nie próbował przewidzieć, jakiego tym razem. Podczas całej tej walki stanowczo za dużo
myślał.
Nie czekał ni chwili dłużej, tylko spiął się i skoczył… w górę. Zatrzepotał rozpostartymi
skrzydłami, wzbudzając wokół tumany kurzu.
Syn Odyna zmrużył oczy i instynktownie cisnął młotem w stronę Michała. Tyle że jego już
tam nie było, bo błyskawicznie składając skrzydła, runął na ziemię i gdy świetlisty obuch
zawracał w powietrzu, zaatakował. Płonące ostrze pomknęło od dołu, by zanurzyć się w nie
dość osłoniętej pachwinie olbrzyma. Thor ryknął z bólu i stracił równowagę. Własna broń,
która właśnie w tym momencie wpadła mu do ręki, przeciążyła go ostatecznie. Bóg piorunów
runął na ziemię.
Archanioł cofnął się i zaczekał, aż ciałem przeciwnika przestaną wstrząsać konwulsje.
Dopiero wtedy wkroczył do Walhalli.
W rogu sali czekała już na niego Sygin. Niewiasta skłoniła się lekko, wyciągając przed
siebie ręce, w których trzymała napierśnik Odyna.
- Witaj, panie - powiedziała.
Michał odpowiedział dyskretnym ukłonem i rozejrzał się po komnacie. Podobało mu się to
surowe, ale niepozbawione wdzięku wnętrze, te stojaki na broń, teraz przewrócone, ale jeszcze
niedawno pełne mieczy i toporów prezentujących się dumnie niczym najwspanialsze ozdoby.
No i, rzecz jasna, tron władcy ze stojącą obok włócznią - symbolem władzy.
Chowając miecz podszedł do tronu. Chwycił włócznię i zakręcił nią nad głową. Wycelował
w jeden z zastygłych w suficie wodorostów, wziął zamach, po czym… opuścił broń. Złapał ją
oburącz i złamał na kolanie.
- Chcę zobaczyć ciało - zażądał.
Sygin rzuciła napierśnik na ziemię i bez słowa ruszyła ku drzwiom prowadzącym do
dalszych komnat. Michał ruszył za nią.
Dobrą chwilę trwało, zanim stojący u wrót aniołowie przemogli się i wkroczyli do środka.
Najpierw tylko dwóch czy trzech śmiałków, a potem cała sala wypełniła się skrzydlatymi. Po
sufit.
* * *
- Co ci za to obiecano? - zapytał Michał. Podniósł się znad zwłok i spojrzał Sygin prosto w
oczy. Dziewczyna nie opuściła wzroku.
- Wolność i życie - odparła. - Dla mnie i mojego męża.
Archanioł skrzywił się z pogardą.
- Gdzież jest ten, który potrzebuje pomocy niewiasty, by zdobyć wolność? Czyżby kaleka?
- W pewnym sensie, panie - odparła. - Ostatnie stulecia spędził przywiązany do skały. Ale
może miast opowiadać historię mego życia, pójdziemy umożliwić ci wypełnienie twojej części
umowy?
Michał uważniej przyjrzał się bogini.
- Czy twój mąż mówił ci kiedyś, że jesteś niezwykła? - zapytał, ruszając do wyjścia.
Sygin uśmiechnęła się.
- Po kilka razy dziennie. Ale to Kłamca. Prawdziwy kowal kłamstw, jeśli idzie o ścisłość.
* * *
Głęboko w podziemiach Walhalli leżał nagi mężczyzna. Tkwił w bezruchu przywiązany do
skały ścięgnami, żyłami i splecionymi w liny kawałkami skóry. Nad jego głową wisiał kielich
przymocowany do wygiętego w pałąk kija. Co jakiś czas wpadały do niego krople jadu
leżącego na skale węża.
Twarz mężczyzny, mimo iż w wielu miejscach wypalona i poznaczona zielonkawymi
ranami, wykrzywiona była w szyderczym uśmiechu.
- A opowiadałem już - zapytał - jak pewnego razu byłem z kumplami w Egipcie? Idziemy
sobie brzegiem Nilu i nagle jeden mówi do mnie: Patrz, jaki fajny wąż. Zacząłem się rozglądać,
a on do mnie: Stoisz mu na głowie, idioto. Rzeczywiście stałem i do tego depnąłem tak
niefortunnie, że biedakowi wylazły ślepia. Oczywiście wzięliśmy go ze sobą. Smakował jak
kurczak, a pasek z jego skóry pewnie do dzisiaj leży gdzieś w szafie.
