Całą noc przesiedział, trzymając ją w ramionach. Jej ciało stygło z wolna. Wokół panowała nieprzenikniona ciemność. Miał nadzieję, że w ciemnościach, otulających wszystko jak wielki czarny koc, odnalazła poczucie bezpieczeństwa i taką pociechę jak on.
Przed oczami stanęły mu dzieci, ale odrzucił ten obraz, bo zanadto przypomniał rzeczywistość.
Drogę wskazał mu Johannes. Johannes, Ephraim i on stanowili nierozłączną trójcę, zawsze o tym wiedział. Posiedli dar, którego nie miał Gabriel. Dlatego on tego nigdy nie zrozumie. On, Johannes i Ephraim byli wyjątkowi, bliżsi Bogu niż inni ludzie. Byli wyjątkowi – tak napisał w swojej książeczce Johannes.
To, że znalazł czarny notes Johannesa, nie mogło być dziełem przypadku. Coś go pociągnęło jak magnes ku dziedzictwu Johannesa, tak to rozumiał. Wzruszyła go ofiara, której Johannes nie wahał się złożyć, żeby ratować mu życie. Jeśli ktokolwiek potrafił ogarnąć rozumem, do czego dążył Johannes, z pewnością był to on. Jak na ironię okazało się to niepotrzebne, bo uratował go dziadek Ephraim. Bolało go, że zabiegi Johannesa zawiodły. Szkoda, że dziewczyny musiały umrzeć. Ale Jacob ma przed sobą więcej czasu niż Johannes, jemu się uda. Będzie próbował tak długo, aż odnajdzie klucz do wewnętrznego światła. Ma je w sobie na pewno, tak powiedział dziadek Ephraim. Miał je w sobie również jego ojciec, Johannes.
W odruchu współczucia pogładził zimne ramię dziewczyny. Było mu jej żal. Była tylko zwykłym człowiekiem i Bóg zapewni jej wyjątkowe miejsce za to, że poniosła ofiarę dla niego, boskiego wybrańca. Uderzyła go pewna myśclass="underline" może Bóg oczekuje od niego iluś ofiar, zanim mu pozwoli odnaleźć klucz? Może z Johannesem też tak było? A więc to nie było niepowodzenie. Bóg po prostu oczekuje od nich więcej dowodów wiary. Dopiero wtedy wskaże im drogę.
Ożywił się. Na pewno tak jest. Zawsze był mu bliższy Bóg Starego Testamentu, Bóg żądny ofiar i krwi.
Dręczyło go tylko, czy Bóg mu wybaczy, że nie umiał się oprzeć żądzom ciała. Johannes był silniejszy, nie uległ pokusie. Jacob podziwiał go za to. On sam dotknął miękkiej, gładkiej skóry i wtedy na krótką chwilę obezwładnił go szatan. Gorzko potem żałował, przecież Bóg musiał to widzieć. Bóg, który potrafi wejrzeć w serce, musiał widzieć, że jego skrucha jest szczera, a zatem udzielił mu rozgrzeszenia.
Kołysał dziewczynę w ramionach. Odsunął z jej twarzy kosmyk włosów. Była piękna. Kiedy ją ujrzał stojącą przy drodze z uniesionym do góry kciukiem, od razu wiedział, że to ona. Ta pierwsza była znakiem, na który czekał. Zapiski Johannesa fascynowały go od lat, i kiedy stanęła na jego progu, pytając o matkę, i to w dniu, gdy usłyszał wyrok, wiedział doskonale, że to znak.
Nie zniechęcił się, chociaż nie pomogła mu odnaleźć wewnętrznej siły. Przecież Johannesowi też nie udało się z jej matką. Najważniejsze, że wszedł na szlak i podążył śladami Johannesa.
Złożenie szczątków w Wąwozie Królewskim było swego rodzaju manifestacją, obwieszczeniem, że kontynuuje to, co zaczął Johannes. Nie liczył na to, że ktoś to zrozumie. Wystarczyło, że Bóg rozumiał i widział, że było dobre.
Gdyby potrzebował jeszcze jednego dowodu, otrzymał go wczoraj wieczorem. Kiedy zaczęli mówić o wynikach badania krwi, dobrze wiedział, że go zamkną, potraktują jak złoczyńcę. Wcześniej nie przyszło mu do głowy, że szatan skłoni go do zostawienia śladów.
A jednak śmiał się szatanowi prosto w twarz. Ku jego wielkiemu zdziwieniu policja oznajmiła, że wyniki badań oczyszczają go z podejrzeń. To było ostateczne potwierdzenie, że kroczy właściwą drogą. Teraz już nic go nie powstrzyma, bo jest wyjątkowy, jest pod specjalną ochroną, został pobłogosławiony.
