— To nie my robimy problemy. Nie przeprowadzimy pół miliona sztuk bydła przez góry, a Sowynenn Dyrnih żąda czwartej części stad w zamian za prawo przejścia przez swoje ziemie. Zrobił się chciwy.
Sowynenn Dyrnih – jeden ze zbuntowanych Synów Wojny, po klęsce Yawenyra nad Lassą wyrwał z se-kohlandzkiego królestwa kęs sięgający stu pięćdziesięciu mil na wschód od Amerthy. A teraz najwyraźniej zaczynał czuć się tam jak prawdziwy władca.
Cesarz uśmiechnął się lekko. Gdyby Sowynenn ujrzał ten uśmiech, przepuściłby wozackie bydło, sam doglądając i pielęgnując każdą sztukę.
— Nie będę angażował w tę sprawę korpusu dyplomatycznego. Nie oddam mu honoru, wysyłając posłów. Jego żałosne księstewko istnieje tylko dzięki naszej pomocy. Przypomnijcie temu dzikusowi, o czyją granicę opiera się plecami, kto sprzedaje mu bardzo tanio broń, żywność i paszę oraz gdzie będzie chciał znaleźć schronienie, jeśli powinie mu się noga. Oraz o tym, że nasze czaardany zaczynają się nudzić. — Trzcinka stuknęła kilka razy we wschodni brzeg Amerthy. — O właśnie. Niech kilku lokalnych dowódców zorganizuje je i zapędzi do pilnowania wozackiego bydła. Niedobrze mieć tylu najemnych zabijaków bez zajęcia. Dyrnihowi zaproponujcie najpierw piętnastą część stad za zgodę na przejście przez jego ziemie i pozwólcie wytargować jedną sztukę z dwunastu. Verdanno powiedzcie, że muszą oddać co ósmą krowę, i niech wywalczą sobie tyle samo.
Tak wyglądała polityka Imperium w wersji łaskawej i delikatnej. Małym plemionom i narodom pozwalano zachować przynajmniej pozory samostanowienia. Tak naprawdę gdyby Meekhan chciał zatrzymać wozackie stada, ani jedna sztuka bydła nie opuściłaby jego granic.
— Rozumiem, Wasza Wysokość. A co ze… zmianą władzy u Wozaków?
— Na to przyjdzie czas. Wcześniej czy później. Na razie przycisnęliśmy Yawenyra, na zachodzie jest Dyrnih, od północy Wozacy i Sahrendey. Jeśli dojdzie do kolejnej wojny, a wcześniej czy później dojdzie, Verdanno będą musieli znaleźć sobie prawdziwego władcę. A jak nie, to my im go znajdziemy. Laskolnyk zostawił im sporą część wolnych czaardanów do pomocy, nasi żołnierze wciąż się biją na ich granicach, ale niech Wozacy nie liczą, że Imperium będzie zawsze i bezwarunkowo ich wspierać. Czasem nawet sojusznikami trzeba potrząsnąć i…
Drzwi otwarły się powoli, służący stanął w nich wyprężony niemal na baczność i zaanonsował:
— Hrabina Eusewenia Wamlesch.
Kobieta wpłynęła do sali, zamiatając posadzkę skrajem szaty w kolorze bladego różu. Zatrzymała się kilka kroków przed cesarzem i – ignorując jego zniecierpliwione machnięcie ręki – wykonała przepisowy dworski ukłon. Jakby zapadała się w głąb sukien i wznosiła z nich prosto i dumnie.
Komediantka.
Gentrell gotów był postawić swoje zdrowe kolano na to, że wiedziała, iż cesarz przyjął go wcześniej i od co najmniej dwu kwadransów rozmawia z nim w cztery oczy. Ale zachowywała się, jakby jej to nie obeszło.
