy... Może wcześniej, jeśli to będziekonieczne. Nie bój się niczego! Czuwamy nad tobą i sądzę, że dla ciebiepan de Breze gotów jest poderżnąć gardło La Tremoille'owi na oczachsamego króla! A więc odwagi!
W tej chwili do celi wszedł Bonawentura, więc Katarzyna spytała:- Panie, a jak wyjaśnię, skąd wzięła się ta krew na moim ubraniu?
- Opowiesz, co się wydarzyło i że Bonawentura cię uratował,zabijając napastnika. On tylko na tym skorzysta w oczach szambelana, atobie to kłamstwo nie może zaszkodzić.
Kat uśmiechnął się szeroko.
- Jesteś dla mnie zbyt łaskaw, panie. Gdybym mógł się czymśodwdzięczyć...
- To się zobaczy później! A teraz zamknij drzwi i strzeż ich jak okaw głowie!
Nie patrząc na Katarzynę, Tristan wyszedł z lochu i ciężkie drzwizamknęły się za nim. Znowu zapanowały egipskie ciemności. Z sąsiedniejceli nie dobiegały żadne dźwięki. Katarzyna pragnęła za wszelką cenęodzyskać utracony spokój. Potrzebowała go, aby stawić czoło La Tremoille'owi, który miał się za chwilę zjawić.
I rzeczywiście, po chwili zgrzytnęły zamki i do lochu wkroczyłszambelan w towarzystwie kata, który oświetlał mu drogę, trzymając wgórze kaganek. Szambelan na widok zmaltretowanej twarzy Katarzyny iśladów krwi stanął jak wryty, nie mogąc opanować wzburzenia.
- Co tu się stało? Jesteś ranna? Przecież wyraźnie poleciłem. .
Bonawentura wcisnął głowę w ramiona, trzęsąc się ze strachu.
Katarzyna postanowiła natychmiast przyjść mu z pomocą.
- Ktoś próbował mnie zabić, panie! Ten człowiek usłyszał mojewołanie o pomoc.. i uratował mi życie!
- Dobrze zrobił! Trzymaj... to dla ciebie! I zostaw nas samych!
Rzucił w stronę kata złotą monetę, którą ten złapał w locie i zacząłwycofywać się w ukłonach. La Tremoille rozejrzał się za czymś dosiedzenia, lecz nie znalazłszy niczego, musiał pozostać w pozycji stojącej.
Ze swojej opończy wyciągnął worek i podał go Katarzynie.
- Masz! Musisz być głodna. Jedz i pij! Potem porozmawiamy. Alemusisz się pośpieszyć.
Katarzyna, która nie miała nic w ustach od wielu godzin, nie kazałasobie tego dwa razy powtarzać. Chciwie rzuciła się na kurczaka i na chleb,a po chwili wszystkie te smakołyki wraz z flaszką wina zniknęły w jejpustym żołądku.
- Dziękuję ci, panie, jesteś dla mnie taki dobry! - obdarowałaszambelana spojrzeniem pełnym wdzięczności.
Jej serce wypełniła nadzieja. Pierwszy raz przebywała sam na sam zszambelanem. Czyżby nadszedł czas wyrównania krzywd? La Tremoillerozpłynął się w uśmiechu, który zamienił jego twarz w setki tłustychwałeczków. Katarzyna poczuła na głowie pulchną dłoń i jednocześnieusłyszała fałszywy szept:- No, sama widzisz, że nie chcę, aby ci się stała krzywda. Wiem, żejesteś niewinna. Czyż nie opuściłaś mnie wbrew własnej woli?
- Tak było, panie! Jakaś młoda i bardzo piękna dziewczyna przyszłapo mnie - odparła z dziecięcą prostotą.
- Wioletta de Champchevrier! Wiem, co to za jedna! To konfidentkamojej małżonki, lecz ty, moja mała, jesteś moją przyjaciółką, nieprawdaż?
Czyż nie byłem zawsze dobry dla ciebie?
- Bardzo dobry, panie!
- A więc nadeszła pora, żebyś sobie o tym przypomniała... Powiedzmi, co zawierała buteleczka, którą stłukłaś i której skorupy cisnęłaś wtwarz hrabiny?
Katarzyna schyliła głowę, jakby walczyła z samą sobą i nieodpowiedziała od razu. La Tremoille zniecierpliwił się.
- Dalejże, mów! Wiesz, że to jest w twoim interesie!
Uniosła głowę i spojrzała szambelanowi prosto w twarz z wyrazemniewinnej szczerości.
- Masz rację, panie... A ty nigdy nie zrobiłeś mi krzywdy... Otóżbuteleczka zawierała eliksir miłości, który potrzebny był twej małżonce!
- Napój miłosny! - La Tremoille wykrzywił grube wargi, a jegoźrenice zwęziły się. - A czy wiesz, dla kogo był przeznaczony?
Odpowiedz!
Katarzyna nie wahała się. Nie mogła narazić na niebezpieczeństwomłodego księcia du Maine. Energicznie potrząsnęła głową.
- Nie, panie, tego nie wiem!
Szambelan spochmurniał, bawiąc się nerwowo końcami złotegopasa.
- Napój miłości, mówisz... - wyszeptał w końcu. - Po co? Mojamałżonka nie szuka miłości, lecz tylko rozkoszy.
Katarzyna zaczerpnęła głęboko powietrza, walcząc z silnym,ogarniającym ją podnieceniem. Nadeszła chwila, aby postawić wszystkona jedną kartę, wypowiedzieć słowa, które zmusiłyby przeciwnika doopuszczenia kryjówki.
- Jest to silnie działający eliksir, panie. Ten, kto go wypije, staje siębezwolnym narzędziem w rękach osoby, która kazała mu go wychylić...
Pani de La Tremoille chciała za jego pomocą wydrzeć pewnemumężczyźnie tajemnicę skarbu...
Słowa te wywołały nadspodziewanie mocny skutek. Szambelanpoczerwieniał, a jego oczy zaczęły ciskać błyskawice. ChwyciwszyKatarzynę za ramiona, potrząsnął nią, wykrzykując:- Jaki skarb? Powiedz wszystko, co o tym wiesz! Mówże wreszcie!