Rumieniec ogarnął powoli jej twarz, szyję i piersi: na długiej, topolowej płycie ujrzała siebie nagą z różą w dłoni i sznurem rubinów opadającym aż do kręconego runa jej kobiecej kępy...
– Kto go namalował? – spytała ledwo słyszalnym szeptem.
– Van Eyck... według moich wskazówek, rzecz jasna! On również cię kocha, a ja mogłem z zamkniętymi oczami opisać każdy szczegół twego ciała. Namalował pięć... identycznych. Czy ciągle będziesz się upierać, że cię nie kocham?
– Ależ to istne szaleństwo! A księżna?...
– Księżna nigdy się nie dowie ani o obrazach, ani o pokojach. Tylko ja mam do nich klucze, a zajmują się nimi jej nieme niewolnice, kiedy dam im rozkaz.
– Po co to wszystko?
– Po to... bym czasem mógł odnaleźć ciebie... twój zapach... atmosferę, którą kochałaś. To prawda, że nie brakuje mi kochanek, ponieważ mój samczy instynkt potrzebuje samicy, lecz żadna kobieta nie zaznała takiego blasku u mego boku jak ty! Kiedy więc jestem znudzony tymi wszystkimi kobietami, zbyt znudzony moim pustym sercem i głową zaprzątniętą polityką, każę rozpalić ogień na kominku w jednym z tych pokoi, każę wnieść świeże kwiaty, świece i każę podawać do stołu. Po czym zamykam się w nim samotnie i piję, piję... aż wspomnienie pieszczoty twego ciała stanie się nie do zniesienia... następnie klękam przed twoim wizerunkiem i... kocham cię! Sam... jak szaleniec!... A teraz nie odmawiaj mi i chodź!
Filip podszedł do niej wyciągając dłoń. Katarzyna odsunęła się, jakby ta dłoń parzyła.
– Nie!
Książę roześmiał się.
– Nie obawiaj się! Nie rzucę cię na łoże, choć, wierzaj mi, mam na to wielką ochotę! Czyż nie zaprosiłem cię na wieczerzę? A więc wieczerzajmy! Za chwilę podadzą do stołu.
Widocznie tej nocy nie był to koniec niespodzianek, gdyż w tej chwili podłoga pod oknem zaczęła powoli się rozsuwać, a z otworu wyłonił się zastawiony stół, po czym podłoga zamknęła się bezszelestnie. Nad stołem zastawionym złotą zastawą, wśród dyskretnie oświetlonych kwiatów oraz cyzelowanych i wysadzanych drogimi kamieniami pucharów z winem, unosiły się cudowne zapachy.
Filip bez słowa ujął Katarzynę za rękę, poprowadził ją do wyłożonej jedwabnymi poduchami ławy w pobliżu kominka i posadził z wielką atencją, umieszczając jej stopy na niedźwiedziej skórze. Następnie zręcznym, lecz eleganckim ruchem, jakby sam był jednym ze swych zarozumiałych giermków, nałożył na złoty półmisek kilka różowych płatków łososia i napełniwszy puchar winem, podał go jej.
Patrzyła na jego ruchy ze zdziwieniem, które po chwili przeszło w rozbawienie.
– To moje najlepsze wino z Beaune! Pijmy za noc królów! Za najpiękniejszą noc w roku... i za najpiękniejszą damę Zachodu!
Trąciwszy się pucharami wychylili ich zawartość, po czym Katarzyna poczuła przyjemne ciepło w żyłach przywołujące uśpione wspomnienia...
– Dlaczego, panie, odegrałeś przede mną tę komedię?
– Jaką komedię?
– Zaprosiłeś mnie przecież na uroczysty bankiet.
– Dawniej byłem dla ciebie po prostu Filipem – zarzucił jej łagodnie. – A czy zgodziłabyś się, gdybym powiedział ci, że tej nocy chcę cię tylko dla siebie, że jestem zdecydowany opuścić swych gości, nawet cały dwór, dla kilku godzin naszej dawnej intymności?
– Nie, nie sądzę – odparła szczerze.
– Nie sądzisz? A może nie jesteś tego pewna?
– Być może...
– Dziękuję za te słowa! Pijmy więc!
Wieczerza przebiegała w wesołej, przyjaznej atmosferze. Filip był radosny, a Katarzyna odnajdywała, nie bez przyjemności, czarującego towarzysza, jakim był ongiś, kiedy tylko zapominał o wielkiej polityce i swoich godnościach. Recytował jej najnowsze wiersze nadwornych poetów, opowiedział najświeższe ploteczki, wplótł kilka informacji natury politycznej, w tym swoją decyzję o bliskim zwróceniu wolności królowi René.
