Выбрать главу

– To wszystko prawda – powiedział Patrik – ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Poprzednich Erika wyrzuciła. Teraz męczymy się z następnymi. Jesteśmy uprzejmi i gościnni. Biedna Erika cały dzień biega i ich obsługuje.

– No to zachowaj się jak mężczyzna i zrób z tym porządek.

– Ja? – Patrik spojrzał na Annikę. Był urażony.

– Tak, ty. Jeśli Erika się męczy, podczas gdy ty wygodnie siedzisz sobie w pracy, powinieneś walnąć pięścią w stół, zadbać o jej spokój. Z pewnością nie jest jej łatwo. Przyzwyczaiła się, że ma pracę, własne życie, i nagle całymi dniami siedzi w domu, wpatrzona we własny pępek, a twoje życie toczy się normalnym torem.

– Nie pomyślałem o tym – przyznał Patrik z głupią miną.

– Tak myślałam. Wieczorem wyrzucisz gości, nieważne, co ci szepcze chrześcijańskie sumienie, a potem zatroszczysz się o przyszłą matkę. Czy ty z nią w ogóle rozmawiasz o tym, jak się czuje sama po całych dniach? Domyślam się, że w taki upał prawie nie wychodzi z domu, siedzi jak uwiązana.

– Rzeczywiście – cicho odpowiedział Patrik.

Czuł się, jakby przejechał po nim walec. Zrobiło mu się żal Eriki. Nie trzeba być geniuszem, żeby zrozumieć, że Annika ma rację. Niestety jest egoistą i myśli tylko o śledztwie. Dlatego nie pomyślał, jak musi się czuć Erika. Wydawało mu się, że jest jej dobrze, ma wakacje i może całkowicie się skupić na ciąży. Zawstydził się, bo przecież ją zna i wie, że chce się czuć potrzebna, że nie potrafi się obejść bez zajęcia. Prawda jest niestety taka, że było mu wygodnie się oszukiwać.

– To co, jedziesz do domu wcześniej i zajmujesz się swoją panią?

– Muszę poczekać na jeden telefon – odpowiedział odruchowo, ale spojrzenie Anniki powiedziało mu, że to zła odpowiedź.

– Chcesz powiedzieć, że twoja komórka działa tylko w czterech ścianach komisariatu? Bardzo ograniczony zasięg jak na telefon komórkowy, prawda?

– Nie pomyślałem – jęknął Patrik. Zerwał się na nogi. – Zrywam się do domu. W razie czego przełącz na moją komórkę…

Annika spojrzała na niego, jakby był niespełna rozumu. Wyszedł tyłem. Gdyby miał czapkę, trzymałby ją w ręku, zgięty w pół…

Nieoczekiwane okoliczności sprawiły jednak, że mógł wyjść dopiero po godzinie.

Ernst uważnie przyglądał się drożdżówkom w sklepie spożywczym Hedemyrs. Zamierzał właściwie iść do cukierni, ale na widok kolejki zmienił plany.

Usiłował właśnie wybrać między drożdżówkami cynamonowymi a drożdżówkami Delicato, gdy jego uwagę przykuł hałas dobiegający z piętra. Oderwał wzrok od drożdżówek i poszedł sprawdzić, co się dzieje. Sklep miał trzy kondygnacje. Na parterze były restauracja, kiosk i księgarnia, środkowe piętro zajmował dział spożywczy, a na najwyższym znajdowały się stoiska z odzieżą, butami i upominkami. Przy kasie stały dwie kobiety. Wyrywały sobie torebkę. Jedna miała na piersi plakietkę wskazującą, że tu pracuje, natomiast druga wyglądała jak postać z rosyjskiego filmu niskobudżetowego. Króciutka spódniczka, siatkowe pończochy, koszulka jak u dwunastolatki i makijaż tak jaskrawy, że mogłaby uchodzić za reklamę farb Beckersa.

No, no, my bag! – wrzeszczała łamaną angielszczyzną.

I saw you took something – odpowiedziała sprzedawczyni, również po angielsku, z typowo szwedzkim akcentem. Zobaczyła Ernsta i ucieszyła się.

– Jak dobrze, że pan tu jest. Niech pan aresztuje tę kobietę. Widziałam, jak chodziła po sklepie i chowała do torebki różne rzeczy, a potem bezczelnie próbowała wyjść.

