Выбрать главу

Po tym jak­by zni­kąd po­ja­wi­ły się dwie po­zo­sta­łe cór­ki And’ewer­sa i dały Szczu­ro­wi znać, że ma się zbie­rać. Dziew­czy­ny no­si­ły skó­rza­ne pan­ce­rze, lek­kie to­por­ki i włócz­nie, więc na­wet nie pró­bo­wał dys­ku­to­wać.

Szpieg był w obo­zie tyl­ko go­ściem, i to go­ściem, któ­ry na­ru­szył pew­ne nie­pi­sa­ne pra­wo. Wo­za­cy bu­do­wa­li kur­han na pa­miąt­kę Key’li, igno­ru­jąc jed­no­cze­śnie sza­leń­stwo tra­wią­ce jej ojca.

Ra­port, jaki wy­śle do Nory, bę­dzie krót­ki i zwię­zły. And’ewer­sa nie da się wy­ko­rzy­stać w pla­nach Im­pe­rium. Na­dal jed­nak nie zna­le­zio­no lep­sze­go kan­dy­da­ta na wład­cę Wo­za­ków, któ­ry był­by jed­no­cze­śnie wier­nym i lo­jal­nym so­jusz­ni­kiem Me­ekha­nu.

* * *

Wy­słu­chu­jąc ra­por­tu o Wo­za­kach, Im­pe­ra­tor nie od­ry­wał wzro­ku od Gen­trel­la. I było to nie­po­ko­ją­ce spoj­rze­nie. Nie groź­ne czy roz­złosz­czo­ne, lecz tak­su­ją­ce i uważ­ne.

Oraz spo­koj­ne.

Kan-Owar pa­mię­tał do­brze, kie­dy ce­sarz miał taki wzrok. Prze­szło ćwierć wie­ku temu, gdy Me­ekhan chwiał się pod ude­rze­nia­mi se-koh­landz­kich lanc, a więk­szość do­rad­ców na­le­ga­ła, by po­rzu­cić pół­noc Im­pe­rium, uciec za Do­vsy i Góry Krze­mien­ne i prze­cze­kać. Nie­któ­rzy twier­dzi­li, że ko­czow­ni­cy są jak śmie­ci przy­nie­sio­ne przez wiatr, przy­wia­ło ich, to i wy­wie­je, sami odej­dą. Inni twier­dzi­li, że uciecz­ka za góry to tyl­ko ma­newr dla zła­pa­nia od­de­chu, wy­sta­wie­nia no­wych ar­mii, za­war­cia no­wych so­ju­szy. Że jak Me­ekhan otrzą­śnie się i okrzep­nie, to te nowe ar­mie ru­szą z po­wro­tem, od­bi­jać utra­co­ne pro­win­cje. A wte­dy w spoj­rze­niu dwu­dzie­sto­kil­ku­let­nie­go ce­sa­rza po­ja­wił się po­dob­ny spo­kój.

Reszt­ki Ar­mii Samr i Ar­mii Omlah wraz z We­ssyr­czy­ka­mi bro­nią się za Ma­łym Mu­rem, po­wie­dział, Ole­ka­dy są jak nóż wbi­ty w bok bar­ba­rzyń­skie­go kró­le­stwa, twier­dze w Gó­rach Po­że­gna­nia wciąż się trzy­ma­ją, część miast jesz­cze nie pa­dła, a wy mó­wi­cie, że mamy po­rzu­cić wszyst­ko, co osią­gnę­li­śmy na Pół­no­cy przez ostat­nie trzy­sta lat, i uciec? Je­śli zo­sta­wi­my pół­noc­ne pro­win­cje, ni­g­dy już ich nie od­zy­ska­my, stra­ci­my lo­jal­ność gó­ra­li, stra­ci­my ser­ca tam­tej­szych miesz­kań­ców, a na­sze miej­sce zaj­mą kul­ty, sza­le­ni pro­ro­cy, teo­kra­cje i ja­kieś gów­nia­ne księ­stew­ka. Zo­sta­je­my. Zo­sta­je­my i bro­ni­my sto­li­cy. Ogło­ście wszyst­kim, że ce­sarz i dwór nie po­rzu­ca­ją Me­ekha­nu.

Wiel­ka Czyst­ka Ru­dej Je­sie­ni od­ci­snę­ła się na kar­tach hi­sto­rii Im­pe­rium jako naj­bar­dziej dra­ma­tycz­ny mo­ment woj­ny z ko­czow­ni­ka­mi. Ucze­ni na­zwa­li tam­tą je­sień Rudą, bo Me­ekhan krwa­wił jak ni­g­dy przed­tem, a pola bi­tew i po­ty­czek w pro­mie­niu dwu­stu mil od sto­li­cy zru­dzia­ły od im­pe­rial­nej krwi. Gen­no La­skol­nyk, nowy ce­sar­ski fa­wo­ryt, wstrzy­mał wy­sy­ła­nie puł­ków jaz­dy na pół­noc, bu­du­jąc swo­ją Kon­ną Ar­mię. Ale żeby dać mu czas, by opóź­nić nad­cią­ga­ją­ce pod Mia­sto a’ke­ery, trzy ar­mie ce­sar­stwa wy­krwa­wi­ły się w kil­ku ko­lej­nych star­ciach, za­ście­la­jąc rów­ni­ny środ­ko­we­go Me­ekha­nu ty­sią­ca­mi ciał. Jed­nak wbrew temu, co mó­wi­li wte­dy do­mo­ro­śli stra­te­dzy, wca­le nie była to da­rem­na ofia­ra.

