Lindę przekonały słowa matki. Po chwili zastanowienia powiedziała skwaszonym tonem:
– Johan wam pewnie powiedział, że widzieliśmy tamtą dziewczynę?
– Jaką dziewczynę? – zdziwił się Gabriel.
– Tę Niemkę, która została potem zamordowana.
– Tak, to właśnie powiedział nam Johan – powiedział Patrik. Czekał. Może Linda jeszcze coś powie.
– Nie jestem pewna, czy to była ona. Widzieliśmy jej zdjęcie w gazetach. Rzeczywiście była podobna, ale mnóstwo dziewczyn tak wygląda. Zresztą po co by miała przychodzić do Västergärden? To nie jest atrakcja turystyczna, prawda?
Martin i Patrik pominęli to pytanie. Dobrze wiedzieli, co sprowadziło Tanję do Västergärden. Chciała wyjaśnić sprawę zaginięcia matki i poszła jedynym tropem, jaki miała, a on prowadził do Johannesa Hulta.
– Gdzie tamtego wieczoru były Marita i dzieci? Johan powiedział, że nie wie, ale w domu ich nie było.
– Pojechały na kilka dni w odwiedziny do rodziców Marity, do Dals-Ed.
– Jacob i Marita czasem tak robią – wtrąciła się Laine. – Kiedy Jacob chce w ciszy i spokoju pomajstrować w domu, ona wyjeżdża na kilka dni do swoich rodziców. Dzięki temu mają okazję pobyć z wnukami. My mamy blisko, widujemy się prawie codziennie.
– Odłóżmy na bok to, czy widzieliście wtedy Tanję Schmidt, czy kogoś innego. Czy potrafiłabyś opisać, jak wyglądała?
Linda zastanawiała się chwilę.
– Ciemne włosy do ramion, jak większość dziewczyn. Wyglądała normalnie. Niezbyt ładna – dodała z wyższością osoby świadomej swojej urody.
– Jak była ubrana? – Martin pochylił się, próbował pochwycić jej spojrzenie. Bez skutku.
– Nie bardzo pamiętam. To było ze dwa tygodnie temu, zaczynało się ściemniać…
– Spróbuj sobie przypomnieć – nalegał Martin.
– Chyba miała jakieś dżinsy. Coś w rodzaju obcisłego T-shirtu i sweter. Sweter był chyba niebieski, a T-shirt biały, a może na odwrót? A właśnie, i jeszcze czerwona torebka na ramię.
Patrik i Martin wymienili spojrzenia. Tak właśnie wyglądała Tanja w dniu zaginięcia. Miała na sobie biały T-shirt i niebieski sweter, nie na odwrót.
– O której to było?
– Był wczesny wieczór. Koło szóstej.
– Widziałaś, czy Jacob wpuścił ją do środka?
– Nie. Zapukała, ale nikt nie otworzył. Wtedy obeszła dom z drugiej strony, a potem już jej nie widzieliśmy.
– A widzieliście, jak wychodziła? – zapytał Patrik.
– Nie, ze stodoły nie widać drogi. Ale, jak już mówiłam, nie jestem pewna, czy to była ta dziewczyna.
– Jak myślisz, kto to mógł być w takim razie? Do Västergärden nie przychodzi chyba zbyt wielu obcych?
Znów to obojętne wzruszenie ramion. Milczała chwilę, a potem powiedziała:
– Nie mam pojęcia, kto to był. Może chciała coś sprzedać, czy ja wiem?
– Ale Jacob nic o tym nie mówił?
– Nie.
Nie dodała nic więcej, a dla Patrika i Martina było oczywiste, że to, co wtedy zobaczyła, zastanowiło ją znacznie bardziej, niż gotowa była przyznać policji i rodzicom.
– Mogę spytać, do czego zmierzacie? To wygląda na prześladowanie mojej rodziny. Nie dość że ekshumowaliście mojego brata? No właśnie, jak wam poszło? Czy trumna była pusta?
W jego głosie słychać było szyderstwo. Patrik musiał wziąć to na siebie.
– Nie, w trumnie znajdowały się ludzkie szczątki. Przypuszczalnie pańskiego brata Johannesa.
– Przypuszczalnie – prychnął Gabriel, krzyżując ramiona.
– A więc teraz chcecie się dobrać do Jacoba, tak?
Laine z przerażeniem spojrzała na męża, jakby dopiero teraz dotarł do niej sens pytań policjantów.
– No chyba nie podejrzewacie, że Jacob… – Chwyciła się za gardło.