Katarzyna zamknąwszy oczy słuchała ogarnięta uczuciem komfortu, które wydało się jej czymś nowym po niedawnych przejściach.
Przy deserze książę usiadł u jej stóp na niedźwiedziej skórze i częstował ją cukierkami z czarki, którą położył na jej kolanach. Druga ręka także spoczęła na kolanach, lecz tak delikatnie, że oszołomiona winem Katarzyna nawet nie zaprotestowała. Wygodniej oparłszy się na aksamitnych poduszkach, rozmarzyła się, a jej umysł błądził wśród miłych wspomnień, odsuwając precz codzienne smutki.
Wydawało się, iż nie zauważyła, że ręce Filipa zaczęły ślizgać się wzdłuż jej ud. Gorące i zręczne ręce Filipa, niezrównanego w sztuce kochania, obudziły w niej dawno zapomniane wrażenia, te nagłe wybuchy zmysłów, które przez długi czas zastępowały jej szczęście...
Jego ręce przesuwały się coraz wyżej, poczynając sobie coraz śmielej, lecz w okolicach brzucha zatrzymały się i Katarzyna z nieopisanym uczuciem zwycięstwa zrozumiała, że on, książę, pan ziem większych od królestwa, waha się i że nie śmie...
W oddali rozbrzmiewał głos śpiewaka, dźwięki lutni i odgłos zegara wybijającego północ. Katarzyna uniósłszy powieki ujrzała, że usta księcia drżą, a jego spojrzenie wyraża błaganie. Uśmiechnęła się do niego.
– Dlaczego zatrzymałeś się, Filipie? Dlaczego nie mielibyśmy świętować nocy królów na nasz sposób?
W oczach księcia błysnęła radość zmieszana z niedowierzaniem.
– Czy... czy naprawdę chcesz tego?
Katarzyna pochyliła się nad nim, muskając jego usta ustami.
– Tak! Chcę, żebyś mnie kochał! Żebyś mnie kochał ten ostatni raz tak, jak kochałeś mnie dawniej! Tej nocy pragnę należeć do ciebie bez reszty!
Wkrótce mogła się przekonać, że Prudencja sprawiła się doskonale, delikatny mechanizm jej ciała nie zachował bowiem żadnego śladu doznanych gwałtów, a radość miłości była w niej wciąż taka sama jak dawniej. Rozsądek nakazywał więc nie myśleć w tej chwili o tym, kiedy wreszcie Florentynka usunie ostatni namacalny dowód nieszczęścia.
W ramionach tego, który ongiś nauczył ją miłowania, Katarzyna wzięła dobroczynną kąpiel młodości, gdyż dla Filipa rozkosz była sztuką o wielu obliczach, do której potrafił wnieść tyleż słodyczy co delikatności, nie spotykanych u męskiego plemienia w tych niespokojnych czasach. Obsypana wyszukanymi pieszczotami i obdarowana przez księcia tak szczodrze, sama nie pozostała mu dłużna.
Rozciągnięta później w zmiętej pościeli, kołysząc przyjemnie zmęczone ciało i lekki umysł niedawnymi uniesieniami, odkryła, że miast wyrzutów sumienia z powodu zdrady męża czuje jedynie przewrotną satysfakcję z udanej zemsty pozbawionej krzty goryczy. Przed chwilą, po tym jak Filip doprowadził ją po raz pierwszy do eksplozji rozkoszy, usłyszała pytanie:
– Dlaczego rzekłaś, że miłość napawa cię wstrętem? Czyżby twój mąż był takim prostakiem bez serca, za jakiego zawsze go brałem?
Katarzyna poczuła nagłą pokusę, by wyznać kochankowi prawdę. Lecz jak wywołać wspomnienia ohydnego gwałtu w tym słodkim azylu rozkoszy. Szybko więc porzuciła tę myśl, kwitując pytanie śmiechem i kpiną.
– Mąż to tylko mąż!
Po czym, by położyć kres niebezpiecznym pytaniom, znowu zaczęła go pieścić, budząc na nowo jego pożądanie...
Kiedy dzwony pobliskiego klasztoru zabrzmiały na jutrznię, książę wstał z łoża i pocałunkiem obudził Katarzynę.
– Teraz muszę już odejść, moje serce, i Bóg mi świadkiem, jak mi ciężko, ale noc się kończy.