Выбрать главу

Katarzyna sama nie wiedząc dlaczego, nie darzyła przecież tego mężczyzny sympatią, wybiegła z pokoju na podwórze, gdzie ludzie Ermengardy popijali wino przed udaniem się na spoczynek.

– Szybciej! – krzyknęła w ich stronę. – Nasz przewodnik jest w tarapatach!

Zaraz Sum go rozszarpie, jeśli natychmiast nie pospieszymy mu z pomocą!

Rycerze Ermengardy chwycili za broń i wybiegli na plac. Katarzyna pobiegła w ich ślady. Burgundczycy szybko uwinęli się z całym zajściem. Były to chłopy jak dęby, szerokie w barach, z pięściami jak młoty. Mieli gęby poorane przez lata wojaczki i błyszczące zbroje. Tłum rozstąpił się przed nimi, jak morze przed dziobem statku i Katarzyna, pochłonięta falowaniem, znalazła się tuż obok Gerberta, nie opodal przedsionka kościoła. Pomrukujący groźnie tłum cofał się jak zły pies przed kijem, mieszając się z gromadą wystraszonych tym zajściem komediantów.

– Udało ci się im wywinąć, panie! – rzekł sierżant do Gerberta. – Udaj się więc teraz na spoczynek i zostaw w spokoju tych ludzi!

– A zwracając się do Katarzyny, spytał: – Spełniliśmy, pani, twe życzenie. Czy mamy cię odprowadzić do oberży?

– Wracajcie beze mnie! – odparła. – Nie chce mi się spać! Rycerze Ermengardy odeszli w stronę oberży i Katarzyna została sam na sam z Gerbertem.

– Jeśli dobrze zrozumiałem, to tobie zawdzięczam pomoc, pani?

– spytał ozięble. – Nie przypominam sobie, żebym cię o nią prosił!

– Ponieważ jesteś zbyt zarozumiały! Raczej dałbyś się pokrajać na kawałki! Zauważyłam, że znalazłeś się w opałach, więc pomyślałam...

– A od kiedy to kobiety myślą? – parsknął Bohat z taką pogardą, że Katarzyna zawrzała z gniewu.

Ten mężczyzna nie tylko był dziwny, był odrażający!

– Przyznaję, że często popełniamy głupstwa – odparła – zwłaszcza ratując życie takiemu inteligentnemu mężczyźnie jak ty, panie! Racz mi wybaczyć! Lepiej bym zrobiła, przyglądając się spokojnie, jak cię wieszają na bramie opactwa! Po czym, upewniwszy się, że umarłeś dla świętej sprawy, powinnam pomodlić się za spokój twej wielkiej duszy! Trudno, zło się jednak stało! Wybacz więc, że cię teraz opuszczę! Dobrej nocy, panie!

I odwróciła się na pięcie, lecz Gerbert zatrzymał ją, a Katarzyna ze zdziwieniem spostrzegła, że z jego kamiennej twarzy zniknął wyraz gniewu.

– Czy możesz mi wybaczyć, pani? – spytał głucho. – Przyznaję, że bez twojej pomocy niechybnie straciłbym życie. Powinienem ci podziękować, lecz – dodał gwałtownie – ciężko mi dziękować kobiecie, tym bardziej że życie jest dla mnie nieznośnym ciężarem! Gdybym nie bał się Boga, już dawno skończyłbym ze sobą!

– Doprowadzić do tego, żeby inni zrobili to za ciebie, to oszustwo, panie, na które nie nabrałbyś pana Boga!

Gerbert nie odpowiedział, a Katarzyna ruszyła w stronę oberży, czując, że nieszczęśnik wlecze się za nią.

– Nienawidzisz kobiet, panie, nieprawdaż?

– Z całych sił! Z całej duszy! – odparł Gerbert z zapałem. – One są odwieczną pułapką, w którą wpadają mężczyźni!

– Skąd tyle nienawiści, panie? Co złego uczyniły ci kobiety? Czyż nie masz matki?

– To jedyna czysta kobieta, jaką znam. Wszystkie inne to... błoto, zbytek i fałsz!

Katarzyna, miast uczuć się urażoną tak okrutnym sądem, poczuła coś w rodzaju litości, gdyż pod płaszczykiem nienawiści drążącej tego człowieka, zgadywała jakieś cierpienie, którego nie potrafiła nazwać.

– Czy zawsze nienawidziłeś kobiet? A może... Gerbert jednak nie dał jej dokończyć.