– Niczego nie podejrzewamy. W tej chwili chcemy się tylko dowiedzieć, gdzie była Tanja przed zaginięciem. Jacob może być ważnym świadkiem.
– Świadkiem! Przyznaję, że elegancko to opakowaliście. Ale nie myślcie, że damy się nabrać. Chcecie dokończyć to, co w 1979 roku zaczęli wasi durni koledzy. Nieważne, kogo przymkniecie, byleby to był Hult, prawda? Najpierw wmawiacie nam, że Johannes żyje i po dwudziestu czterech latach znów zaczął mordować dziewczyny, a kiedy się okazuje, że jednak leży martwy w trumnie, bierzecie się za Jacoba.
Gabriel wstał i wskazał drzwi.
– Wynoście się! Żebym was tu nie widział bez nakazu. A najpierw zadzwonię do adwokata. Jazda stąd!
Coraz łatwiej przychodziły mu dosadne wyrażenia. W kącikach ust pojawiła się piana. Patrik i Martin ruszyli do wyjścia. Gdy drzwi zatrzaskiwały się za ich plecami, usłyszeli, jak Gabriel ryczy do córki:
– I coś ty narobiła, do cholery?
– Cicha woda…
– Nie przypuszczałem, że może się tak zagotować – powiedział Martin.
– Do pewnego stopnia go rozumiem. Z jego punktu widzenia. – Patrik wrócił myślami do porannej porażki.
– Już ci mówiłem, nie myśl o tym. Zrobiłeś, co uważałeś za stosowne. Nie możesz się bez końca bić w piersi – powiedział zirytowany Martin.
Patrik rzucił mu zdziwione spojrzenie. Martin wzruszył ramionami i zaczął się usprawiedliwiać.
– Przepraszam. Widocznie na mnie też to działa.
– Przecież masz rację. Nie pora rozdzierać szaty. – Oderwał na chwilę wzrok od szosy i spojrzał na kolegę. – I nie przepraszaj, że jesteś szczery.
– Okej.
Zapadło kłopotliwe milczenie. Patrik odezwał się, kiedy mijali pole golfowe we Fjällbace:
– Może wreszcie załatwisz sobie zieloną kartę, żebyśmy mogli razem zrobić rundkę?
Martin uśmiechnął się złośliwie.
– Nie boisz się? Może się okazać, że mam wrodzony talent i od razu rozłożę cię na łopatki.
– Nie sądzę. Sam mam wrodzony talent do golfa.
– W takim razie musimy się pospieszyć, bo potem przez dłuższy czas nie będzie mowy o żadnej rundce.
– Dlaczego? – szczerze zdziwił się Patrik.
– Zdaje się, że zapomniałeś, że za kilka tygodni urodzi ci się dziecko. Nie będziesz miał czasu na takie zabawy.
– E, jakoś się to urządzi. Maluchy dużo śpią. Na pewno uda nam się zorganizować tego golfa. Erika rozumie, że czasem muszę wyjść z domu. Kiedy postanowiliśmy mieć dziecko, umówiliśmy się, że każde z nas będzie mieć prawo do jakiejś przestrzeni tylko dla siebie, żebyśmy nie byli tylko i wyłącznie rodzicami.
Martinowi ze śmiechu łzy napłynęły do oczu. Potrząsnął głową.
– Tak, na pewno, będziecie mieli mnóstwo czasu na inne rzeczy. Takie maluchy dużo śpią – przedrzeźniał Patrika i śmiał się na całego.
Patrik wiedział, że siostra Martina ma pięcioro dzieci. Zaniepokoił się, że Martin wie o tym znacznie więcej niż on. Już miał zapytać, kiedy zadzwonił telefon.
– Hedström.
– Cześć, mówi Pedersen. Możesz rozmawiać?
– Poczekaj chwilę. Znajdę miejsce, żeby się zatrzymać.
Właśnie mijali kemping w Grebbestad. Obaj spochmurnieli. Przejechali kilkaset metrów, dotarli do pomostu w Grebbestad. Patrik skręcił na parking i zatrzymał się.
– Już zaparkowałem. Coś znaleźliście, tak?
Nie krył ciekawości. Martin spoglądał na niego w napięciu. Turyści przechodzili obok samochodu, wchodzili i wychodzili ze sklepów i restauracji. Patrik z zazdrością patrzył na malującą się na ich twarzach pogodną nieświadomość.
– I tak, i nie. Musimy się przyjrzeć tym szczątkom bliżej, ale zważywszy na okoliczności, pomyślałem, że ulży ci, jeśli dowiesz się, że coś jednak wynikło z tej pospiesznej ekshumacji.