Gösta ze smutną miną i z rękami w kieszeniach poczłapał przepytywać mieszkańców kempingu. Martin musiał pytać o drogę i w końcu stanął przed namiotem Liese, niewiele większym od chustki do nosa. Stał między dwoma dużymi namiotami, przez co wydawał się jeszcze mniejszy. Na prawo bardzo głośno bawiła się w najlepsze rodzina z dziećmi, a po lewej pod daszkiem namiotu siedział dwudziestopięcioletni mięśniak. Pił piwo. Wszyscy z zaciekawieniem przyglądali się Martinowi, gdy zbliżał się do namiotu Liese.
Zapukać nie było jak. Zawołał ją po imieniu. Usłyszał rozsuwanie zamka i w otworze pojawiła się jasna głowa.
Dwie godziny później wracali, nie dowiedziawszy się niczego nowego. Liese nie potrafiła nic dodać do tego, co powiedziała Patrikowi w komisariacie. Żaden z pozostałych gości kempingu też nie zauważył nic szczególnego, co by się wiązało z Tanją albo Liese.
Mimo to coś nie dawało Martinowi spokoju. Gorączkowo starał się sobie przypomnieć, co widział. Było tam coś, na co powinien był zwrócić uwagę. Bębnił palcami po kierownicy, zły, że pamięć go zawodzi. W końcu dał za wygraną.
Wracali w ciszy.
Patrik miał nadzieję, że na starość będzie taki jak Albert Thernblad. Nie taki samotny, rzecz jasna, ale równie elegancki. W odróżnieniu od wielu mężczyzn owdowiałych na starość Albert nie zaniedbał się. Ubrany w koszulę i kamizelkę prezentował się naprawdę szykownie, włosy i brodę miał ładnie przystrzyżone. Mimo trudności z chodzeniem poruszał się godnie, chodził z podniesioną głową. W mieszkaniu było czysto i schludnie, przynajmniej w tej niewielkiej części domu, którą Patrik widział. Zaimponował mu również tym, jak przyjął wiadomość o odnalezieniu szczątków córki. Widać było, że pogodził się z losem, i choć nie było mu łatwo, starał się żyć godnie.
Zdjęcia Mony, które mu pokazał, głęboko go poruszyły. Znów uprzytomnił sobie, że zbyt łatwo uznaje się ofiarę morderstwa za kolejną pozycję w statystyce, przykleja etykietki „strona pozywająca” i „ofiara”. Nieważne, czy ktoś padł ofiarą napadu rabunkowego, czy – jak w tym przypadku – morderstwa. Albert słusznie zrobił, pokazując mu te fotografie. Dzięki temu Patrik zobaczył Monę jako niemowlę, pulchnego malucha, uczennicę i maturzystkę, a w końcu radosną, zdrową młodą kobietę, jaką była przed zniknięciem.
Powinien dowiedzieć się czegoś więcej o jeszcze jednej dziewczynie. Znał swoje rodzinne strony, wiedział, że pogłoski rozchodzą się błyskawicznie, jakby miały skrzydła. Będzie lepiej, jeśli porozmawia z matką Siv Lantin, choć z zakładu medycyny sądowej nadal nie otrzymali potwierdzenia jej tożsamości. Przed opuszczeniem komisariatu na wszelki wypadek sprawdził adres. Tym razem ustalić go było trudniej, ponieważ Gun nie nosiła już nazwiska Lantin. Widocznie ponownie wyszła za mąż, a może było to jej pierwsze małżeństwo. Jakkolwiek było, Patrik ustalił, że obecnie nazywa się Struwer, a przy Norra Hamngatan we Fjällbace stoi letni dom zapisany na Gun i Larsa Struwerów. Nazwisko brzmiało znajomo, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd je zna.
Zaparkował na Planarnej, poniżej restauracji, a ostatni stumetrowy odcinek przeszedł piechotą. Latem Norra Hamngatan była jednokierunkowa, ale i tak minęło go trzech idiotów najwyraźniej nieumiejących czytać znaków drogowych. Przeciskali się dżipem obok samochodów jadących w przeciwnym kierunku i Patrik musiał się przykleić do ściany budynku. Zapewne mieszkali na jakichś bezdrożach, skoro jeździli takim samochodem. Tym modelem letnicy podróżowali aż nadto często. Patrik stwierdził, że w tym przypadku bezdroża znajdują się w okolicy Sztokholmu.
Najchętniej wyciągnąłby odznakę policyjną i upomniał za łamanie przepisów, ale dał spokój. Gdyby mieli uczyć letników zasad ruchu drogowego, nie starczyłoby im czasu na nic innego.
