Katarzyna zgięła się w głębokim ukłonie, aby ukryć zakłopotanie.
Wydawało się, że trudniej będzie się wywinąć księciu, niż się spodziewała.
– Pierwsze miejsce... zawsze należało do Waszej Wysokości...
– W takim razie proszę o dowody!
– W jaki sposób mogę to uczynić?
– Uczestnicząc za chwilę w bankiecie królów. Zostaniesz zaprowadzona do apartamentów, gdzie będziesz mogła dokonać toalety... i przebrać się.
– Ależ, panie...
– Żadnego ale! Nie zgadzam się! Tego wieczoru będziesz moim gościem...
może ostatni raz. Jeśli tak ci zależy na tym, by spędzić noc u pani Morel, to niech to będzie następna. Lecz tej nocy królów zostań w pałacu! Żądam tego w imieniu... Burgundii. Będziesz miała okazję spotkać wielu starych przyjaciół jednocześnie...
– Ależ to niemożliwe! Jak zmusić księżnę, by zasiadła przy jednym stole z...
– ...z moją dawną kochanką? Musiałaby cię znać. Zresztą od dawna te sprawy dla niej nie istnieją. Kocha tylko syna i Boga.
– Może dlatego, że pozwalasz jej kochać jedynie syna i Boga...
– Jest zbyt wielką damą, by zniżyć się do zmysłowej miłości. Dała mi dzielnego syna, lecz nie ma zamiaru dać mi następnych. A przy tym czyż nie jesteś wysłanniczką królowej Yolandy? Tak więc, zgadzasz się?
– To rozkaz?
– Skądże znowu... zwykła prośba!
Prośba, której odmówić byłoby niebezpiecznie. Katarzyna znała zbyt dobrze podstępne machinacje księcia, do których był zdolny pod płaszczykiem wytrawnej kurtuazji. Należało się zgodzić... lub przynajmniej udawać, że się zgadza.
Dygnęła w protokolarnym ukłonie i oddała się w opiekę Matce Boskiej.
Książę klasnął w dłonie. Prawie natychmiast w drzwiach komnaty zjawił się służący w nowych kolorach księcia, szarym i czarnym, w stroju z satyny wyszywanej złotem, i skłonił się bez słowa.
– Zaprowadź hrabinę de Montsalvy do apartamentu, który kazałem dla niej przygotować. Kiedy będziesz gotowa, przyślę tego, który tego wieczoru będzie twoim rycerzem i poprowadzi cię do stołu. Możesz się nie obawiać – dodał z uśmiechem – to też będzie przyjaciel...
Po przekroczeniu drzwi wskazanych przez przewodnika Katarzyna stanęła jak urzeczona nie wierząc własnym oczom... Pokój oświetlony wesołym płomieniem igrającym w kominku z białego kamienia i niezliczoną liczbą różowych świec, był jej niegdysiejszym pokojem! Tym samym, jaki w Brugii kazał urządzić dla niej zakochany książę i w którym przeżyła tyle upojnych nocy miłości.
Jak we śnie przeszła po grubych białych futrach rozłożonych na posadzce, przyglądając się oczami pełnymi oniemienia tapetom z różowego aksamitu, posrebrzanym meblom, masywnym świecznikom, wielkim liliom na flakonach, wreszcie herbowi widniejącemu na okapie kominka, który sama sobie wybrała w czasie swego panowania: niebieskiej chimerze na srebrnym polu... Wszystko było tak jak wtedy, łącznie z suknią z białej satyny wyszywanej perłami rozłożoną na różowosrebrnej kapie łoża. Wszystko, co osiem lat temu zostawiła w Brugii, odnajdywała teraz w Lille... Z wyjątkiem odbicia w weneckim lustrze, w którym ujrzała zakurzonego, zabłoconego wędrowca o nieświeżej, bladej cerze i zmęczonych oczach...
Nagle jak spod ziemi pojawiły się dwie służące o smagłych cerach, pewnie niewolnice kupione na targu w Wenecji lub Genui, i w mgnieniu oka pozbawiły ją oprawy znużonego podróżnika. Potem przyszła kolej na gorącą kąpiel z werbeną, która usunęła zmęczenie z ciała napełniając je przyjemnym ciepłem... Dawno nie zaznała podobnej przyjemności, gdyż nawet zamek w Montsalvy nie zapewniał takiego zbytku.
Ogarnięta miłym odprężeniem straciła poczucie czasu. Zamknęła oczy i oddała się pieszczocie pachnącej, zielonej wody...