– „A może kochałeś zbyt mocno”? Tak, właśnie tak było! Dlatego zawsze były moimi wrogami! Nienawidzę ich!

Jego oczy płonęły ogniem mrocznej pasji, a ręce drżały. Widząc to, Katarzyna zatrzymała się.

– Spójrz na mnie, panie! – rzekła. – I powiedz prawdę! Czy istotnie uważasz, że jestem błotem, zbytkiem i fałszem?

Stała nieruchomo, ukazując rozbieganemu spojrzeniu Gerberta swą jasną twarz, otoczoną złotymi puklami opadającymi miękko na szyję. Uśmiechała się życzliwie do swego prześladowcy, który stał nieruchomo jak posąg.

– Odpowiedz, panie!

Nagle Gerbert zasłonił twarz dłonią, jakby chciał przepędzić diabelską wizję, i cofnął się w mroczny kąt muru opactwa.

– Ty chyba jesteś demonem zesłanym specjalnie, aby mnie kusić! Ale nie ciesz się na zapas! Nie zdobędziesz mej duszy! Rozumiesz? Nie zdobędziesz! Apage Satanas! – Ogarnięty świętym strachem rzucił się do ucieczki.

Katarzyna pojęła, że nigdy nie uda się jej przekonać tego chorego człowieka.

– Nie gadaj głupstw, panie! – powiedziała za odchodzącym. – Nie jestem żadnym demonem! Ty szukasz spokoju ducha, ja zaś czego innego... Nie łudź się jednak, że to coś ty mógłbyś mi dać! Ani ty, ani żaden inny nie da mi tego, z wyjątkiem jednego...

– Kim jest ten jedyny? – zapytał w drzwiach.

– To nie twoja sprawa, panie! – ucięła Katarzyna. – Dobranoc! Idź spać! Katarzyna wróciła do oberży, a pielgrzym nie starał się jej zatrzymać. Noc była spokojna i życie w miasteczku zamarło. W oddali rozległ się dzwon, gdzieś zaszczekał pies. Czuła zmęczenie i zwątpienie. Miała nadzieję, że załagodzi wzajemne animozje, lecz po tej rozmowie pojęła, że to nigdy nie będzie możliwe. Człowiek ten nosił w sobie tajemnicę, której nie powinna zgłębiać.

Następny dzień wlókł się w nieskończoność. Katarzyna postanowiła uczestniczyć w obowiązkowych nabożeństwach, ale zamiast skupić się na modlitwie, myślała, by jak najszybciej wyruszyć w dalszą drogę.

W czasie nie kończących się modłów wlepiała oczy w błyszczącą wśród dymu kadzideł złotą figurę świętej Foy, kapiącą wprost od drogocennych kamieni. Dziwna to była figura, która swoimi nieruchomymi oczami wzbudzała strach. Katarzyna patrzyła na nią z lękiem, nie mogąc doszukać się w niej obrazu małej, trzynastoletniej świętej, torturowanej za wiarę. Mówiono, że posąg ten posiada moc wyzwalania więźniów, toteż za statuą piętrzyły się liczne dowody wdzięczności: łańcuchy, kajdany i żelazne obręcze.

Katarzynie od klęczenia ścierpły nogi, wstała więc i odwróciwszy głowę napotkała utkwione w niej spojrzenie Gerberta Bohata. Ta krótka chwila wystarczyła, by dostrzec wyraz zaciętości i bojaźni w jego twarzy. Westchnęła ciężko.

– Nie możesz mieć mu tego za złe – szepnęła stojąca tuż obok Gillette. – Gerbert to nieszczęśliwy człowiek.

– Skąd wiesz?

– Nie wiem... czuję to... Musi bardzo cierpieć, dlatego jest taki oschły. Katarzyna, pomimo dobrych chęci, nie czuła się na siłach, by wziąć udział w procesji, która miała zanieść posąg świętej na pola od wielu dni pozbawione deszczu. Wróciła więc do oberży, gdzie Ermengarda przywitała ją kwaśnym uśmiechem.

– Czy nie dość ci jeszcze zdrowasiek? Kiedy wreszcie okażesz rozsądek i przyjmiesz moje rady wraz z moim koniem? Czy naprawdę masz zamiar wlec się z tą gromadą, podczas gdy mogłybyśmy odbyć podróż o wiele szybciej?

Katarzyna zacisnęła wargi i, zdejmując płaszcz, spojrzała na hrabinę z ukosa.