Matthew Pearl
Klub Dantego
Przełożył Andrzej Wojtasik
Dla Lino, mojego profesora,
i Iana, mojego nauczyciela
Tytuł oryginału The Dante Club
Copyright © 2003 by Matthew Pearl
OSTRZEŻENIE DLA CZYTELNIKA
PRZEDMOWA C. LEWISA WATKINSA
PROFESORA CYWILIZACJI I LITERATURY WŁOSKIEJ ORAZ RETORYKI
„Pittsfield Daily Reporter", Wiadomości lokalne, 15 IX 1989 r.
„REWITALIZACJA" NIEBEZPIECZNEGO GATUNKU
OWADÓW ZA SPRAWĄ CHŁOPCA Z LEXINGTON
We wtorek po południu ekipy poszukiwawcze szczęśliwie odnalazły zaginionego Kennetha Stantona, dziesięciolatka z Lexington, w odległym zakątku Gór Catamount. Udzielono mu pomocy lekarskiej w Berkshire Medical Center. Opuchliznę na nodze i złe samopoczucie chłopca spowodowały larwy wyklute z jaj złożonych w jego ranach przez początkowo nie zidentyfikowane owady.
Entomolog doktor K. L. Landsman z Muzeum Instytutu Harve-Bay w Bostonie twierdzi, że dotychczas w stanie Massachusetts nie znano owadów, które odnaleziono przy chłopcu. „Co bardziej godne uwagi – mówi doktor Landsman – muchy i ich larwy zdają się należeć do gatunku, o którym entomolodzy sądzili, że całkowicie wyginął niemal pół wieku temu". Gatunek o łacińskiej nazwie Cochliomyia hominivorax, znany powszechnie w Nowym Świecie jako „mucha śrubowa", został sklasyfikowany w 1859 roku przez francuskiego lekarza na jednej z wysp u wybrzeży Ameryki Południowej. Do końca XIX stulecia obecność tego niebezpiecznego – owada wzrastała w tempie epidemii, powodując śmierć setek tysięcy sztuk bydła na całej półkuli zachodniej. Donoszono również, że ofiarą much śrubowych padło także kilku ludzi. W latach pięćdziesiątych XX wieku zakrojony na wielką skalę program opracowany przez amerykańskich inżynierów poskutkował eliminacją gatunku dzięki wprowadzeniu do populacji sterylnych samców poddanych promieniowaniu gamma, co spowodowało utratę zdolności reprodukcji u samic.
Przypadek Kennetha Stantona może przyczynić się do tak zwanej laboratoryjnie wspomaganej „rewitalizacji" owadów dla celów badawczych. „Chociaż z punktu widzenia zdrowia publicznego likwidacja gatunku była mądrą inicjatywą – mówi dr Landsman – zastosowanie nowych technologii obserwacyjnych w kontrolowanych warunkach pozwoli nam jeszcze wiele się dowiedzieć na jego temat". Zapytany o swoją reakcję na odkrycie, do którego się przyczynił, Stanton, uczeń piątej klasy, odpowiedział: „Moja pani od przyrody mówi, że jestem wspaniały!".
Mając w pamięci stronę tytułową niniejszego tomu, Czytelnik może się zastanawiać, jak powyższy artykuł wiąże się z Dantem, lecz już niebawem ujrzy, że ten związek istnieje i że jest on nader niepokojący. Jako uznany autorytet w dziedzinie amerykańskiej recepcji Boskiej Komedii Dantego zostałem zeszłego lata wynajęty przez wydawnictwo Random House, aby napisać, w zamian za ich jak zwykle liche honorarium, kilka wstępnych uwag do tej książki.
Praca pana Pearla nawiązuje do historycznych początków obecności Dantego w naszej kulturze. W 1867 roku poeta H. W. Longfellow ukończył pierwszy amerykański przekład Boskiej Komedii, rewolucyjnego poematu Dantego, opisującego podróż przez zaświaty. Obecnie istnieje więcej przekładów poezji Dantego na angielski niż na jakikolwiek inny język, a w Stanach Zjednoczonych powstało ich więcej niż gdziekolwiek indziej. Amerykańskie Towarzystwo Dantejskie z siedzibą w Cambridge, w stanie Massachusetts, szczyci się tym, że jest najstarszą na świecie nieprzerwanie działającą organizacją poświęconą badaniu i promocji twórczości Dantego. Jak stwierdził T. S. Eliot, Dante i Szekspir dzielą współczesny świat pomiędzy sobą, a część należącą do Dantego powiększa się z każdym rokiem. Jednakże zanim Longfellow ukończył – swe dzieło, Dante pozostawał w Ameryce całkowicie nie znany. Mało kto władał językiem włoskim ani nigdzie nie można było go się nauczyć; w zasadzie nie podróżowaliśmy za granicę, a w Stanach Zjednoczonych przebywała zaledwie nieliczna garstka Włochów.