Dom, którego szukał, stał po lewej stronie, naprzeciw charakterystycznego dla Fjällbacki ciągu czerwonych budek na łodzie. Był pomalowany na biało, z niebieskimi narożnikami. Właściciel stał przed domem i ze złotego volvo V70 wyładowywał kilka solidnych walizek. A dokładniej: starszy pan w dwurzędowej marynarce, postękując, wyjmował walizki z samochodu, a obok stała niewysoka, mocno umalowana kobieta. Gestykulowała z ożywieniem. Oboje byli bardzo opaleni, a raczej spaleni słońcem, i gdyby nie wyjątkowo słoneczne lato, Patrik uznałby, że właśnie wrócili z urlopu za granicą. W tym roku mogli złapać opaleniznę na skałkach Fjällbacki.
Podszedł, odczekał chwilę, potem chrząknął. Zastygli w pół ruchu i odwrócili się do niego.
– Tak? – Gun Struwer mówiła nieco za głośno. Patrik zwrócił uwagę na coś drapieżnego w jej twarzy.
– Nazywam się Patrik Hedström, jestem z policji. Mógłbym z państwem zamienić kilka słów?
– Nareszcie! – wykrzyknęła, unosząc ręce z pomalowanymi na czerwono paznokciami i wywracając oczami. – Tak długo trzeba było czekać! Ciekawe, na co płacimy te podatki! Całe lato zgłaszaliśmy, że ludzie bezprawnie parkują na naszym miejscu, i co? – cisza. Zajmiecie się wreszcie tymi łobuzami? Sporo zapłaciliśmy za dom i mamy prawo sami korzystać z miejsca postojowego – chyba nie wymagamy zbyt wiele, co?
Wzięła się pod boki i wbiła wzrok w Patrika. Stojący nieco z tyłu mąż wyglądał, jakby się chciał zapaść pod ziemię. Najwyraźniej nie uważał, że sprawa jest aż tak dramatyczna.
– Prawdę mówiąc, nie przyszedłem w związku z niewłaściwym parkowaniem. Ale najpierw muszę zapytać: czy przed zamążpójściem nazywała się pani Gun Lantin i miała pani córkę Siv?
Gun zamilkła, złapała się za usta. Nie musiała nic mówić. Jej małżonek opanował się pierwszy i wskazał Patrikowi drzwi domu. Były otwarte. Złapał za walizki. Zostawienie ich na ulicy byłoby zbyt ryzykowne, więc Patrik chwycił dwie, by pomóc Larsowi Struwerowi. Gun weszła do domu pierwsza.
Usiedli w salonie. Gun z Larsem na kanapie, Patrik na fotelu. Gun wczepiła się w męża, który głaskał ją uspokajająco, ale dość mechanicznie, jakby uznał, że sytuacja tego wymaga.
– Co się stało? Czego się dowiedzieliście? Przecież minęło ponad dwadzieścia lat. Co nowego może się wydarzyć w tak długim czasie? – paplała nerwowo.
– Muszę zaznaczyć, że nie mamy jeszcze pewności, ale prawdopodobnie znaleźliśmy szczątki Siv.
Gun chwyciła się za gardło. Wyjątkowo nie była w stanie powiedzieć słowa.
Patrik mówił dalej:
– Czekamy jeszcze na orzeczenie medyka sądowego, ale najprawdopodobniej chodzi o Siv.
– Ale jak, gdzie…? – jąkała się, zadając te same pytania co przedtem ojciec Mony.
– W Wąwozie Królewskim znaleźliśmy zwłoki młodej kobiety. Obok nich leżały szczątki Mony Thernblad i prawdopodobnie Siv.
Wyjaśnił, jak przedtem Albertowi Thernbladowi, że szczątki dziewczyn zostały przewiezione do wąwozu z innego miejsca i policja stara się ustalić sprawcę bądź sprawców morderstw.
Gun przytuliła twarz do piersi męża, ale Patrik zauważył, że oczy ma suche. Odniósł wrażenie, że jej żal jest udawany, ale w końcu było to tylko wrażenie.
Uspokoiwszy się, Gun wyjęła z torebki lusterko, sprawdziła, czy nie rozmazał jej się makijaż, a potem zapytała:
– I co teraz będzie? Kiedy przekażą nam szczątki mojej biednej, kochanej Siv? – Nie czekając na odpowiedź, zwróciła się do męża: – Lars, musimy jej urządzić okazały pogrzeb. Uczestników można potem zaprosić na skromny posiłek do sali bankietowej w Stora Hotellet. Albo może na obiad. Jak myślisz, moglibyśmy zaprosić… – wymieniła nazwisko znanego biznesmena, który według wiedzy Patrika był właścicielem domu stojącego nieco dalej na tej samej ulicy.
Gun ciągnęła: