— Wiem. — Cesarz skinął głową i spojrzał na wciąż zgiętą w ukłonie kobietę. — Możesz się wyprostować.
Hrabina podniosła się powoli, z wyraźnym trudem.
— Jak brzmiałoby to pytanie według ciebie, Eusewenio Wamlesch, pierwsza wśród moich Ogarów?
On nas testuje, dotarło do Gentrella, a świadomość tego była jak trafienie piorunem. Decyzje zapadły, być może zaczyna się właśnie kolejna czystka, która zmieni układ sił w wywiadach, armii i bogowie wiedzą gdzie jeszcze? Ale dlaczego? Na litość Pani, dlaczego?
Eusewenia spuściła skromnie oczy, dygnęła lekko.
— Pytania byłyby dwa, mój panie. Jeśli w sprawę zaangażował się Pan Bitew, to kto stawił mu czoła? A jeśli, jak sama sądzę, to nie był Reagwyr, to jakie siły okazały się na tyle potężne lub bezczelne, by stoczyć walkę na poświęconej mu ziemi. I gdybym mogła…
— Nie. — Kregan uniósł rękę. — Ponkee-Laa, Fiiland i Wolne Księstwa to Utracone Prowincje. Nadal traktujemy je jak własne ziemie i dlatego Nora ma tam pierwszeństwo. Nawet jeśli nie zawsze spisuje się najlepiej. Mów dalej, Szczurze. O Konoweryn i Laskolnyku.
Gentrell ukłonił się lekko i kontynuował:
— Za powstaniem niewolników na Dalekim Południu też ktoś stoi, tyle wiemy. Ktoś pilnował, by wybuchło w odpowiednim momencie, bo chciał oddać władzę w Konoweryn w ręce księcia Kambehii, którego kreowano na pogromcę niewolników i zbawcę Południa. To miała być zaplanowana masakra, po której tamtejsze księstwa zjednoczą się ponownie, a panowanie nad nimi obejmie nowa dynastia. Ale… ale to był tylko pretekst, kurz, który miał zasłonić prawdziwe plany naszych wrogów. Czuję to… Wiem. Doświadczenie mówi mi, że wcale nie chodziło o tak banalną sprawę jak zmiana władzy, bo dynastię z Białego Konoweryn reprezentował tylko jeden, w dodatku ślepy książę. Nie trzeba było aż takiej zawieruchy, by go obalić i przejąć władzę, wystarczyłby, tak jak w przypadku jego brata, zwykły skrytobójca. Poza tym wydarzenia przebiegały w sposób podobny do tego z Ponkee-Laa: plotki o nowych obciążeniach dla niewolników, plotki o szykowanej przez nich rebelii, rosnące nieustannie napięcie. I bum. Jedna iskra podpala Dalekie Południe. I znów wyznawcy Wielkiej Matki stają przeciw jednemu z Rodzeństwa.
— Laskolnyk, co tam robi Laskolnyk?
— Gdy generał wypływał, Deana d’Kllean jeszcze nie została Płomieniem Agara. My… spodziewaliśmy się, że Laskolnyk będzie w imieniu Meekhanu toczył rozmowy z księciem Laweneresem o łagodniejszym traktowaniu pokonanych niewolników, a przy okazji sprawdzi, kto lub co stoi za tymi wszystkimi wydarzeniami. A kiedy sytuacja się zmieniła, uznaliśmy, że może negocjować to samo z jego następczynią.
Spojrzenie Imperatora nie zmiękło. Gentrell czuł, że mimo grubych murów i kamiennej posadzki w sali jest gorąco jak w piecu.
— Negocjować?
Rozdział 4
Nadal nie mogła się przyzwyczaić do tego, że rytm, w jakim kołysze się siedzisko na grzbiecie słonia, jest tak usypiający. I nawet wycie rozhisteryzowanego tłumu, który rzucał pod nogi Maahira tysiące jedwabnych chust i szali, nie potrafiło jej rozbudzić. Westchnęła tylko i wyciągnęła się wygodniej na szerokiej leżance zamontowanej tu specjalnie dla niej. Varala nalegała, nie, Varala zażądała właśnie takiego udogodnienia dla Pani Płomieni. Raz, by podkreślić, że Deana jest w ciąży, co dodatkowo podgrzewało histerię jej czcicieli, a dwa, że kogoś w takiej właśnie, półleżącej pozycji trudniej trafić.
