– Przecież ja tu jestem! – odparł z kpiącym uśmiechem. – Zaraz zobaczysz, jaka ze mnie dobra pokojówka!
I zrzuciwszy swój żupan, jął odpinać szpilki przytrzymujące długi czepek Katarzyny. Robił to tak zgrabnie, że Katarzyna nie mogła powstrzymać uśmiechu.
– Rzeczywiście – powiedziała. – Jesteś co najmniej tak sprawny jak Sara!
– Poczekaj, moja droga, to jeszcze nic! Wstań!
Katarzyna usłuchała, gotowa pokazać mu, które agrafki i wstążki należy odpiąć w pierwszej kolejności, lecz zanim zdążyła otworzyć usta, Arnold chwyciwszy suknię za dekolt, zerwał ją z niej jednym zdecydowanym ruchem. Niebieska satyna rozdarła się z góry na dół. Natychmiast ten sam los spotkał batystową koszulkę i Katarzyna stanęła przed Arnoldem, jak ją Pan Bóg stworzył, mając jako jedyną osłonę jedwabne, niebieskie pończochy.
– Arnoldzie! Ty chyba oszalałeś! Taka piękna sukienka!
– Właśnie! Nie powinnaś dwa razy zakładać sukni, w której odniosłaś taki sukces! A poza tym – dodał całując ją – jest taka niepraktyczna do zdejmowania!
Usta Arnolda były gorące i pachniały winem. Całował ją powoli, starając się obudzić jej pożądanie, które czyniło z niej prawdziwą rozpustnicę nie znającą wstydu i zahamowań. Jedną ręką przyciskał ją do siebie, a drugą pieścił jej plecy, piersi i brzuch. Pod jego dotykiem Katarzyna zaczęła wibrować jak harfa na wietrze.
– Arnoldzie... – jęknęła przy jego ustach – proszę...
Arnold, ująwszy jej głowę w dłonie, odchylił ją do tyłu, by zobaczyć twarz żony w pełnym świetle.
– O co mnie prosisz, kochanie? Żebym cię kochał? Ależ ja właśnie mam zamiar to zrobić! Będę cię kochać aż do utraty tchu, aż zaczniesz błagać o łaskę. Tak bardzo cię pragnę! – Równocześnie pochylił się jeszcze bardziej i oboje upadli na niedźwiedzią skórę, rozciągniętą przy kominku. – Teraz jesteś moim więźniem i nie wyrwiesz mi się – powiedział obejmując ją mocno.
Ona także otoczyła męża ramionami, szukając gorączkowo jego ust.
– Nie mam ochoty ci się wyrywać, moje kochanie. Kochaj mnie, kochaj, aż zapomnę, że nie jestem tobą, aż będziemy tworzyć jedno ciało!
I przylgnęła do niego mocniej, by czuł każdą cząstkę jej ciała, po czym długo jeszcze słychać było w pokoju błogie jęki zakochanej kobiety.
Kiedy burza zmysłów minęła, Katarzyna patrząc na drzemiącego męża spytała nagle: – Co ci powiedział La Hire podczas balu? Czy to prawda, że na wiosnę musisz wyruszyć do boju?
Arnold odemknął jedno oko i naciągnąwszy niedźwiedzią skórę na siebie i nieco drżącą małżonkę, odpowiedział: – Anglicy zajmują jeszcze kilka pozycji. Dopóki ich nie przegnamy... Katarzyna nastraszyła się co niemiara, myśląc, że wszystko zacznie się od nowa.
– Nie chcę, żebyś wyjeżdżał, nie chcę, żebyś znowu mnie opuścił!
Odzyskałam cię i nie zamierzam cię utracić!
Zacisnęła wokół niego ramiona jak dziecko, bojąc się, że nagle mógłby się ulotnić. Arnold czule pogładził ją po policzku i delikatnie pocałował. Jego białe zęby błysnęły w uśmiechu.
– Czy sądzisz, że pilno mi cię opuścić, że mam ochotę spędzać samotnie noce bez ciebie? Jestem żołnierzem i to jest mój zawód. Jeśli wyjadę, ty wyjedziesz wraz ze mną. Kampanie nie trwają dłużej niż pół roku, a wszędzie, gdzie toczą się bitwy, są jakieś zamki na tyłach. Będziesz na mnie czekać i już nigdy się nie rozstaniemy. Koniec ze łzami, koniec ze strachem i z cierpieniami. Teraz nastał dla nas czas kochania. Nie stracimy więc z niego ani jednej chwili...