Hrabina opuściła wzrok i zagryzła wargi.
— Wezwałem ją wtedy na prywatną audiencję, a ona ręczyła głową, że taka sytuacja już się nie powtórzy. Przyjąłem jej porękę i nadal ją mam.
Imperator odwrócił się ku Gentrellowi.
— Genno kontaktował się ze mną przez ostatnie lata — kontynuował — ale jak to robił, to już nasz sekret. Opisał mi swoje poszukiwania ludzi o talentach, za które jeszcze sto lat temu szło się na stos. Przyjął ich do czaardanu i chronił. I jak rozumiem, razem z nimi popłynął na południe.
— Tak, Wasza Wysokość.
— Dlaczego?
Szczur zamrugał.
— Wasza Wysokość?
— Genno mógł nalegać, żądać i się wściekać, ale dlaczego najpierw nie wysłaliście tam któregoś ze zwykłych magów? A nawet kilku z nich. Macie ich dość w Norze. A u wielu innych macie długi… — Cesarz zawiesił znacząco głos.
— Panie, Białe Konoweryn jest pod wpływem Oka Agara. Nie wiemy do końca, czym jest Oko, zakładamy, że jakąś emanacją królestwa Pana Ognia, ale zwykli czarodzieje na niewiele się tam przydają. Nie mogą sięgać po własne aspekty, mają problemy z koncentracją i snem, ich czary są słabe i niepewne jak…
— Jak w pobliżu Uroczysk, prawda? Jak w pobliżu Glewwen-On, tej małej wioski, gdzie straciliśmy czterystu ludzi i kilku magów bitewnych. Czy to nie dziwne, że miejsca błogosławione przez bogów i te przez nich przeklęte tak samo wpływają na umysły żywych?
Dokąd zmierzał cesarz? Gentrell po raz pierwszy od lat czuł się jak ktoś, kogo posadzono przy stole do gry, której zasad nie zna i ma je wykoncypować na podstawie ruchów i rozmów przeciwników. I to przeciwników mówiących w obcym języku.
Pozwolił sobie na szybkie zerknięcie na Eusewenię. Suka miała taką minę, jakby cesarz rozmawiał o pogodzie.
— W Glewwen-On starliśmy się z istotami, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia, prawda, Szczurze? Och, mamy na nie nazwy – demony, ciemne moce, siły chaosu… To tylko słowa. Istoty te krwawiły i umierały, choć były trudne do zabicia. Może popełniliśmy błąd, zakazując w Wielkim Kodeksie badania Uroczysk? Założyliśmy tchórzliwie, że jeśli będziemy je ignorować, to same znikną. Teraz nie wiemy, co się w nich kryje. Szukamy wiedzy na ich temat poza granicami Imperium, w krajach, gdzie obserwuje się Uroczyska, poluje na stwory, które się tam pojawiają, a nawet łapie je i zaprzęga do pracy. Przynajmniej te, które mogą przeżyć poza przeklętą ziemią. Ogary nieźle się spisują, wykradając sekrety gildiom magów z Ponkee-Laa, Ar-Mittar czy szamanom koczowników, ale sekrety z drugiej, a czasem trzeciej ręki są często gówno warte. Dlatego też Nora właśnie zorganizowała grupę do badania tych fenomenów, a zwłaszcza Wenderladzkiego Bagna. Nieoficjalnie, ale z naszym pełnym poparciem.
Gentrell znów miał wrażenie, że w grze, którą musi rozgryźć, zbyt wiele dzieje się naraz. Był, na parszywy zad zasyfionej kobyły, Trzecim Szczurem Nory. Trzecim! Zajmował się najważniejszymi sekretami Imperium, pilnował ich i strzegł, a tu, jakby nigdy nic, dowiaduje się, że Suka zna tajemnicę Laskolnyka, a cesarz ignoruje Wielki Kodeks i organizuje grupę do badania Wenderladzkiego Bagna. I to z pomocą Nory!
Nagle dotarło do niego, że właśnie poznaje sekrety, które uczynią z niego albo najbardziej zaufanego człowieka imperatora, albo najgłębiej zakopanego trupa.
Na cesarski rozkaz łamany był Wielki Kodeks! Wielu ludzi w Radzie Pierwszych, wśród kapłanów, przywódców kompanii handlowych i mistrzów bractw magii oddałoby pół majątku za takie informacje. Ileż można by zyskać samą groźbą rozpowszechnienia ich wśród ludzi! Jakie przywileje i władzę! Wielki Kodeks może i był regularnie naginany na pograniczu, ale w centralnych, rdzennych prowincjach Meekhanu stanowił podstawę, opokę porządku społecznego. W powszechnej opinii oddzielał ludzi od chaosu czającego się za Mrokiem.
Ale dlaczego Bagno?
To Uroczysko, położone sto mil na północny zachód od Starego Meekhanu, było największe na terenie Imperium. Miało prawie czternaście mil obwodu, lecz, na szczęście, leżało w głębokiej dolinie u stóp Gór Krzemiennych, z dala od szlaków handlowych czy cennych ziem. Z tego co Gentrell pamiętał, władające tymi terenami Siostry Wojny, w czasach, gdy Meekhan był niczym więcej jak średniej wielkości miastem-państwem płacącym im regularny haracz, otoczyły Uroczysko wałem ziemnym i trzymały na nim straż. Ale straże znikły, a wał już dawno skarlał do niewielkiego garbu. Wenderladzkie Bagno było spokojnym Uroczyskiem. Nie wypełniało się trującymi oparami ani nie rodziło bestii żywiących się ludzkim mięsem. Było mokrą plamą na obliczu Imperium, niecką pełną mętnej wody i skarlałych drzew. Gdyby nie to, że ludzie wrażliwi na Moc miewali w jego pobliżu koszmary, a czarodzieje problem z aspektami, można by pomyśleć, że to zwykła, podmokła dolina.
— Kto… kto się tym zajmuje? Wasza Wysokość? I dlaczego Bagno?
— Salurin.
Drugi Szczur? Drugi?
— Dlaczego on? Miesiąc temu Bagno eksplodowało. Dosłownie. Woda podeszła pod linię starych wałów Sióstr Wojny, miejscami je przekroczyła. W okolicznych wioskach ludzie budzili się z krzykiem, psy wyły, a kilka kobiet poroniło. Mieszkający tam czarownicy uciekli. W samym środku Imperium nie mamy już spokojnego, uśpionego Uroczyska, tylko Uroczysko dzikie i niespokojne. Inne też się uaktywniły. Raporty z Ponkee-Laa mówią, że na Szkarłatnych Wzgórzach zginęło w ciągu ostatnich dwóch miesięcy więcej ludzi niż przez poprzednie pięć lat. Pojawiły się tam podobno bestie, których wcześniej nie widziano. Ale mało kto się tym przejął, bo w tym samym czasie w mieście matriarchiści i reagwyryści stawiali barykady i podpalali sobie domy.