Delikatnie pogładził dziewczynę po głowie. Będzie musiał znaleźć kolejną.
Annika oddzwoniła już po dziesięciu minutach.
– Tak jak myślałeś. Jacob znów ma raka. Tym razem to nie białaczka, tylko duży guz mózgu. Poinformowali go, że nie da się już nic zrobić. Za duży.
– Kiedy się o tym dowiedział?
Annika zajrzała do notatek.
– W dniu, kiedy zaginęła Tanja.
Patrik ciężko opadł na kanapę. Już wiedział, choć trudno mu było uwierzyć. Dom przepełniała cisza, spokój. Ani śladu zła, które właśnie odsłonił. Pozorna normalność. Kwiaty w wazonie, zabawki rozrzucone po pokoju, niedoczytana książka na stoliku. Żadnych czaszek, zakrwawionych ubrań, czarnych świec.
Nad kominkiem obraz przedstawiający wniebowstąpienie Jezusa. Aureola wokół głowy, na ziemi patrzący na niego, pogrążeni w modlitwie ludzie.
Jak można usprawiedliwiać największe zło wiarą, że ma się boskie pełnomocnictwo? Może to jednak nie takie dziwne. Tyle milionów ludzi zamordowano w imię Boga. Widocznie jest w tym coś, co pociąga, uwodzi i odurza.
Patrik otrząsnął się. Ludzie z ekipy czekają na dalsze instrukcje. Pokazał im, co znalazł. Woleli nawet nie myśleć o cierpieniach, jakie być może w tym momencie znosi Jenny.
Nadal nie mieli pojęcia, gdzie jej szukać. W całym domu trwały gorączkowe poszukiwania. Patrik, czekając na odpowiedź Anniki, zadzwonił do dworu i zapytał Maritę, Gabriela i Laine, gdzie w najbliższej okolicy mógłby być Jacob. Na ich pytania odburknął tylko, że nie czas na to.
Poczochrał sterczące na wszystkie strony włosy. Gdzie on może być? Nie damy rady przeszukać całego terenu, centymetr po centymetrze. Zresztą równie dobrze może ją przetrzymywać w pobliżu Bullaren albo gdzieś w połowie drogi. Co robić?
Martin też czuł się bezradny. Nagle coś mu przyszło do głowy.
– To musi być gdzieś blisko. Pamiętasz ślady nawozu? Przypuszczam, że Jacob wykorzystał miejsce, które służyło Johannesowi, więc, na logikę, to musi być gdzieś blisko.
– Masz rację, ale zarówno Marita, jak i jej teściowie twierdzą, że nie ma tu żadnych innych budynków. Mogłaby oczywiście być jakaś ziemianka czy coś w tym rodzaju, ale wiesz, ile ziemi znajduje się w posiadaniu Hultów? To jak szukać igły w stogu siana.
– A Solveig i jej synowie? Pytałeś ich? Kiedyś tu mieszkali, może znają jakieś miejsce, o którym nie wie Marita?
– Bardzo dobry pomysł. Przy telefonie w kuchni chyba leży lista numerów telefonów. Linda ma komórkę, może przez nią uda się ich złapać.
Martin wyszedł do kuchni i wrócił z listą. Znalazł na niej porządnie zapisane imię Lindy i numer telefonu. Patrik czekał dłuższą chwilę ze słuchawką przy uchu.
– Lindo, mówi Patrik Hedström. Muszę pilnie porozmawiać z Solveig albo z Robertem.
– Są u Johana. Odzyskał przytomność! – powiedziała radośnie.
Patrikowi zrobiło się przykro na myśl, że wkrótce przestanie jej być tak wesoło.
– Poproś któreś z nich, to ważne!
– Okej, z kim pan chce rozmawiać?
Patrik zastanowił się. Kto, jeśli nie dziecko, najlepiej zna otoczenie domu?
– Poproś Roberta.
Słyszał, jak Linda odkłada telefon i idzie po Roberta. Widocznie do pokoju chorego nie wolno wnosić komórki, żeby nie zakłócać pracy aparatury, pomyślał Patrik i po chwili usłyszał w słuchawce niski głos.
– Mówi Robert.
– Cześć, tu Patrik Hedström. Mógłbyś mi pomóc w jednej sprawie? – i dodał pospiesznie: – To bardzo ważne.
– Postaram się. O co chodzi?
– Czy w najbliższym sąsiedztwie Västergärden są jeszcze jakieś budynki? Niekoniecznie chodzi o budynek, po prostu o dobrą kryjówkę. Na tyle dużą, żeby zmieściła się jedna osoba, może dwie.
Robert był bardzo zdziwiony. Nawet przez telefon dało się to wyczuć. Ale na szczęście nie pytał, o co chodzi. Zastanowił się i powoli powiedział: