— Zamek znajduje się na terenie Imperium — Gentrell przerwał jej obcesowo.
Zdawała się go nie słyszeć.
— Mamy więc dwie osoby — kontynuowała — podobne jak siostry, o nieznanej nam przeszłości, dysponujące umiejętnościami zadziwiającymi naszych magów. W ręku Imperium pozostaje tylko jedna z nich, jednak Wywiad Zewnętrzny nie może jej zbadać.
Wywiad Zewnętrzny. No tak. Prawie zapomniał, że Suka nigdy nie używa określenia Psiarnia.
— Na dodatek — ciągnęła — fałszywa hrabianka towarzyszyła kompanii Górskiej Straży, znanej jako Czerwone Szóstki, w chwili gdy żołnierze zdjęli z haków Key’lę Kalevenh.
Kregan-ber-Arlens uniósł dłoń i mistrzyni imperialnych Ogarów zamilkła. Między tą dwójką przeskoczyła jakby iskra, a Gentrell nagle nabrał pewności, że oboje wiedzą coś, co dla niego ma pozostać tajemnicą. Poczuł dreszcz. Podszyte mroczną ekscytacją podniecenie. Tajemnica. Ogary i Imperator mieli sekret, który ukrywali przed Szczurzą Norą.
Oczywiście cesarz miał do tego prawo, a jego rozkaz wyraźnie mówił o wstrzymaniu wojny z Wywiadem Zewnętrznym. Wykonają go. Ale Szczury są od tego, by węszyć, drążyć i odnajdywać sekrety. Inaczej nie byłyby Szczurami.
Przybrał minę pomiędzy zniecierpliwieniem a oburzeniem.
— Wszystko, co działo się w Olekadach, podlega Norze. To teren Imperium.
— Wyżyna Lytherańska również? — Eusewenia posłała mu uśmiech uroczy jak błysk noża na gardle. — Nie wiedziałam, że ją anektowaliśmy. Oficjalnie nadal twierdzimy, że Verdanno podnieśli bunt i przechodząc Olekady, sprzeciwili się woli cesarza. Nadal nie nawiązaliśmy formalnych kontaktów ani z nimi, ani z Sowynennem Dyrnihem, który – między nami mówiąc – wysyła posła za posłem i…
— I tak pozostanie. — Kregan-ber-Arlens uciął jej słowotok krótko, bezwzględnie. Zamilkła posłusznie, skromnie spuszczając wzrok. Cesarz nie dał się nabrać. — Tak będzie, dopóki nie powiem inaczej — podkreślił dobitniej. — Na razie w większości finansujemy tę awanturę cudzymi pieniędzmi i chcę, by tak pozostało. Przekazujemy Verdanno złoto, broń i żywność, ale to drobiazg w porównaniu z tym, ile sami włożyli w to swoje szaleństwo. Lecz formalne uznanie buntowników groziło wciągnięciem nas w nową wojnę na Wschodzie, bo Yawenyr lub jego następca mógłby uznać, że pragniemy całkowitej zagłady Se-kohlandczyków. Nie chcę tego. Chcę doprowadzić do ustabilizowania się sytuacji na Wielkich Stepach w obecnym kształcie, z sojuszem między Wozakami a Sahrendey na północy, księstwem Sowynenna Dyrniha na ich zachodzie i Se-kohlandczykami w ich południowo-wschodniej części. Trzy siły, wzajemnie się blokujące, zapewnią nam pokój na lata. Ale zanim formalnie uznamy wozackie królestwo i państewko zbuntowanego Dyrniha, sytuacja musi się stać bardziej przejrzysta. Musimy wiedzieć, kto zostanie nowym Ojcem Wojny, czy Ojciec Pokoju odzyska swoje wpływy, czy Dyrnih umocni się wystarczająco, by warto było mu oficjalnie pomagać, a Verdanno i Sahrendey stworzą coś więcej niż luźny sojusz. Więc czekamy i po cichu wspieramy naszych potencjalnych przyjaciół.
