– Rozumiem, że jest pani ciężko, ale zrobiliśmy tylko to, co musieliśmy. Teraz też robimy, co do nas należy, i wolałbym, żeby pani z nami współpracowała.
– Czego chcecie? – wyrzuciła z siebie.
– Może porozmawiamy w środku? Wszystko pani wyjaśnię.
Odwrócił się do trzech ludzi stojących za nim:
– Zaczekajcie chwilę, wejdę z panią Solveig, porozmawiamy chwilę.
Po czym po prostu wszedł i zamknął za sobą drzwi. Solveig była tak zaskoczona, że cofnęła się i wpuściła go do środka. Martin przywołał cały swój dar przekonywania i zaczął wyjaśniać. Jej sprzeciw osłabł i po kilku minutach otworzyła drzwi pozostałym funkcjonariuszom.
– Chłopcy też są nam potrzebni. Gdzie są?
Solveig roześmiała się.
– Na pewno na wszelki wypadek schowali się za domem. Znudziły im się wasze paskudne gęby. – Śmiejąc się, otworzyła lepiące się od brudu okno. – Johan, Robert, chodźcie. Gliny znowu tu są!
Zaszeleściło w krzakach. Po chwili weszli do kuchni. Nieufnie patrzyli na tłoczących się w niej ludzi.
– Co jest?
– Teraz jeszcze chcą od nas krew – powiedziała chłodno Solveig.
– Zwariowaliście? W życiu nie oddam krwi!
– Robert, tylko bez awantur – powiedziała zmęczonym głosem Solveig. – Powiedziałam panu policjantowi, że nie będzie żadnej rozróby. Więc siadajcie i zamknijcie się. Im prędzej sobie pójdą, tym lepiej.
Martin z ulgą stwierdził, że zamierzają jej posłuchać. Z naburmuszonymi minami pozwolili, żeby Jacobsson pobrał im krew. Potem pobrał krew Solveig. Oznakowane probówki włożył do torby i oznajmił, że zadanie wykonane.
– Do czego wam ta krew? – zapytał Johan, wiedziony przede wszystkim ciekawością.
Martin odpowiedział tak samo jak Gabrielowi. Następnie zwrócił się do młodszego z policjantów z Uddevalli:
– Odbierz próbki z Tanumshede, a potem migiem zawieź to wszystko do Göteborga.
Młody policjant, który przedtem flirtował z Lindą, kiwnął głową.
– Załatwione. Z Uddevalli jedzie jeszcze dwóch kolegów pomóc wam… – umilkł i niepewnie spojrzał na Solveig i jej synów, którzy uważnie przysłuchiwali się rozmowie – w tej drugiej sprawie. Stawią się… – kolejna krępująca pauza – w tym drugim miejscu.
– Dobrze – odparł Martin i zwracając się do Solveig, powiedział: – To my już dziękujemy.
Przez moment pomyślał, żeby im opowiedzieć o Johannesie, ale nie chciał działać wbrew poleceniu Patrika. Skoro nie chce, żeby im mówić teraz, niech tak będzie.
Martin wyszedł na dwór i przystanął na chwilę. Pomijając zrujnowany dom, wraki samochodów i walające się śmieci, miejsce było wręcz nieziemsko piękne. Miał nadzieję, że choć od czasu do czasu są w stanie podnieść oczy znad tej biedy i spojrzeć na piękny krajobraz. Ale mocno w to wątpił.
– Teraz następna stacja, Västergärden – powiedział Martin, idąc zdecydowanym krokiem do samochodu. Jedno zadanie wykonane, kolejne czeka. Ciekaw był, jak idzie Patrikowi i Göście.
– Jak pan sądzi, dlaczego pan się tu znalazł? – powiedział Patrik. Razem z Göstą siedzieli naprzeciw Jacoba w pokoju przesłuchań.
Jacob splótł dłonie na stole i spokojnie im się przyglądał.
– Skąd mam wiedzieć? W tym, co zrobiliście mojej rodzinie, nie ma żadnej logiki, więc pozostaje tylko przeczekać, trzymać głowę nad wodą, żeby się nie utopić.
– Naprawdę wierzy pan, że prześladowanie pańskiej rodziny jest głównym zadaniem policji? Po co mielibyśmy to robić? – Patrik pochylił się z zaciekawieniem.
Jacob był bardzo spokojny.
– Aby czynić zło i okazywać niechęć, nie trzeba konkretnego powodu. Czy ja wiem… Sprawa Johannesa okazała się wpadką policji i próbujecie ją teraz po swojemu naprawić.
