– Już?...
W różowym półmroku alkowy oświetlonej lampką oliwną dostrzegła, że jej kochanek uśmiecha się, wzruszony i zachwycony.
– Dziękuję ci za to „już” – odparł całując jej dłonie. – Moja droga, skoro ta noc wydała ci się nazbyt krótka, możemy ją powtórzyć...
możemy zacząć od nowa! Zostań! Zostań choć trochę! Chciałbym ofiarować ci jeszcze tyle pieszczot! Tak bardzo pragnę cię kochać!
– Nie, Filipie... nie można... Jutro znowu będziesz mnie prosić, bym jeszcze została... a ja... cóż... Nie! Nie, Filipie!
Lecz książę zdusił jej protesty namiętnym pocałunkiem, a jego palce ślizgając się wzdłuż brzucha wniknęły do palącej intymności jej ciała i sforsowały ją bez trudu. Katarzyna z błogim westchnieniem otworzyła się i na tę pieszczotę jak kielich kwiatu na przyjęcie motyla. Nowa, gwałtowna fala niebiańskiej rozkoszy porwała oboje, tak silna i dogłębna, że Katarzyna z wyczerpania na nowo pogrążyła się w błogim śnie...
Nie zauważyła nawet, kiedy książę wyślizgnął się z łoża i przywdziawszy długą czarną suknię opuścił gniazdo rozkoszy po złożeniu ostatniego pocałunku na jej nagim ramieniu...
Ze snu wyrwał Katarzynę zimny dotyk czyjejś dłoni. W półmroku dojrzała ciemną kobiecą sylwetkę stojącą przy łóżku. Dogasające świece nie dawały zbyt wiele światła, a zza zamkniętych okiennic zasłaniających kolorowe witraże nie przenikał ani promyk światła.
– Wstań! Już czas na ciebie! – usłyszała spokojny głos. Usiadła na łóżku naciągając pościel na gołe piersi.
– Kim jesteś?...
Zza fałdów zasłony wyłoniła się twarz nieznajomej, na widok której Katarzyna zadrżała i poczuła, że robi się jej słabo: księżna!
– Pani – zaczęła, lecz małżonka Filipa nie dała jej dokończyć.
– Zrobisz to, o co cię proszę: wstaniesz i ubierzesz się. Przyniosłam ci odzienie, gdyż żadnych szat ci nie zostawiono, by, jak się domyślam, skuteczniej cię tu zatrzymać. Ja sama wyprowadzę cię z pałacu.
Głos księżnej był spokojny, lecz zdecydowany. Izabela Portugalska nie uciekała się do gniewu, by słuchano jej rozkazów. Jej jasne oczy były lodowato obojętne i Katarzyna z upokorzeniem musiała opuścić ciepłe schronienie łoża i znieść jej spojrzenie smagające nagie ciało, podczas gdy niezręcznie wkładała podaną koszulę. Jej zażenowanie nie trwało jednak długo; kiedy tylko znalazła schronienie pod miękkim materiałem, wróciła pewność siebie.
– Po co zadajesz sobie tyle trudu, pani? O wiele prościej byłoby kazać mnie wyrzucić za drzwi służącym!
– To nie wchodzi w rachubę! Książę nigdy by mi tego nie wybaczył!
– Czy tak postępujesz, pani, wobec wszystkich kobiet zaszczycanych względami księcia? – spytała Katarzyna, zdając sobie poniewczasie sprawę z własnej bezczelności.
Księżna wzruszyła ramionami z pogardą.
– Te nędzne kreatury? Za kogo ty mnie bierzesz? One same znikają, dlaczego więc miałabym się o nie troszczyć?
– Dlaczego w takim razie troszczysz się o mnie? – spytała Katarzyna sznurując przyniesioną jej suknię z czarnego aksamitu.
Zaległa cisza, w czasie której księżna podeszła do ściany z ukrytym obrazem i przycisnęła mechanizm.
– Dlatego... że ty, pani, to nie to samo! Dlatego, że od lat obawiam się twego powrotu! Kiedym cię ujrzała wczoraj wieczorem, zrozumiałam, że stało się... Wróciłaś... Jedyna kobieta, jaką on kiedykolwiek kochał... Jedyna kobieta, która potrafiła zdobyć nie tylko jego zmysły, ale i duszę! Czy sądzisz, że ja nie wiem, czego on szuka w ciałach tych wszystkich kobiet, które nie oparły się jego nienasyconej męskości?... Szuka ciebie!... Szuka twego wspomnienia... Ciebie pożąda!
