Katarzyna i Walter spojrzeli po sobie. Dla nich wszystko było jasne Więźniem księcia Filipa był młody król René, książę Andegawenii, syn Yolandy, uwięziony przez Burgundczyków w bitwie pod Bulgnéville przetrzymywany od tej pory w wieży Nowej* [*Ponieważ król był także księciem de Bar, wieża ta, od czasu jego w niej więzienia, nosi nazwę de Bar.] w pałacu w Dijon. René, dla którego Katarzyna dostała list w Saumur, którego jednak wypadki ostatnich miesięcy nie pozwoliły mu jej doręczyć. Zresztą, pogrążywszy się w rozpaczy, zupełnie o nim zapomniała...
Walter, który czytał z twarzy swej pani jak z otwartej księgi, wyszeptał:
– Nie wyrzucaj sobie tego, pani! Nie mogłaś dalej zmierzać... Ona jednak nie przyjęła tego zbyt łatwego rozgrzeszenia.
– Nie, Walterze. Miałam misję do spełnienia, nie wywiązałam się i... Urwała w pół słowa. Nie było to miejsce ani pora na takie dyskusje w przytomności rannego zabijaki, po którym widać było, że chce zrozumieć, o co chodzi.
A więc to z powodu tego więźnia Paniczyk wyruszył w drogę... Co zamierza? Wykraść go?... To niemożliwe... Musi być pilnie strzeżony...
Kulawiec z trudem łapał oddech. Zamknął oczy i pobladł nagle, tak że Katarzyna, której wydało się, iż wyzionie ducha, pochyliła się nad nim.
– Czujesz się gorzej?
Kulawiec otworzył oczy i uśmiechnął się słabo.
– Nie czuję się najlepiej, ale muszę skończyć... Paniczyk będzie osłaniał tych dwóch ludzi... a oni mają tak załatwić sprawę, by więzień nigdy więcej nie opuścił swego więzienia, nigdy więcej! Pojmujesz, pani?
– To jasne! – wtrącił Walter. – Nie ma więźnia, nie ma okupu!
– A jako że książę burboński ma wydać swą córkę za syna więźnia, nie chce dopuścić, by fortuna przeszła całkowicie w ręce księcia Filipa ani żeby żądano od niego zbyt wysokiego posagu. Poza tym, powszechnie znana jest nienawiść panująca między Burbonami a dworem burgundzkim. Jeśli René umrze w więzieniu, to wybuchnie wojna – dokończyła Katarzyna. – Tak więc sądzę, że wiem, co powinnam uczynić...
Podziękowawszy Kulawcowi zapewniła go, że nie musi obawiać się stryczka i że od tej chwili bierze go pod swoją opiekę.
– Postaraj się wyzdrowieć. Potem będziesz wolny... Chciała wyjść z pokoju, lecz Kulawiec zawołał ją.
– Jeśli jesteś ze mnie zadowolona, pani, uczyń coś więcej: weź mnie do siebie na służbę! Na pamięć mej biednej matki, będę ci wiernie służył. A kiedy już odnajdziesz kapitana Błyskaw... znaczy się twego małżonka, będę służył wam obojgu!
– Niech tak będzie, Kulawcze! Kiedy wyzdrowiejesz, udasz się do Montsalvy, pomiędzy Aurillac i Rodez. Dam ci list do przeora Bernarda, który tam sprawuje władzę podczas naszej nieobecności.
Ranny okazał taką radość z tej decyzji, że wychodząc z pokoju Katarzyna odniosła wrażenie, iż jej obietnica uczyniła więcej dla wyzdrowienia rozbójnika niż specyfiki Waltera.
Na korytarzu natknęła się na Vandenesse’a, który chodził nerwowo tam i z powrotem. Widząc ją podbiegł do niej.
– Długo pani tam siedziała! – powiedział głosem dającym wyobrażenie o jego niecierpliwym oczekiwaniu. – Mam nadzieję, że teraz sprawiedliwości wreszcie stanie się zadość!
– Jakiej sprawiedliwości, baronie? Twojej własnej? Nie wierzę w nią! Dowiedziałam się właśnie od tego człowieka wszystkiego, czego chciałam, a nawet więcej. Winnam mu wdzięczność. Tak więc, dowiedz się, panie, że od tej chwili jest pod moją ochroną!
Vandenesse pozieleniał ze złości.
– Co to znaczy, pani?