Kiedy już prawie zasypiała, dwie pary czarnych rąk uniosły ją z kąpieli, zawinęły w cienkie, ogrzane przy kominku płótno fryzyjskie, przypominając jej Grenadę i zabiegi olbrzymki Fatimy, gdyż tak jak ona zaczęły masować jej ciało i nacierać balsamami, od których skóra stała się z powrotem miękka i elastyczna. Potem naperfumowały ją, wyczesały starannie włosy, lecz ku wielkiemu zdziwieniu Katarzyny nie zaplotły ich w ścisłe warkocze mogące udźwignąć szpilki i ciężar długiego stożka. Służące podpięły je tylko i uwięziły w obszernej siatce z drobnych perełek opadającej do połowy pleców.
Nie nałożywszy jej żadnej koszuli, włożyły na nagie ciało suknię z białej satyny przewiązaną pod piersiami warkoczem pereł, z szerokim dekoltem więcej odkrywającym niż zasłaniającym. Jedwabne pończochy przewiązane nad kolanami koronkowymi podwiązkami i pantofelki z białej satyny dopełniły stroju.
Spojrzawszy do lustra, ujrzała odbicie... bajkowej księżniczki, stwierdzając, że ani czas, ani cierpienia nie zaszkodziły jej urodzie...
Zaskoczona, lecz i olśniona zarazem, z przyjemnością przyglądała się przez chwilę swemu odbiciu, gdy z głębi pałacu zaczęły dobiegać wesołe dźwięki instrumentów. Uroczystość zaczęła się i zaraz przyjdą po nią.
Paraliżujący strach ścisnął ją za gardło. Jak zniesie spojrzenia gości w tej zbyt wiele odkrywającej sukni? Czyżby Filip zamierzał wystawić ją półnagą na spojrzenia swych gości, swej żony! Za żadną cenę nie mogła na to przystać!
Po chwili usłyszała za sobą westchnienie księcia. Miał na sobie długą, czarną tunikę, na której błyszczało słynne złote runo. Stanąwszy kilka kroków za nią ze skrzyżowanymi ramionami, opierał się o framugę drzwi. Nie mówił nic, lecz wygłodniałe spojrzenie jego oczu wyrażało wszystko.
– Nigdy nie byłaś piękniejsza – wyszeptał wreszcie namiętnie – i nigdy bardziej cię nie pragnąłem...
Katarzyna zadrżała z uczuciem przyjemności, przed którym żadna, nawet najwierniejsza żona nie może się bronić wobec mężczyzny, którego najwyraźniej usidliła i trzyma w swej mocy.
Książę ruszył w jej stronę, a ona zaczęła się cofać jak przed zbliżającym się niebezpieczeństwem.
– Rzekłeś, panie, że przyjdzie po mnie przyjaciel, dlaczego więc przyszedłeś ty sam? Co to wszystko znaczy?
– Że cię kocham, pani...
– A bankiet? A noc królów?
– Nie pójdziesz... a i ja nie pójdę! Królowie, książęta będą ucztowali bez nas. Tej nocy pragnę tylko jednej królowej... ciebie! Kocham cię!
Katarzyna oparła się o kredens i zacisnąwszy palce na śliskim drewnie, zamknęła oczy, by oprzeć się zawrotowi głowy. Czuła, że pod jej stopami otwiera się przepaść, w którą, niespodziewanie jednak, miała ochotę się rzucić... Próbowała wszakże się bronić.
– To nieprawda – odparła niezdecydowanie, co samą ją przeraziło. – Masz panie żonę, wiele kochanek, bękartów... po co więc mówisz mi o miłości?
– Ponieważ mam do tego prawo! Ponieważ zawsze kochałem tylko ciebie! – Nie wierzę!
– Musisz uwierzyć!... Popatrz tylko na ten pokój, twój pokój, w którym dałaś mi tyle szczęścia, w którym wielbiłem twe ciało nie mając nigdy dosyć!
– To nie jest mój pokój! Nie jesteśmy przecież w Brugii!
– W istocie. Jednak jest to jego wierna kopia. W każdym z moich pałaców kazałem wiernie go odtworzyć. Nie wierzysz? A więc pojedź do Brukseli, do Dijon, nie mówiąc o Brugii, gdzie twój dom stoi nietknięty, wszędzie tam odnajdziesz swój pokój... a także ten obraz!
Książę z zapałem podszedł do ściany i przycisnął znany tylko jemu tajemny przycisk. Ściana otworzyła się, ukazując wielki portret, na który Katarzyna spojrzała ze zdziwieniem, gdyż nie tylko nigdy dotąd go nie widziała, lecz nawet nie podejrzewała jego istnienia.