Lecz Katarzyna położyła jej na ramieniu rękę, aby ją uspokoić.
– Zaczekaj! Chcę, by najpierw odpowiedział na dwa pytania.
– Pytaj, pani! Na wszystkie pytania odpowiem...
– A więc, dlaczego to uczyniłeś?
– Dlaczego ukradłem?... Pani, chciałbym wszystko ci wyznać... Otóż jestem tutaj tylko dlatego, że uciekłem z Paryża, gdzie czeka na mnie długi i gruby sznur... Moim domem był Dziedziniec Cudów, lecz nie mogłem wychylić z niego nosa, gdyż moje niecne uczynki stały się powszechnie znane. Dlatego postanowiłem ukryć się wśród pielgrzymów... Wiedziałem, że w drodze nadarzy mi się niejedna okazja... I kiedy zobaczyłem ten złoty posąg, cały kapiący od drogich kamieni, pomyślałem, że jeśli uszczknę z nich kilka, to nikt nawet tego nie zauważy... a ja zapewnię sobie dostatek na stare lata. To była wielka pokusa!
– Być może, lecz dlaczego mnie obciążyłeś swoim uczynkiem? – krzyknęła Katarzyna. – Dlaczego pozwoliłeś, aby mnie oskarżono? Wiedziałeś chyba, że narażasz mnie na śmierć!
– O nie, pani! Tobie nie groziło takie niebezpieczeństwo jak mnie! Ja jestem tylko włóczęgą i zwykłym nędznikiem... Ty zaś wielką damą! Nie można cię, ot tak zwyczajnie, powiesić! No i masz do pomocy przyjaciółkę i jej rycerzy. Wiedziałem, że hrabina będzie cię bronić wszelkimi sposobami. A mnie nikt nie wziąłby w obronę! Powiesiliby mnie bez sądu na pierwszym lepszym drzewie. Wpadłem w okropny strach, aż mi od niego skręcało wnętrzności... Liczyłem na to, że minie jakiś czas, zanim kradzież zostanie zauważona, że podejrzenia nie skierują się na świętych pielgrzymów i że w tym czasie zdążymy już odejść daleko. Kiedy zauważyłem nadciągających mnichów, zrozumiałem, że jestem zgubiony... Wtedy...
– Wtedy postanowiłeś podrzucić mi swój łup – dokończyła spokojnie Katarzyna. – A gdyby mnie jednak powieszono?
– Klnę się na Boga, w którego nigdy nie przestałem wierzyć, że przyznałbym się do winy! A gdyby mi nie dano wiary, biłbym się za ciebie, pani, aż do ostatniej kropli krwi!
Katarzyna w milczeniu ważyła usłyszane przed chwilą słowa. Po chwili powiedziała: – A teraz drugie pytanie: dlaczego dołączyłeś do nas? Dlaczego teraz przyznajesz się do winy, kiedy już nie grozi mi niebezpieczeństwo? Skąd wiesz, czy cię nie wydam?
– Wiem, że ryzykuję – odparł Josse nie tracąc rezonu. – Ale nie mogłem dłużej zostać wśród tych klepiących zdrowaśki, a jednocześnie żądnych krwi fałszywców! Dosyć miałem i Gerberta Bohata, i pana Golina. No i... droga bez ciebie wydawała mi się nie do wytrzymania, a poza tym...
– A poza tym – wtrąciła Ermengarda – postanowiłeś powetować sobie stratę rubinów! Przyznaj się, trutniu jeden, że chciałeś wykraść pani Katarzynie pierścień królowej Yolandy!
Josse nie raczył odpowiedzieć Ermengardzie, natomiast zwrócił się do Katarzyny: – Jeśli takie jest i twoje zdanie, pani, możesz wydać mnie bez wahania. Chciałem tylko powiedzieć jedno: uczyniłem ci wielką krzywdę, chcąc ratować swą skórę, lecz teraz bardzo tego żałuję! Pragnę wymazać swoją winę, ofiarowując ci moje usługi. Pozwól, pani, abym mógł jechać za tobą i abym mógł cię bronić w razie potrzeby! To prawda, jestem tylko włóczęgą i zbirem, lecz nie brak mi odwagi, a szpadą umiem wymachiwać nie gorzej niż wielki pan. Na drodze, którą zmierzasz, solidne ramię może okazać się przydatne. Czy więc przebaczysz mi i weźmiesz mnie jako swego sługę? Na zbawienie duszy, klnę się, że będę ci wiernie służył!
Nastąpiła chwila ciszy, w czasie której Josse nie wstawał z klęczek, czekając ze spuszczoną głową na odpowiedź Katarzyny. Ona jednak wcale nie odczuwała gniewu, wręcz przeciwnie: ten dziwny człowiek, z jednej strony zwykły złodziejaszek, lecz z drugiej nie pozbawiony uroku młodzieniec, wzbudził w jej sercu dziwne rozczulenie. Spojrzała pytająco na Ermengardę, która zaciskając wargi, uparcie milczała, co nie wróżyło niczego dobrego.