Ernst nie wahał się. Jednym susem znalazł się przy nich i złapał za ramię domniemaną złodziejkę. Nie znał angielskiego, więc nie zawracał sobie głowy pytaniami. Wyrwał jej torebkę, bardzo pakowną, i całą zawartość wyrzucił na podłogę. Były tam suszarka do włosów, golarka, elektryczna szczoteczka do zębów oraz, o dziwo, ceramiczna świnka w wianku świętojańskim na głowie.

– I co teraz powiesz? – powiedział Ernst już po szwedzku.

Sprzedawczyni przetłumaczyła.

Kobieta potrząsnęła głową, udając, że nie wie, o co chodzi.

I know nothing. Speak to my boyfriend, he will fix this. He is boss of the police!

– Co ta baba mówi? – wysyczał Ernst, zły, że musi korzystać z pomocy jakiejś kobiety.

– Mówi, że o niczym nie wie. I żeby porozmawiać z jej narzeczonym. Mówi, że jest szefem policji.

Sprzedawczyni patrzyła zdumiona to na Ernsta, to na kobietę, która uśmiechała się lekceważąco.

– Już ona sobie pogada z policją. Zobaczymy, czy wtedy będzie bredzić o narzeczonym, szefie policji. Takie głodne kawałki możesz sobie, paniusiu, opowiadać w Rosji, czy skąd tam jesteś, ale tu nie przejdą! – wykrzykiwała jej w twarz.

Kobieta nie rozumiała ani słowa, ale straciła pewność siebie.

Ernst wyciągnął ją ze sklepu i przez ulicę zaprowadził do komisariatu. Właściwie wlókł za sobą kobietę na tych jej wysokich obcasach, a samochody zwalniały i ludzie gapili się na widowisko. Kiedy mijali dyżurkę, Annika szeroko otworzyła oczy.

– Mellberg! – zawołał tak głośno, że jego głos odbił się echem w korytarzu. Patrik, Martin i Gösta wystawili głowy, żeby zobaczyć, co się święci. Ernst jeszcze raz zawołał w stronę gabinetu Mellberga. – Mellberg, chodź, mam tu twoją narzeczoną! – Roześmiał się.

Zaraz zrobi jej się głupio. W pokoju Bertila panowała niepokojąca cisza. Ernst pomyślał, że wyszedł, gdy on był na zakupach. – Mellberg?! – zawołał po raz trzeci, już mniej przekonany, że kobieta będzie musiała łyknąć swoje kłamstwo.

Stał na środku korytarza, trzymając ją mocno, a wszyscy wpatrywali się w nich wielkimi oczami. Po dłuższej chwili Mellberg wyszedł z gabinetu. Ernsta ścisnęło w dołku, wbił wzrok w podłogę. Zrozumiał, że sprawy nie potoczą się tak, jak zakładał.

– Beertil!

Kobieta wyrwała się i podbiegła do Mellberga. Mellberg zamarł jak sarna przed światłami samochodu. Przytuliła się do niego, co wyglądało dość komicznie, ponieważ była od niego co najmniej dwadzieścia centymetrów wyższa. Ernst rozdziawił usta. Najchętniej zapadłby się pod ziemię. Z miejsca podjął decyzję, że złoży wymówienie. Zanim go wyrzucą. Z przerażeniem uzmysłowił sobie, że kilkuletnie podlizywanie się szefowi przekreślił jednym niefortunnym posunięciem.

Kobieta wypuściła Mellberga z objęć i odwróciła się. Oskarżycielskim gestem wskazała na Ernsta, który jak ostatni osioł trzymał w ręku jej torebkę.

This brutal man put his hands on me! He say I steal! Oh, Bertil, you must help your poor Irina!

Niezgrabnie poklepał ją po ramieniu. Musiał w tym celu unieść dłoń mniej więcej na wysokość własnego nosa.

You go home, Irina, OK? To house. I come later. OK?

Jego angielszczyzna była w najlepszym razie kulawa, ale zrozumiała, i wcale jej się nie podobało to, co powiedział.

No, Bertil. I stay here. You talk to that man, and I stay here and see you work, OK?

Zdecydowanie potrząsnął głową i lekko ją popchnął. Obejrzała się niespokojnie, mówiąc: