Выбрать главу

– Nie ma powodu tak przypuszczać – odpowiedział serdecznym tonem Martin. – Jestem pewien, że wkrótce się dowiemy, co się stało. Johan i Robert obracali się w bardzo nieciekawym towarzystwie, więc może raczej o to chodzi.

– A jak chcecie szukać Jacoba? – nalegała Marita. – Zarządzicie przeczesywanie całej okolicy, czy jak?

– Nie, od tego nie będziemy zaczynać. Szczerze mówiąc, przypuszczam, że on gdzieś jest i zastanawia się nad… sytuacją. Lada chwila może się zjawić w domu. Najlepiej, gdyby pani tam była. Proszę nas zawiadomić, kiedy wróci. Dobrze?

Nikt się nie odezwał. Uznali to za milczącą zgodę. Na tym etapie niewiele dało się zrobić. Z drugiej strony Martin wcale nie był taki przekonany, że tak właśnie jest. To szczególny zbieg okoliczności, że Jacob zniknął tego samego wieczoru, gdy został ciężko pobity jego kuzyn, a właściwie brat.

Powiedział o tym, kiedy wracali. Gösta kiwnął głową, że się zgadza. On również przeczuwał, że sprawy przybrały zły obrót. Takie nagromadzenie przypadków zdarza się dość rzadko. Policja nie ma zwyczaju wierzyć w zbiegi okoliczności. Nadzieja w tym, że Patrikowi udało się ustalić coś więcej.

11

Lato 2003

Jenny obudziła się z bólem rozsadzającym głowę i smakiem czegoś lepkiego w ustach. Nie mogła sobie uprzytomnić, gdzie jest. Ostatnie, co zapamiętała, to to, że siedziała w samochodzie, który zatrzymał się, żeby ją podwieźć. Przebudziła się w ciemnościach. Z początku nawet się nie bała. Myślała, że to sen, że obudzi się w przyczepie rodziców.

W końcu dotarło do niej, że to jednak nie sen. Przeraziła się i zaczęła po omacku krążyć po pomieszczeniu. Przy ostatniej ścianie wyczuła pod palcami deski i schody. Ostrożnie weszła na schody, ale już po paru stopniach uderzyła o coś głową. Miała nad sobą sufit. Z trudem mogła się wyprostować. Obmacanie ścian poszło jej tak szybko, że odległość między nimi nie mogła być większa niż dwa metry. Ogarnęła ją klaustrofobia. Naparła na deski nad schodami. Ugięły się lekko, ale nie ustąpiły. Usłyszała chrobot i pomyślała, że po drugiej stronie prawdopodobnie jest kłódka.

Bezskutecznie próbowała wypchnąć klapę. Zrezygnowana zeszła na dół i usiadła na ziemi, obejmując kolana. Usłyszała odgłos kroków i odruchowo przesunęła się w najdalszy kąt.

W pomieszczeniu nie było światła, a mimo to zobaczyła twarz zbliżającego się mężczyzny. Widziała go przecież, kiedy ją zaprosił do samochodu. Na samo wspomnienie ogarnął ją strach. Widziała jego samochód i mogła go rozpoznać, raczej nie wypuści jej żywej.

Krzyknęła. Miękko położył dłoń na jej ustach i próbował ją uspokoić. Kiedy się przekonał, że nie będzie krzyczeć, zabrał rękę i zaczął ją delikatnie rozbierać. Z lubością, niemal z miłością przesuwał dłonie po jej ciele. Oddychał coraz ciężej. Starała się nie myśleć o tym, co zaraz nastąpi.

Potem prosił o wybaczenie, a po chwili zaczęło boleć.

Na drodze panował straszny ruch. Im dłużej Patrik jechał, tym bardziej się złościł, i gdy wreszcie skręcił na parking przed szpitalem w Uddevalli, kilka razy musiał głęboko odetchnąć, żeby się uspokoić. Zazwyczaj nie denerwował się, gdy przyczepy blokowały cały pas ani gdy wolno jadący turyści pokazywali sobie każdą mijaną atrakcję, nie zwracając uwagi na kolejkę samochodów. Ale wyniki badań krwi bardzo go zawiodły. Miał tego dość.

Nie wierzył własnym uszom. Nie stwierdzili zgodności DNA nasienia ze zwłok Tanji z próbkami krwi Hultów. Patrik był tak głęboko przekonany, że wyniki pozwolą ustalić, kto jest mordercą, że nie mógł dojść do siebie. Tanję zamordował ktoś spokrewniony z Johannesem Hultem – temu nie można było zaprzeczyć. Ale nie był to nikt ze znanych mu członków rodziny.