Eusewenia skinęła głową.
— Rozumiem. Ale to będzie wymagało mnóstwa złota, panie.
Cesarz machnął ręką.
— W najbliższym czasie Wozacy odzyskają swoje stada, a część bydła trafi do Dyrniha, zwiększając jego bogactwo. Podejrzewam, że tymi zwierzętami, albo złotem uzyskanym z ich sprzedaży, zapłaci nam za broń, żelazo i pomoc naszych najemnych czaardanów. Verdanno też będą mieli więcej zwierząt, niż ich odzyskana ojczyzna da radę wykarmić, zwłaszcza jeśli wiosny i lata nadal będą tak upalne jak ostatnio.
— Trudno będzie wytłumaczyć światu, że uważamy Verdanno za buntowników i jednocześnie oddajemy im bydło.
— Meekhan nie jest złodziejem bydła, nie okrada ludzi, nawet jeśli ci nadużyli jego gościnności i niewdzięcznością odpłacili za chleb, który u nas jedli.
Gentrell i Eusewenia wpatrywali się w twarz Kregana-ber-Arlensa, usiłując wyczytać z niej, w którym momencie ważna narada zamieniła się w towarzyskie spotkanie pełne swobodnych żarcików. Wreszcie cesarz posłał im kwaśny uśmiech.
— Was nie nabiorę, nieprawdaż? Takie zdanie kazałem już wpisać kilku naszym historykom i uczonym do kronik Imperium. Jesteśmy uczciwym i honorowym krajem, boleśnie zranionym zdradą Verdanno, ale nie okradamy byłych sprzymierzeńców. Za jakiś czas, jeśli nie zawiodą pokładanych w nich nadziei i naprawdę staną się realną groźbą dla koczowników, wykażemy zrozumienie dla ich pragnienia odzyskania ojczyzny, wybaczymy im, pogratulujemy odwagi i determinacji. W księgach wszystko okaże się serią nieporozumień oraz źle odczytanych intencji.
Nadal patrzyli na niego bez słowa, czekając na prawdziwe wyjaśnienie. Westchnął.
— Gdybyśmy je skonfiskowali, to te pół miliona sztuk bydła załamie rynek w północno-wschodnich prowincjach. Mój skarbnik twierdzi, że sam zeszłej jesieni zainwestował milion czterysta tysięcy orgów w udziały w kilkunastu tamtejszych kompaniach handlowych, zajmujących się dostarczaniem wołowiny do miast i dla wojska. To miał być pewny interes, bo piąty rok z rzędu mamy gorące wiosny, suche lata i niezbyt obfite w deszcze jesienie. Spodziewaliśmy się, że cena bydła skoczy w tym roku o jedną szóstą z dziesięciu–dziesięciu i pół do dwunastu–dwunastu i pół orga za sztukę. — Cesarz uniósł brwi w znajomym, kpiąco-złośliwym grymasie. — Nie patrzcie tak na mnie. Rządzenie Imperium nie bardzo różni się od rządzenia chłopskim gospodarstwem. Muszę wiedzieć takie rzeczy, zwłaszcza jeśli chodzi o prawie półtora miliona z mojego prywatnego skarbca. Wiecie, zależności między ceną towarów a ich dostępnością, i tym podobne. Jeśli na rynek nagle trafiłoby wozackie bydło, cena w północnych prowincjach spadłaby do siedmiu–siedmiu i pół orga od sztuki. My stracilibyśmy dużo złota, część naszych kupców poszłaby żebrać pod świątyniami, a Verdanno i Dyrnih nie mieliby pieniędzy na wojnę z Se-kohlandczykami. I jedynie chłopi i miejska biedota mogliby sobie pozwolić nieco częściej na kawałek mięsa w garnku. To nie byłoby złe rozwiązanie, ale w spokojnych czasach. A wozackie bydło i tak w końcu do nas trafi, lecz powoli, w małych partiach, nie psując cen w kraju.