Groźba zamachu nadal spędzała wszystkim sen z powiek, więc Deana musiała zakładać pod luźną szatę kaftan z dwudziestu warstw surowego jedwabiu. Podobno potrafił powstrzymać strzałę. Z całą pewnością grzał jak cholera.
Chciało jej się spać, pić i sikać. Jednocześnie.
Ciąża, psiakrew.
Bruk przed słoniem zaścielała warstwa bezcennych tkanin, gruba na stopę. Niektórzy powyciągali z domów zwoje barwnych jedwabi, dywany, kobierce, a nawet zasłony okienne i pościel, byleby tylko zwierzę, które niesie na grzbiecie Płomień Agara, postawiło na nich stopę. Taka relikwia byłaby cenniejsza niż złoto.
Maahir szedł powoli, ostrożnie, otoczony przez setkę jeźdźców w żółtych jakach narzucanych na kolczugi, którzy końskimi piersiami i drzewcami włóczni bezceremonialnie torowali sobie drogę w tłumie. Ulica była wąska, ludzie wpychani w boczne alejki krzyczeli i przeklinali, ale natychmiast wypełniali ją znów, gdy tylko książęcy słoń ich minął, i zaczynali zawziętą walkę o zdeptane przez niego szale, chusty i dywany. Gdyby nie eskorta, wielu z nich rzucałoby się wprost pod nogi Maahira i ginęło, wdeptanych w ziemię. Słowiki stali się jej osobistą gwardią, wierną do szaleństwa i gotową na wszystko. No cóż, próbowali zmazać grzech zdrady, za jaką uważali ciche poparcie Obrara z Kambehii. A ona nie zamierzała wcale im tego zabraniać. Lojalni żołnierze są cenni jak woda na pustyni.
— Za chwilę wyjdziemy na plac przed świątynią, Najjaśniejsza Pani.
Samiy mówiąc te słowa, nie odwrócił głowy, ale o to nie mogła mieć pretensji, w końcu kierował ważącym piętnaście tysięcy funtów kolosem, który mógłby przez nieuwagę wdeptać w ziemię rosłego mężczyznę. Bardziej ubodła ją ta „Najjaśniejsza Pani”. Dwa słowa, w ustach tego chłopca kąśliwe niczym jadowe kły żmii.
— Możesz przestać się boczyć?
— Ja się nie boczę, pani. Jestem tylko sługą, a słudzy nie mają tego przywileju.
Westchnęła. Samiy, jej towarzysz podróży i towarzysz walki. Książęcy kornak, który razem z nią i Laweneresem uciekał przez pustynię, gdy wymknęli się bandytom, i który zdradził jej sekret Varali – nałożnicy i książęcej matki jednocześnie, sprawiając, że poczuła się jak głupia dziewucha. Po czym zniknął. Czasem prawie żałowała, że udało jej się wreszcie go odnaleźć. Przez miesiąc po wydarzeniach w Oku nie wiedziała, gdzie on jest, zapadł się pod ziemię, zupełnie jakby rozmowa, którą odbyli na plaży, była czymś, co wzniosło między nimi mur. Potem Suchi doniósł jej, że chłopak ukrywa się wśród kornaków szkolących słonie do wojny, więc wyciągnęła go stamtąd za uszy i zmusiła, by znów dosiadł Maahira. Olbrzymi słoń nie chciał słuchać nikogo poza chłopcem, a ponieważ był najbardziej majestatycznym zwierzęciem w książęcych stajniach, Deana musiała na nim jeździć, by podkreślać swój status. Możesz się obrażać i fuczeć na mnie, wywarczała odnalezionemu Samiyemu w twarz, naprawdę wściekła i rozgniewana, ale potrzebuję cię. Ja, i on też. Twój książę. Nie zostawiaj go ponownie.