Niecierpliwie wybrał numer telefonu komisariatu. Annika zaczynała dziś później niż zwykle i Patrik nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie odbierze.

– Cześć, tu Patrik. Słuchaj, z góry przepraszam, jestem zdenerwowany, czy mogłabyś szybciutko ustalić, czy Hultowie mają jeszcze jakichś krewnych w okolicy? Chodzi mi o to, czy Johannes Hult miał nieślubne dzieci.

Słyszał, że Annika notuje, i zacisnął kciuki. To ostatnia deska ratunku. Liczył, że Annika coś znajdzie. W przeciwnym razie pozostaje tylko usiąść na tyłku i drapać się po głowie.

Nawet spodobała mu się teoria, którą wymyślił podczas jazdy do Uddevalli: gdzieś niedaleko żyje nieznany syn Johannesa. Zważywszy, jak prowadził się Johannes, nie było to niemożliwe. Wprost przeciwnie. Może tu należy szukać motywu zamordowania Johannesa. Ciągnął tę myśl, choć nie wiedział, jak ją połączyć z głównym wątkiem. Zazdrość jest doskonałym motywem morderstwa, a sposób, w jaki Johannes zginął, wskazywał na zbrodnię w afekcie, a zatem nieplanowaną, popełnioną w gniewie lub z zazdrości.

Ale jak to się ma do zabójstwa Siv i Mony? Tego kawałka układanki nie potrafił dopasować do reszty. Może uda się, gdy Annika zdobędzie więcej informacji.

Patrik zatrzasnął drzwi samochodu i ruszył w stronę głównego wejścia do szpitala. Po krótkich poszukiwaniach dzięki wskazówkom uprzejmych pracowników trafił na właściwy oddział. W poczekalni siedziały trzy osoby, rzędem, jak ptaki na drucie telefonicznym. Milczeli, wpatrzeni przed siebie. Na jego widok w oku Solveig zapaliła się iskra. Podniosła się i podeszła do niego kołyszącym krokiem. Wyglądała, jakby nie spała całą noc. Mocno podkrążone oczy, ubranie wygniecione. Biła od niej ostra woń potu. Tłuste włosy skleiły się w cudaczne kosmyki. Również Robert był wyraźnie zmęczony, ale nie wyglądał aż tak nieświeżo. Tylko Linda była w dobrej formie: schludna, jasne spojrzenie. Jeszcze nie wiedziała, że jej rodzina stanęła na krawędzi.

– Złapaliście go? – Solveig lekko pociągnęła Patrika za ramię.

– Niestety, ciągle nic nie mamy. Lekarze coś powiedzieli?

Robert potrząsnął głową.

– Nie, jeszcze go operują. Mówili coś o ucisku na mózg. Zdaje się, że otworzyli mu czaszkę. Zdziwiłbym się, gdyby miał jakiś mózg.

– Robert!

Solveig spojrzała na niego ze złością, ale Patrik się nie zdziwił. Robert kpił, żeby ukryć dręczący go niepokój i rozproszyć ciężki nastrój. Patrik też czasem tak sobie radził.

Usiadł na jednym z ni to krzeseł, ni to foteli. Solveig obok niego.

– Kto mógł zrobić coś takiego mojemu synkowi? – pytała, kiwając się w przód i w tył. – Widziałam, jak go wynosili. Nie poznałabym go, cały był we krwi.

Linda drgnęła i skrzywiła się. Robert nie reagował. Patrik przyjrzał się jego czarnym dżinsom i bluzie i zobaczył wielkie plamy krwi.

– Nic wczoraj wieczorem nie słyszeliście ani nie widzieliście?

– Nic – odpowiedział ze złością Robert. – Już mówiliśmy tamtym policjantom. Ile razy mamy powtarzać?!

– Bardzo mi przykro, ale muszę pytać. Jeszcze trochę cierpliwości.

W jego głosie słychać było współczucie. Rola policjanta nie jest łatwa, zwłaszcza kiedy musi się narzucać wtedy, gdy ludzie mają znacznie ważniejsze problemy. Nieoczekiwanie poparła go Solveig.

– Robert, zrozum, trzeba im pomóc złapać tego drania, który to zrobił Johanowi. – Zwróciła się do Patrika. – Ja chyba coś słyszałam, ale to było dużo wcześniej, zanim mnie Robert zawołał. Ale nikogo nie widzieliśmy.

Patrik skinął głową.