– Jak się dowiedziałaś, pani? – spytała Katarzyna przejęta bólem wibrującym w głosie księżnej. – Myślałam, że nie znasz tej historii... że nie wiesz o istnieniu tego pokoju...
– Chciałaś rzec: tych pokoi! Powinnaś wiedzieć, że nic nie ostanie się przed ciekawością służących i pokojowców! Trzy miesiące po tym, jak zostałam matką, Filip już opuszczał nasze łoże i wtedy jeden z moich służących pokazał mi któryś z tych pokoi. Pewnej nocy mogłam być świadkiem, jak książę, mój ślubny małżonek, ojciec naszego syna, klęczy nagi przed tym pogańskim portretem, oddając mu cześć diabelską i odpychającą! Oto dlaczego chcę, abyś odeszła! Wiem, że gdybyś została, wszystkie inne zniknęłyby z jego życia, a książę szczęśliwy, że cię wreszcie odzyskał, zaniedbałby sprawy państwa i korony! Noce w twoim łożu i dni u twych stóp, oto czym stałoby się jego życie! Dlatego błagam cię! Odejdź! Na dole czeka na ciebie eskorta, która wyprowadzi cię z pałacu...
Katarzyna podeszła powoli do obrazu i zamknąwszy go, powróciła do Izabeli uśmiechając się.
– Chciałabym, pani, żebyś odpowiedziała mi na jedno pytanie: Nie kochasz swego męża, czyż nie?
– To nie twoja rzecz, pani! Czy można kochać kozła w nieustannej rui?
– Jeśli takim go widzisz, to znaczy, że wcale go nie kochasz! A eskorta nie jest mi potrzebna. Nie przybyłam tu, aby zostać, i gdyby nie przypadek...
– Doskonale! Skoro więc jesteś gotowa, pójdź za mną!
Księżna skierowała się ku drzwiom, a Katarzyna zawinąwszy się w obszerny, czarny płaszcz wykończony lisim futrem i obrzuciwszy ostatnim spojrzeniem komnatę tchnącą wciąż zapachem miłości, nie zasłane łoże, resztki wieczerzy na stole i tlący się jeszcze żar na kominku, ruszyła za nią.
Kilka chwil później opuszczała książęcą siedzibę małymi, bocznymi drzwiami, udając się do domu Simony Morel.
Wstawał spóźniony zimowy dzień, powoli budzili się ludzie i ich kramy. Katarzyna podążała żwawo przez miasto przykryte świeżym, białym śniegiem czując się lekko i młodo. Nie odczuwała żadnych mdłości i mogłaby się łudzić, że jej odmienny stan był tylko złym snem, z którego gorąca miłość Filipa wybawiła ją raz na zawsze. Tak jednak nie było... Wiedziała o tym i należało pomyśleć o ostatecznym pozbyciu się przeszkody stojącej na drodze ku nowej przyszłości.
W pałacu Simony czekał na nią Van Eyck, chodząc nerwowo tam i z powrotem.
– Gdzie się podziewałaś całą noc?
– Pytasz tak, jakbyś nie wiedział! Gdzieżby? W pałacu!
– Już obawiałem się, że coś złego ci się przytrafiło.
– A nie przyszło ci do głowy, przyjacielu, że spędziłam z księciem noc?
– Noc?... Całą noc z księciem?
– Całą noc! Tej nocy był moim kochankiem jak dawniej, ale to już ostatni raz. Nigdy więcej się nie spotkamy. To było coś w rodzaju ostatecznego pożegnania... A ty, przyjacielu, znakomicie malujesz i to nie tylko to, co znasz dobrze, lecz także i to, czego nigdy nie widziałeś na własne oczy! I podobno powtórzyłeś swój wyczyn w pięciu egzemplarzach!
– W sześciu – poprawił Van Eyck czerwony jak burak.
– Jakże to? Książę powiedział, że w pięciu?
– Namalowałem też jeden taki obraz dla... siebie, lecz nie powiedziałem mu o tym. Przy tych obrazach spędziłem najbardziej upojne chwile w swym życiu. Och, jak cudownie było kreślić zarysy twego ciała, które mój pan opisywał słowami poety. Mój pędzel ożywiany jego wspomnieniami miłości pieścił każdy zakątek twego ciała... Musiałem zachować coś dla siebie! Rodziłaś się powoli pod moimi palcami w pełnym blasku swej urody ze wszystkimi sekretami swej upojnej kobiecości...
Katarzyna nie wierząc własnym uszom, słuchała płomiennego wywodu malarza. Dawno podejrzewała, że artysta darzył ją czymś więcej niż przyjaźnią, lecz nigdy przez myśl jej nie przeszło, że pożąda jej z taką pasją.