– Co mi radzisz, droga przyjaciółko? Hrabina wzruszyła ramionami i bąknęła: – A cóż ja mogę ci doradzić! Wydawałoby się, że jesteś podobna do wróżki Kirke, która zmieniła towarzyszy Ulissesa w świnie, z tą tylko różnicą, że twoje działanie ma odwrotny skutek. Tak więc, czyń, co uważasz za stosowne, lecz ja... i tak z góry wiem, co zrobisz!
Co mówiąc, sięgnęła po kulę i opierając się na niej z wielkim trudem uniosła się z ławy, przy czym ostentacyjnie odrzuciła wyciągniętą w jej stronę pomocną dłoń Katarzyny, która zapytała z niepokojem w głosie: – Dokąd odchodzisz, Ermengardo? Proszę cię, nie weź sobie do serca tego, co ci powiem, lecz...
– A dokąd ja mogę pójść? – rozzłościła się stara dama. – Mam zamiar posłać Bérauda, żeby rozejrzał się trochę po mieście i znalazł nam jeszcze jednego konia! Twój nowy służący może i szybko biega, lecz nie do tego stopnia, żeby dorównać nam kroku w drodze do Galicji!
Po czym, podpierając się na kulach, podobna do wielkiego statku nabierającego niebezpiecznego przechyłu, Ermengarda de Châteauvillain odpłynęła majestatycznie z dziedzińca oberży.
Rozdział trzeci
POSŁANIEC Z BURGUNDII
Po piętnastu dniach wędrówki Katarzyna wraz z towarzyszami dotarła do stóp Pirenejów i przekroczyła starożytny most nad strumieniem Oloron. Wędrówka odbyła się bez przygód, gdyż na przebywanych ziemiach, należących w większości do potężnego rodu Armaniaków, nie musiano się obawiać angielskich zbirów. Ich stanowiska znajdowały się głównie w Gujennie, a nie chcąc zadzierać z hrabią Janem IV d’Armagnac, którego stosunek do najeźdźcy był od jakiegoś czasu dosyć pobłażliwy, Anglicy starali się raczej nie wdzierać na jego ziemie.
Poprzez Cahors, Moissac, Lectoure, Condom i Orthez Katarzyna, Ermengarda oraz ich ludzie dotarli wreszcie do pasma gór, oddzielającego ich od Hiszpanii. Jednak, po raz kolejny, niecierpliwość Katarzyny została wystawiona na ciężką próbę. Od chwili bowiem, kiedy oddzielili się od Gerberta Bohata i jego pielgrzymów, hrabinie jakby przestało się spieszyć. Ona, która jeszcze niedawno podsycała niecierpliwość Katarzyny, namawiając ją do porzucenia zbyt powolnej gromady pielgrzymów, teraz znajdowała szczególną przyjemność w opóźnianiu wędrówki.
Z początku Katarzyna niczego nie podejrzewała. Należało zatrzymać się w Figeac, żeby znaleźć konia dla Jossego. W Cahors znowu spędzono dwa dni: była niedziela i Ermengarda stwierdziła, że wędrowanie w dzień święty nie przyniosłoby im szczęścia. Z tym Katarzyna też się pogodziła i powstrzymała swą niecierpliwość, lecz kiedy w Condom hrabina zarządziła postój, by móc wziąć udział w miejscowym święcie, Katarzyna wybuchnęła.
– Chyba zapomniałaś, moja droga, jaki jest cel mojej wędrówki! Wiesz przecież, jak spieszno mi do Galicji, a ty zawracasz mi głowę jakimiś miejscowymi świętami!
Ermengarda, jak zwykle nie tracąc rezonu, wyjaśniła, że nadmierne napięcie umysłu jest zgubne dla ciała, więc przy zbyt dużym pośpiechu należy nieco zwolnić tempo. Katarzyna jednak nie chciała więcej o niczym słyszeć.
– Dlaczego wobec tego nie dopuściłaś, bym spełniła swoje śluby i pozostała w gromadzie Gerberta Bohata?
– Zapominasz, moja droga, że nie zależało to od twojej woli! Katarzyna spojrzała na Ermengardę ze zdziwieniem.
– Nie rozumiem cię, Ermengardo. Do tej pory sądziłam, że pragniesz mi pomóc, lecz teraz zachowujesz się tak, jakbyś zmieniła zdanie.
– To właśnie dlatego, że chcę ci pomóc, pragnę, abyś była bardziej powściągliwa. Kto wie, czy tam, dokąd zmierzasz z takim uporem, nie czeka na ciebie okrutny zawód. A na to zawsze jest czas!