Szczur uważnie obserwował jej twarz, nieco zbyt okrągłą, by spełniać kryteria pięknej, ze zmarszczkami przykrytymi nieco zbyt dużą ilością pudru i oczyma za mocno podkreślonymi tuszem. Miała, a dotarcie do tej informacji kosztowało Norę sporo złota, czterdzieści trzy lata i robiła wszystko, by wyglądać dokładnie na tyle. Ciemne włosy zaczesywała gładko do tyłu i spinała grzebieniem w kolorze sukni. Maleńki złoty pierścionek z rubinem zdobił środkowy palec jej lewej dłoni. Nic więcej.
Kobieta z jej władzą mogła ująć sobie wieku za pomocą magii albo alchemii, mogła olśniewać splendorem strojów i bogactwem biżuterii, ale Eusewenia była ponad to. Niebieskie oczy odnalazły wreszcie Szczura i kan-Owar otrzymał nawet powitalne skinienie głową. Mogła obwiniać go o śmierć Velgerisa i nienawidzić, ale publiczne okazywanie niechęci? Prędzej Travahen pokryje się śniegiem.
Niebezpieczna suka.
Kregan-ber-Arlens wskazał krzesło, na którym sam wcześniej siedział, i zapytał:
— Spoczniesz? Wina?
— Dziękuję, Wasza Wysokość. Poczęstowano mnie, gdy tylko przybyłam.
— Podróż?
— Znośna. — Eusewenia nie skorzystała z krzesła, tylko ruszyła wzdłuż leżącej na podłodze płaskorzeźby. — Szaleństwo wróci na swoje miejsce, panie?
— Za jakiś czas. Na razie chcę je mieć tutaj. Przyda się. Co u Yawenyra?
— Stary, chory, umierający. Nie dożyje zimy.
— To samo słyszałem w zeszłym roku: Ojciec Wojny umiera, a jego Synowie szykują się do walki o schedę. Tak mówiłaś, a on poprowadził swoją hordę na Wyżynę Lytherańską i prawie zmiażdżył Verdanno. Tych samych Verdanno, których obozy nie wzmacniały już naszej wschodniej granicy.
Suka wytrzymała jego wzrok.
— Zgadza się, Wasza Wysokość. To właśnie się wydarzyło. Ale teraz od miesiąca Yawenyr nie opuścił Złotego Namiotu, a po przegranej bitwie i szeregu buntów wierni mu Synowie są coraz mniej cierpliwi. I nie ma w tym żadnego udawania, on naprawdę wybiera się do Domu Snu. Nie wiemy, skąd zebrał nagle tyle sił ani dlaczego teraz tych sił mu brakło. Wiemy za to, że po Bitwie nad Lassą w ręce Wywiadu Wewnętrznego wpadła pewna osoba, podająca się za Laiwę-son-Baren, hrabiankę, narzeczoną jednego z synów hrabiego Cywrasa-der-Maleg. Ta osoba znikła. Nie wiemy, gdzie jest.
Gentrell bez mrugnięcia zniósł spojrzenia dwójki najpotężniejszych ludzi w Imperium.
— Ta osoba nie towarzyszyła Yawenyrowi nawet przez uderzenie serca, Wasza Wysokość.
— To prawda. — Eusewenia potwierdziła jego słowa teatralnie uprzejmym skinieniem głowy. — Jednak wiemy, że towarzyszyła mu kobieta bliźniaczo do niej podobna. Tak podobna, że jeńcy, których przesłuchiwaliśmy i którym pokazano portret tej Laiwy, przysięgali, że to ta sama osoba, która była osobistą niewolnicą Ojca Wojny. Pojawiła się znikąd i szybko wkradła w łaski Yawenyra, a jej obecność w cudowny sposób odjęła starcowi lat. Wiemy także, że jej bliźniaczka, ta rzekoma hrabianka, miała niezwykłe umiejętności, była zamieszana w kilka mordów i zniknięć w Olekadach oraz w jakiś sposób wpływała na pamięć wszystkich w zamku hrabiego. Niestety, hrabia der-Maleg zginął wraz z żoną i synami w wyniku ataku tajemniczych morderców, a Nora nie dopuszcza nikogo do miejsca rzezi.