Выбрать главу

– A teraz schowaj je do swej sakiewki i nie mówmy o tym więcej! – Próbował siłą włożyć perły do jej ręki, lecz ona odepchnęła je. Skronie kupca nabrzmiały z gniewu.

– Dlaczego? Obrażasz mnie, Katarzyno!

– Nie zrozum mnie źle, Jakubie. Myślę tylko, że twoje perły mogą przydać się... gdzie indziej... a nawet będą bardziej użyteczne.

– Gdzie indziej? Gdzie?

– Na szyi tej ładnej istoty, w której zakochał się król... tej Agnieszki Soreau, o której mówiłeś, że jesteście w przyjaźni.

Istotnie, kiedy Katarzyna opowiedziała Jakubowi o spotkaniu z królem i o tym, jak się ono skończyło, handlarz tylko roześmiał się i rzekł: – Mylisz się co do niej. To dobra dziewczyna. Tylko trochę za bardzo przejęła się swą rolą.

– Daj jej więc te perły – ciągnęła – i powiedz jej, jakie znaczenie do nich przywiązuję, a także proś, by wstawiła się u króla w sprawie Arnolda.

Jakub ujął Katarzynę za rękę i poprowadził do ławy wyścielonej czerwonymi poduszkami, stojącej przy otwartym oknie, wrócił do stołu, napełnił kielichy winem z Malvoise, podał jeden z nich Katarzynie, po czym, przysunąwszy taboret, usiadł naprzeciwko.

– Wyjaśnijmy raz na zawsze sprawę Agnieszki! To królowa Yolanda kazała ją sprowadzić na dwór, by wyrwać króla ze smutku i apatii. Król zakochał się, a ona wśród pocałunków podsuwa mu rady i pomysły królowej. Widziałaś, jak król się zmienił?

– Przyznaję. Do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać, czy to ten sam człowiek...

– Tak. I to jest dzieło Agnieszki i królowej Yolandy.

– Ale to dziwne, że Yolanda podstawia rywalkę własnej córce, królowej Marii.

– Uspokój się. Wiesz dobrze, że królowa Maria nie mogła dokonać cudownej przemiany. To prawda, król kocha ją. Regularnie płodzi z nią dzieci, czy jednak pamiętasz, jak wygląda jej twarz? Nie pamiętam już który z ambasadorów po ujrzeniu jej powiedział, że królowa Maria swoją twarzą powinna straszyć Anglików. Miłość matczyna Yolandy to jedno, a troska o wskrzeszenie królestwa to drugie. Przestań więc boczyć się na biedną Agnieszkę. Sam podejmuję się powiedzieć jej, że popełniła głupstwo. Zresztą królowa Yolanda, która niebawem tu ściągnie, osobiście się tym zajmie. A teraz, czy zechcesz wreszcie przyjąć te perły?

Katarzyna wychyliła kielich, odstawiła go na stół i roześmiała się.

– Jesteś bardziej uparty, Jakubie, niż twoje mulice!

– Dzięki temu do czegoś doszedłem! A więc chcesz je, czy... mam wrzucić je do Loary? Gdyż przysięgam, że żadna inna nie będzie ich nosić! Dodam tylko, że sprowadzę drugie... dla twojej przyjaciółki Agnieszki, ponieważ zdaje mi się, że bardzo ci na tym zależy!

Katarzyna zamiast odpowiedzi wyciągnęła dłoń i Jakub włożył doń skórzany mieszek.

Zadowolony ze swego niewinnego zwycięstwa, Jakub Serce pocałował przyjaciółkę w czoło, życząc jej dobrej nocy.

– Dzisiaj mamy 30 maja. Za trzy dni wesele: już niedługo przyjdzie ci znosić moje kaprysy. Okaż więc jeszcze trochę cierpliwości!

Jednak dwa dni później, kiedy Katarzyna zastała Jakuba w jego kantorze na porządkowaniu grubych ksiąg, kupiec na jej widok oznajmił z pochmurną miną:

– Wesele przełożone... Ostatnie dziecko królewskie, mały książę Filip urodzony w lutym, jest umierający. Król, królowa i dwór pozostaną w Chinon.