Z całą mocą mojego zmysłu krytycznego uznałem, że poza podstawowymi faktami niezwykłe wydarzenia opisane w Klubie Dantego są raczej nowoczesną baśnią niż relacją historyczną. Jednakże przeszukując dla potwierdzenia mojej oceny bazę danych Lexis-Nexis, znalazłem przerażającą notatkę prasową z „Pittsfield Daily Reporter", którą zamieszczam powyżej. Natychmiast skontaktowałem się z doktorem Landsmanem z Instytutu Harve-Bay, co pozwoliło mi uzyskać pełniejszy obraz incydentu, odnotowanego niemal czternaście lat temu.
Kenneth Stanton oddalił się od rodziców, z którymi był na wycieczce połączonej z wędkowaniem w Berkshires, i na zarośniętej ścieżce natknął się na kilka martwych zwierząt: najpierw na szopa pracza z pępkiem nabiegłym krwią, następnie na lisa, a potem na baribala. Chłopiec opowiadał później rodzicom, że gdy dokonał tego upiornego odkrycia, był jakby w stanie hipnozy. Stracił równowagę i upadł na ostre skały, kalecząc sobie kostkę. Na pewien czas stracił przytomność. To wtedy: właśnie dopadły go muchy śrubowe. Pięć dni później, podczas rekonwalescencji w łóżku, chłopiec doznał nagłych konwulsji. Autopsja wykazała obecność w jego ciele tuzina czerwi Cochliomyia hominivorax; jednego z najbardziej morderczych gatunków owadów na świecie – wymarłego, jak sądzono, przed pięćdziesięciu laty.
Odrodzony gatunek much, wykazujący nie notowaną przedtem zdolność do przetrwania w niesprzyjającym klimacie, trafił od tego czasu na Środkowy Wschód, najprawdopodobniej wraz z przewożonymi towarami i, jak pisałem, dziesiątkuje stada bydła i gospodarkę na północy Iranu. W jednym z zeszłorocznych numerów „Abstracts of Entomology" ukazał się artykuł, w którym dowodzono teoretycznie, że dywergentna ewolucja much śrubowych mogła zostać zapoczątkowana w północno-wschodnich stanach USA około 1865 roku.
Na pytanie o przyczynę tego zjawiska nie udzielono dotąd odpowiedzi, z wyjątkiem – jak teraz muszę z rozpaczą stwierdzić – szczegółów przedstawionych w Klubie Dantego. Przez ponad pięć tygodni ośmiu z czternastu wykładowców zatrudnionych w bieżącym semestrze na mojej katedrze, na moje polecenie podjęło się zadania dodatkowego zbadania rękopisu Pearla. Analizowali oni i katalogowali filologiczne i historiograficzne reguły wers po wersie, zauważając z przelotnym zainteresowaniem, że pomniejsze pomyłki są zawinione wyłącznie przez ego autora. Z każdym mijającym dniem odkrywamy kolejne dowody na to, że Longfellow i jego opiekunowie naprawdę przeżyli te straszne i chwalebne chwile w roku sześćsetlecia urodzin Dantego. Zrezygnowałem z wszelkiego wynagrodzenia, ponieważ przestała to już być przedmowa, jaką planowałem napisać, lecz ostrzeżenie. Śmierć Kennetha Stantona otwiera szeroko wrota, dotąd zamknięte, przez które Dante przybył do naszego świata – bramę sekretów wciąż pozostających w stanie uśpienia w naszych czasach. Z tego powodu pragnę Cię jedynie ostrzec, Czytelniku. Jeśli zamierzasz czytać dalej, pamiętaj, proszę, że słowa mogą krwawić.
Profesor C. Lewis Watkins, Cambridge, Massachusetts
Część pierwsza
1
Naczelnik bostońskiej policji, John Kurtz, siedział w salonie na otomanie pokrytej czarnym obiciem, wciśnięty między dwie pokojówki. Wziął głęboki wdech. Choć w pomieszczeniu nie brakowało krzeseł ani kanap, obie służące usiadły tuż przy nim. Otomana aż dygotała od szlochów kobiet i naczelnik musiał się bardzo starać, żeby nie rozlać herbaty. Po jednej stronie Irlandka, która odkryła zwłoki, zawodziła nie znane Kurtzowi (bo katolickie) i niezrozumiałe (bo zniekształcone łkaniem) modlitwy, od których włosy stawały dęba. Po drugiej stronie cicho pochlipywała jej siostrzenica.