– To, że zabraniam ci go tknąć, a gdyby zdarzył mu się, powiedzmy... wypadek, ty, panie, za to odpowiesz nie tylko przede mną, lecz także przed księciem Filipem, któremu dzięki Kulawcowi być może oddam wielką przysługę. Wreszcie, od pół godziny stanowi część mego domu i jeśli Bóg pozwoli mu wyzdrowieć, w co wierzę, wyślę go do Montsalvy.
Baron wybuchnął szyderczym śmiechem.
– Do Montsalvy?... Wilk pomiędzy owieczkami, jednym słowem! Wspaniały z niego będzie sługa! A pani małżonek...
– Mój małżonek zna się lepiej na ludziach, niż sobie wyobrażasz, baronie! Zdziwiłabym się, gdyby nie przyjął tego człowieka. Co zaś się tyczy naszego lenna w Montsalvy, to wiedz, panie, że nie ma w nim nic z owczarni... Kulawiec znajdzie tam swoje miejsce... A teraz pozwól, panie, że się oddalę, gdyż śpieszno mi poczynić przygotowania do drogi.
– Wyjeżdżasz, pani? Dokąd się udajesz?
Katarzyna zacisnęła dłonie, chcąc bardziej nad sobą zapanować. Umierała wprost z ochoty, by posłać do wszystkich diabłów tego natręta, któremu podświadomie zarzucała, że nie potrafił uwolnić Châteauvillain od najeźdźców.
– Wybacz, że ci tego nie wyjawię, panie – odparła siląc się na uprzejmość.
– Mam pewną misję do spełnienia...
– Misję? Czyżbyś miała tajemnice, pani?
– Zgadłeś, panie, lecz nie swoje!
– W takim razie potrzebujesz pomocy! Czasy są niepewne. W okolicy stoją jeszcze angielskie garnizony, po gościńcach grasują rozbójnicy. Nie będę stawiał pytań, lecz jadę z tobą!
Katarzyna spłonęła rumieńcem. Do diabła z natrętem! Czyżby jego pyszałkowatość nie pozwalała mu pojąć, że miała go dosyć, dosyć jego obecności, jego spojrzeń i jego galanterii? Niechybnie wybuchnęłaby złością, gdyby z pokoju chorego nie wyszedł Walter, dzierżąc w jednej dłoni basen, a w drugiej płótno.
– Czy nie za wcześnie, panie, by opuszczać fortecę i zostawiać ją bez obrony? Paniczyk odjechał, lecz kto wie, czy nie powróci?
– Gdyby miał zamiar powrócić, nie spaliłby obozowiska! Châteauvillain nie ma się więcej czego obawiać. Zresztą muszę wracać do mego garnizonu.
Twarz giermka przyoblekła się w uśmiech zbyt uprzejmy, by mógł być szczery, a lewa brew, z natury wyżej położona od prawej, uniosła się jeszcze bardziej, nadając jego twarzy wyraz prawdziwego hipokryty.
– W takim razie bylibyśmy niewdzięcznikami, gdybyśmy odmówili – odparł tak uprzejmie, że Katarzyna z kolei uniosła brwi ze zdziwienia.
– Sądzę, że będę wyrazicielem myśli pani Katarzyny stwierdzając, że będziemy niezwykle szczęśliwi mogąc podróżować pod twoją ochroną. Lecz czy zdążysz przygotować swoich rycerzy do drogi? Ruszamy pojutrze!
– Bez najmniejszego kłopotu, młody przyjacielu! – odparł baron protekcjonalnym tonem. – Zaraz wydam rozkazy!
– Czy postradałeś zmysły, Walterze? – wyszeptała oburzona Katarzyna, kiedy tylko zachwycony perspektywą wspólnej wyprawy baron zniknął za załomkiem korytarza. – Kazać mi podróżować z tym pyszałkowatym durniem, którego nie mogę znieść? A dlaczego pojutrze, skoro obydwoje dobrze wiemy, że...
– Że jeszcze tej nocy opuścimy zamek! – dokończył spokojnie Walter. – Jeśli pani Ermengarda zgodzi się odegrać przed baronem komedię, zdobędziemy nad nim znaczną przewagę, zanim się spostrzeże, że wywiedliśmy go w pole. Skoro ma zamiar udać się do księcia, a książę jest we Flandrii, on zaś wyobraża sobie, że my też właśnie tam zdążamy, ruszy za nami... w zupełnie przeciwnym kierunku!
Katarzyna spojrzała na swego giermka ze zdziwieniem, w którym podziw zmieszany był z przykrością. Nadszedł czas, żeby stała się na powrót sobą, w przeciwnym bowiem razie ten chłopiec zacznie jej dyktować, co należy robić!