– Mój Boże – jęknęła Katarzyna – tylko tego jeszcze brakowało. A jeśli zaślubiny odbędą się w Chinon?

Jakub, przekładając papiery porozkładane na biurku, odwrócił się tak nagle, że część z nich spadła na podłogę.

– Gdzie? W Chinon? Król nie zrobiłby takiej przykrości swoim wiernym poddanym z Tours, ani mnie samemu, mnie, który sobie żyły wypruwa, by wszystko przygotować, jak należy!

Mały książę Filip umarł następnego dnia, 2 czerwca. Król ustalił datę zaślubin na 24 czerwca.

– Jeszcze przez trzy tygodnie będziesz moim więźniem – radował się Jakub. – Gdy odjedziesz, zostawisz mnie w głębokim smutku!

Istotnie co wieczór, korzystając z pięknej pogody, siadywali po wieczerzy na ławce w ogrodzie i rozkoszowali się świeżością wieczoru. Przeważnie nie rozmawiali wiele, woląc wdychać w ciszy, przerywanej jedynie szmerem rzeki i krzykiem nocnych ptaków, zapach wiciokrzewu.

Tego jednak wieczoru Jakub nie miał ochoty milczeć. On, zwykle tak poważny, był wesoły jak dziecko. Przedłużenie pobytu pięknego gościa zdawało się wypełniać go radością, której wcale nie starał się ukryć.

Spoglądał na nią, siedzącą tuż obok na kamiennej ławie, z rozanieleniem. Z powodu upałów kupiła u mistrza Jana Beaujeu, krawca królowej, cienki, różowy jedwab w białe gałązki, w którym wyglądała jak młoda dziewczyna. Z białym woalem narzuconym na włosy opadające ciężko na kark i naszyjnikiem z pereł pyszniących się na alabastrowym dekolcie podobna była do istoty przybyłej z innego świata. Zapach, jaki wydzielała z jej ciała cenna esencja różana sprowadzona przez kupca dla niej specjalnie z Persji, atakował nozdrza Jakuba, przywracając jej całą ziemskość.

Pchnięty impulsem silniejszym niż wola chwycił jej ręce i uwięził. Były zimne i instynktownie starały się wyrwać z uścisku.

– Katarzyno – powiedział niskim głosem – nie odpowiadasz mi. Czy cię rozgniewałem?

– Nie, Jakubie. Nie powiedziałeś nic, co mogłoby mnie rozgniewać. To miło słyszeć, że mój odjazd zostawia smutek, ale nie mów nic więcej.

– A jednak...

Żywo wyrwała swą dłoń z uścisku i położyła ją na jego ustach.

– Nic nie mów! Jesteśmy parą przyjaciół. Starych przyjaciół! I niech tak zostanie!

Jakub ucałował z zapamiętaniem palce tak nieostrożnie złożone na jego ustach.

– To oszustwo, Katarzyno! Ta stara przyjaźń to tylko ułuda i sama dobrze o tym wiesz. Od lat kocham cię, nie śmiąc tego powiedzieć.

– Właśnie mówisz... pomimo mojej obrony.

– Twojej obrony! Czy wiesz, że przez te wszystkie lata żyłem tylko wspomnieniem pewnego pocałunku... tego w Bourges, w moim gabinecie, kiedy uciekłaś z Champtoc, ze szponów Gilles’a de Rais’go. Nigdy nie udało mi się o nim zapomnieć.

– Mnie również – odparła chłodno Katarzyna – ale z powodu wyrzutów sumienia, gdyż zawsze byłam przekonana, że twoja żona nas widziała.

– A jednak nie odepchnęłaś mnie. Myślałem nawet przez chwilę...

– Że mi się to podoba? To prawda! Lecz teraz, Jakubie, skończmy na tym!

W przeciwnym razie będę musiała cię opuścić.

– Nie, nie odchodź! Byłoby mi strasznie przykro...

– Zostanę, jeśli obiecasz, że przestaniesz. Dzisiaj nie jesteś sobą. To z pewnością ten ogród, te wszystkie zapachy... piękna noc. Ja również jestem zakłopotana.

Wstała z zamiarem opuszczenia tego pełnego pułapek miejsca. Jakub uśmiechnął się z ironią.