– Czyżby? – odezwał się Patrik.
– Tak, myślicie, że jeżeli na czymś nas przyłapiecie, będzie to dowód, że kiedyś mieliście rację co do Johannesa – odpowiedział.
– Nie sądzi pan, że to naciągane?
– A co mam myśleć? Wiem jedno: przyssaliście się do nas jak pijawki. Pocieszenie znajduję w tym, że Bóg widzi, jaka jest prawda.
– Często mówisz o Bogu, chłopcze – odezwał się Gösta. – Twój ojciec też jest taki wierzący?
Dokładnie tak jak chciał, pytanie wprawiło Jacoba w zakłopotanie.
– Mój ojciec nosi wiarę w sobie. Jego – zastanawiał się nad właściwym słowem – skomplikowane relacje z moim dziadkiem odbiły się na jego wierze w Boga, ale tę wiarę ma.
– A właśnie, jego ojcem był Ephraim Hult. Kaznodzieja. Łączyły was bardzo serdeczne stosunki – stwierdził Gösta. Nie musiał pytać.
– Nie rozumiem, dlaczego was to interesuje. Rzeczywiście, byłem bardzo zżyty z dziadkiem. – Jacob zacisnął wargi.
– Uratował panu życie – odezwał się Patrik.
– Tak, uratował mi życie.
– Jak pański ojciec to przyjął? Chodzi mi o to, że życie uratował panu nie on, lecz jego ojciec, z którym miał… skomplikowane relacje. To pańskie słowa? – kontynuował Patrik.
– Każdy ojciec chciałby być bohaterem w oczach syna, ale chyba nie traktował tego w ten sposób. Tak czy inaczej, dziadek uratował mi życie i ojciec do końca jego życia był mu wdzięczny.
– A Johannes? Jak się odnosił do Ephraima – i do pańskiego ojca?
– Naprawdę nie rozumiem, jakie to ma znaczenie! Przecież to było ponad dwadzieścia lat temu!
– Wiemy o tym, proszę odpowiadać na pytania – powiedział Gösta.
Jacob zaczynał tracić panowanie nad sobą. Przeciągnął ręką po głowie.
– Johannes. i tata mieli ze sobą problem, ale Ephraim go kochał. Nie okazywali sobie uczucia, tamto pokolenie takie było. Wtedy nie okazywało się uczuć.
– Johannes i Gabriel często się kłócili? – zapytał Patrik.
– Czy ja wiem, czy się kłócili… Raczej się spierali, jak to rodzeństwo…
– Ludzie mówią, że to było coś więcej. Niektórzy twierdzą nawet, że Gabriel nienawidził brata – powiedział Patrik z naciskiem.
– Nienawiść to mocne słowo i nie należy nim szermować. Tata pewnie nie przepadał za Johannesem, ale gdyby mieli więcej czasu, na pewno Bóg by wkroczył. Brat nie będzie stawać przeciw bratu.
– Domyślam się, że chodzi panu o Kaina i Abla. Ciekawe, że akurat to przyszło panu na myśl. Aż tak źle było między nimi? – zapytał Patrik.
– Nie, na pewno nie. W końcu tata nie zabił przecież swojego brata, prawda? – Jacob częściowo odzyskał spokój i ponownie splótł dłonie jak do modlitwy.
– Jest pan pewien? – zapytał Gösta.
Jacob się speszył. Wodził wzrokiem od Gösty do Patrika.
– Co to ma znaczyć? Wszystkim wiadomo, że Johannes się powiesił.
– Problem w tym, że sekcja zwłok Johannesa wykazała co innego. Johannes został zamordowany. Nie popełnił samobójstwa.
Jacobowi zaczęły drżeć ręce. Chciał coś powiedzieć, ale nie mógł wydać głosu. Patrik i Gösta jak na komendę odchylili się na krzesłach i obserwowali go uważnie. Widać było, że to dla niego nowina.
– Jak pański ojciec zareagował na wiadomość o śmierci Johannesa?
– Ja, ja… nie wiem – wyjąkał. – Byłem w szpitalu. – Jak błyskawica przemknęła mu przez głowę myśl. – Sugerujecie, że tata zabił Johannesa? – Zachichotał. – Zwariowaliście. Mój ojciec miały zamordować swojego brata… Nie, to jakiś absurd!
Chichot przeszedł w śmiech. Ani Gösta, ani Patrik nie wyglądali jednak na szczególnie rozbawionych.
– Uważa pan, że to zabawne, że pański stryj został zamordowany? – zapytał z rezerwą Patrik.