Bo ogło­sze­nie, że Kre­gan-ber-Ar­lens nie uciek­nie za góry, było wy­zwa­niem, któ­re­go wład­ca ko­czow­ni­ków nie mógł zi­gno­ro­wać. Yawe­nyr Dzie­cię Koni, Pan Ty­sią­ca Lanc, Oj­ciec Woj­ny Se-koh­land­czy­ków wie­dział, że je­śli zaj­mie sto­li­cę Me­ekha­nu, i je­śli za­tknie gło­wę ce­sa­rza na włócz­ni, to wy­gra woj­nę. Upar­ci gó­ra­le pod­da­dzą się, mia­sta i twier­dze sta­wia­ją­ce opór otwo­rzą bra­my, a on sam przej­dzie do le­gen­dy jako ten, któ­ry rzu­cił na ko­la­na nie­po­ko­na­ne od wie­ków Im­pe­rium. Jed­ną bi­twą wy­gra to, co mu­siał­by wy­szar­py­wać w wie­lu krwa­wych kam­pa­niach.

Więc ścią­gnął całą swo­ją po­tę­gę pod Góry Krze­mien­ne, prze­ry­wa­jąc ob­lę­że­nia twierdz i łu­pie­nie nie­mal bez­bron­ne­go kra­ju. Hi­sto­ry­cy wciąż się spie­ra­li, czy w Bi­twie o Me­ekhan bra­ło udział sie­dem­dzie­siąt, osiem­dzie­siąt czy sto ty­się­cy ko­czow­ni­ków, lecz w grun­cie rze­czy były to spo­ry ja­ło­we i nie­istot­ne. Naj­waż­niej­sze, że Pół­noc ode­tchnę­ła, gdyż więk­szość na­jeźdź­ców ru­szy­ła po gło­wę ce­sa­rza.

A Wiel­ka Czyst­ka wy­ku­ła ostrze, któ­re mia­ło po­de­rżnąć se-koh­landz­kiej na­wa­le gar­dło.

Kre­gan-ber-Ar­lens w kil­ka dni po­zbył się więk­szo­ści do­rad­ców optu­ją­cych za od­da­niem sto­li­cy w ręce wro­ga, przy oka­zji od­su­wa­jąc od wła­dzy tych, któ­rzy krę­po­wa­li mu ręce, po czym przy­stą­pił do na­pra­wy i wzmoc­nie­nia woj­ska. Miał czas, gdyż Ruda Je­sień prze­szła nad­zwy­czaj szyb­ko w bia­łą zimę, któ­ra wstrzy­ma­ła dzia­ła­nia wo­jen­ne na do­bre pięć mie­się­cy. Osiem­na­stu ge­ne­ra­łów, pięć­dzie­się­ciu sze­ściu puł­kow­ni­ków i kil­ku­set do­wód­ców niż­szych szarż zo­sta­ło prze­nie­sio­nych na inne sta­no­wi­ska lub po pro­stu zde­gra­do­wa­nych i usu­nię­tych z ar­mii, a wy­zna­cze­ni na ich miej­sce ofi­ce­ro­wie byli za­zwy­czaj mło­dzi i mie­li opi­nie nie­zdy­scy­pli­no­wa­nych wi­chrzy­cie­li. Pod ich do­wódz­twem prze­zbro­jo­no puł­ki pie­cho­ty, trzy­krot­nie zwięk­sza­jąc w każ­dym licz­bę strzel­ców i zmie­nia­jąc spo­sób wal­ki. Ar­mia, na­wet pie­sze od­dzia­ły, mia­ła się stać bar­dziej dy­na­micz­na, szyb­ciej re­ago­wać i w peł­ni wy­ko­rzy­sty­wać swo­ich łucz­ni­ków i kusz­ni­ków. Tra­dy­cyj­na im­pe­rial­na tak­ty­ka „je­ste­śmy ni­czym mur, sto­imy w miej­scu i po­zwa­la­my im się roz­bi­jać o na­sze tar­cze, póki nie pad­ną” zo­sta­ła za­stą­pio­na po­sta­wą „je­ste­śmy jak sta­lo­wa li­stwa, ugi­na­my się, ude­rza­my i wra­ca­my na miej­sce”.

Ci „nie­zdy­scy­pli­no­wa­ni wi­chrzy­cie­le” stwier­dzi­li, że dzie­siąt­ka wy­ko­na zwrot szyb­ciej niż kom­pa­nia, a kom­pa­nia szyb­ciej niż pułk, więc im­pe­rial­ne puł­ki prze­sta­ły two­rzyć na polu bi­twy cięż­kie, nie­ru­cha­we czwo­ro­bo­ki, któ­re ko­czow­ni­cy roz­strze­li­wa­li z łu­ków lub omi­ja­li we­dle woli. Nie zre­zy­gno­wa­no cał­kiem z oko­py­wa­nia się czy wbi­ja­nia pali prze­ciw jeź­dzie, ale ele­men­ty te sta­ły się czę­ścią tak­ty­ki, a nie jej pod­sta­wą. Po re­for­mach od­dzia­ły, usta­wio­ne na­prze­mien­nie kom­pa­nia­mi lub pół­kom­pa­nia­mi, od­gry­za­ły się ata­ku­ją­cym sal­wa­mi strzał i beł­tów, a cięż­ka pie­cho­ta po­tra­fi­ła zmie­niać szyk na­wet w ob­li­czu szar­żu­ją­cych Jeźdź­ców Bu­rzy. Luź­niej­sze for­ma­cje po­zwa­la­ły pie­cho­cie szyb­ciej i spraw­niej ma­new­ro­wać oraz w peł­ni wy­ko­rzy­stać wspie­ra­ją­ce ją puł­ki jaz­dy.