Wąż syknął i dwie krople wpadły do kielicha jedna po drugiej. Mężczyzna zarechotał.
- Jak chcesz, to opiszę ci dokładnie, jak wyglądał - zaproponował. - Może to jakaś twoja
rodzina. Nie chcesz? A opowiadałem ci, jak to podobno ten kretyn Herkules udusił dwa węże w
kołysce? Aegir mi opowiadał. Był podobno wtedy w tamtej okolicy. Czujesz? Niemowlak.
Tamci dwaj zaczaili się na dzieciaka, a tu figa! Wiesz, co to jest figa, pełzaczu? A może wiesz,
co to gówno? Wpełzłeś kiedyś w jakieś?
Rozległ się kolejny syk i kolejne dwie krople wpadły z pluskiem do kielicha. Rechot
mężczyzny przeszedł w głośny śmiech, który wypełnił całą jaskinię.
* * *
- Co mu tak wesoło? - zapytał Michał, wkraczając na schody wiodące do podziemi.
Sygin wzruszyła ramionami.
- Zawsze był taki. Jak chce, potrafi być strasznie denerwujący.
- A potrafi inaczej?
Kolejne wzruszenie ramion. Ruszyli w dół, bogini jednak zatrzymała się gwałtownie już po
kilku schodkach.
- Właśnie sobie przypomniałam, że zapomnieliśmy o czymś ważnym. Jego więzy są
wzmocnione klątwą i… Poczekaj tu, zaraz wrócę.
Podciągając suknię do pół łydki, wbiegła na górę i zniknęła za rogiem. Michał wydobył
miecz, rozpalił głownię i używając broni jako pochodni, począł schodzić niżej.
Po pokonaniu blisko trzech setek schodów znalazł się przed ogromnymi dębowymi
wrotami podobnymi nieco do bramy Walhalli. Lewe skrzydło było uchylone.
Archanioł zgasił ostrze miecza i delikatnie pchnął drzwi, prosząc w duchu, by nie
skrzypnęły. Po cichu wśliznął się do oświetlonego dziwną błękitną poświatą wnętrza i omiótł je
wzrokiem, przywierając plecami do ściany.
Stał w jaskini wielkiej jak sala tronowa Pana, gdzie kiedyś z rąk Metatrona otrzymał
władzę nad zastępami. Tyle że to pomieszczenie było dziełem nie boskiej mocy, ale samej
natury. Nie miał co do tego wątpliwości, choć brakowało w niej skalnych sopli sterczących z
podłoża groty niczym kły bestii, a ścian nie drążyły podziemne strumienie. Całość wyglądała
raczej jak wyrzeźbiona wiatrem, potworną wichurą, która nieopatrznie wpadła pod ziemię i nie
mogąc uciec, szarpała się w swym więzieniu przez stulecia. Może nawet milenia.
Na środku jaskini znajdowała się skała. Przywiązany do niej mężczyzna o potwornie
zdeformowanej twarzy gadał do siebie, co jakiś czas wybuchając ochrypłym śmiechem.
Archanioł, upewniwszy się, że nikogo tam więcej nie ma, ponownie rozpalił miecz i niemal
bezgłośnie ruszył ku skale.
- Czy mam do czynienia z mężem Sygin? - zapytał, gdy ucichł kolejny wybuch śmiechu.
Od skały dzieliły go raptem dwa kroki.
Przykuty odwrócił głowę i spojrzał Michałowi w oczy. Z bliska jego przeżarta jadem twarz
wyglądała jeszcze koszmarniej.
- To zależy, kto pyta - odparł. - I jak jest szybki.
Archanioł w pierwszej chwili nie zrozumiał, co ma do tego szybkość, ale nagle zauważył
jakiś ruch. Zareagował instynktownie, odchylając się do tyłu. Tuż przed nim śmignął z sykiem
wężowy łeb. Michał błyskawicznie wyciągnął rękę, łapiąc gada tuż za głową. Szarpnął.
- To było dobre, padalcu - wycedził, zbliżając trójkątny łeb do własnej twarzy i spoglądając
w zimnokrwiste oczy. - Nie dość dobre, ale niezłe. Teraz jednak czas, byś przypomniał sobie
słowa Pana.
Uniósł miecz.
- Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych;
na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Taka jest
wola Pana.
Zaskwierczało. Wąż wił się przez chwilę, próbował nawet owinąć cielsko wokół ręki