„Twoja nieobecność w Nahant pozostawi lukę podobną do tej, jaka powstaje na ulicy po zburzonym domu". Longfellow zauważył, jak dantejski stał się jego język.
Charles Eliot Norton i William Dean Howells wrócili z Europy na czas, by pomagać Longfellowowi w opatrzeniu przypisami pełnego przekładu Dantego. Aura zagranicznych przygód wciąż unosiła się nad nimi. Howells i Norton obiecali swym przyjaciołom opowieści o Ruskinie, Carlyle'u, Tennysonie i Browningu. O pewnych wydarzeniach znacznie lepiej opowiada się twarzą w twarz niż w listach.
Stwierdzenie to Lowell powitał serdecznym śmiechem.
– Nie jesteś zainteresowany, James? – zapytał Charles Eliot Norton.
– Drogi Norton, drogi Howells – zwrócił się do nich Holmes, chcąc wyjaśnić wesołość Lowella. – To my, chociaż nie przekraczaliśmy żadnego oceanu, odbyliśmy podróż, której nie da się zawrzeć w żadnym liście.
Potem Norton i Howells złożyli przysięgę wobec Lowella, że po wsze czasy dochowają tajemnicy.
Holmes pomyślał, że Longfellow mógłby poczuć przygnębienie po zakończeniu pracy i spotkań Klubu Dantego. Zaproponował więc, aby spotykać się w niedzielne wieczory w Shady Hill, posiadłości Nortona. Tam przyjaciele omawiali kolejne fragmenty tłumaczonego przez Nortona poematu Dantego La Vita Nuova - Nowe życie - historii miłości Dantego do Beatrycze. W niektóre wieczory ich mały krąg poszerzał się o Edwarda Sheldona, który zaczął kompilowanie indeksu poematów i pomniejszych pism Dantego, w nadziei na rok lub dwa lata studiów we Włoszech.
Lowell pozwolił swojej córce Mabel na półroczną wyprawę do Włoch. Towarzyszyli jej państwo Fieldsowie, którzy popłynęli statkiem z Nowego Jorku, powierzywszy pieczę nad firmą J. R. Osgoodowi.
Fields podjął przygotowania do bankietu w słynnym bostońskim Union Club, jeszcze zanim Houghton zaczął drukować Boską Komedię w przekładzie Longfellowa. Trzytomowa edycja stała się literackim wydarzeniem sezonu.
W dniu bankietu Oliver Wendell Holmes spędził popołudnie w Craigie House. Był wraz z nimi również George Washington Greene, który przybył na tę okazję z Rhode Island. Holmes potwierdził Greene'owi informację o wielkiej liczbie sprzedanych egzemplarzy jego drugiej powieści.
– To indywidualni czytelnicy mają największe znaczenie, bo w ich oczach pisanie nabiera wartości. W literaturze przetrwają ci, którzy przetrwają, a nie ci, którzy są najlepiej przystosowani. Czym są krytycy? Starają się jak mogą, aby obniżyć moją wartość, uczynić mnie kimś bez znaczenia. Jeśli nie mogę tego wytrzymać, zasługuję na to wszystko.
– Jakbym słyszał Lowella – roześmiał się Greene.
– Zapewne masz rację.
Drżącym palcem stary pastor ściągnął z szyi biały halsztuk.
– Bez wątpienia potrzebuję tylko trochę powietrza – stwierdził, poddając się atakowi kaszlu.
– Gdybym zdołał przynieść panu ulgę, wierzę, że wróciłbym znów do praktyki lekarskiej. – Holmes podniósł się, by zobaczyć, czy Longfellow jest gotowy.
– Nie, nie, lepiej nie – wyszeptał Greene. – Poczekajmy na zewnątrz, dopóki nie skończy.
Gdy byli w połowie ścieżki prowadzącej do wyjścia, Holmes odezwał się do Greene'a:
– Sądziłem, że będę miał dosyć Dantego. Tymczasem – czy da pan wiarę? – zacząłem ponownie czytać Komedię\ Zastanawiam się, czy w obliczu wszystkiego, czego doświadczyliśmy, nigdy nie zwątpił pan w wartość naszej pracy. Czy nigdy, ani razu nie pomyślał pan, że po drodze coś nam umknęło? Półksiężyce oczu starego pastora zamknęły się.
– Wy, panowie, zawsze uważaliście, że Boska Komedia to największa fikcja, jaką kiedykolwiek opowiedziano. Ja natomiast zawsze wierzyłem, że Dante odbył tę podróż. Wierzyłem, że Bóg nagrodził go tą podróżą i tą poezją.
– A teraz? – zapytał Holmes. – Nadal wierzy pan, że to wszystko było prawdą?
– Och, bardziej niż kiedykolwiek, doktorze – uśmiechnął się Greene, patrząc na okno gabinetu Longfellowa. – Bardziej niż kiedykolwiek.
Lampy świeciły przyćmionym blaskiem w Craigie House, gdy Longfellow wspiął się na schody, mijając namalowany przez Giotta portret Dantego, który spoglądał spokojnie swoim jednym bezużytecznym, zniszczonym okiem. Longfellow pomyślał, że zapewne to oko widziało przyszłość, lecz w tym drugim pozostała piękna tajemnica Beatrycze, która wprawiła jego życie w ruch. Longfellow wysłuchał modlitw córek, potem patrzył, jak Alice Mary otula swoje dwie młodsze siostry, Edith i małą Annie Allegrę, oraz ich lalki.
– Kiedy wrócisz, tato?
– Dość późno, Edith. Będziesz już spała.
– Każą ci przemawiać? Kto jeszcze tam będzie? – spytała Annie Allegra. – Powiedz nam, kto!
Longfellow przygładził brodę.
– A kogo już wymieniłem, moja droga?
Dziewczynka wyjęła notes spod kołdry.
– Pan Lowell, pan Fields, doktor Holmes, pan Norton, pan Howells… – wyliczała. – Stanowczo za mało, tato!
Annie Allegra przygotowywała książkę, którą zatytułowała Wspomnienia wielkich ludzi spisane przez małą osobę. Miała zamiar opublikować ją w Ticknor & Fields i zdecydowała się zacząć od relacji z dantejskiego bankietu.
– Możesz jeszcze dodać do tego pana Greene'a – odparł Longfellow – twojego dobrego przyjaciela, pana Sheldona, i z pewnością pana Edwina Whipple'a, świetnego krytyka z pisma pana Fieldsa.
Annie Allegra zapisywała wszystko, na ile tylko pozwalały jej umiejętności.
– Kocham was, moje drogie dziewczynki – powiedział Longfellow i pocałował każdą w gładkie czoło. – Kocham was, bo jesteście moimi córeczkami. I córeczkami mamy, i dlatego że ona was kochała. I nadal was kocha.
Pikowane kołdry, pod którymi leżały dziewczynki, podnosiły się i opadały w zgodnym rytmie. Longfellow zostawił córki, bezpieczne w niezmierzonej ciszy nocy. Zajrzał przez okno do wozowni, gdzie czekał nowy powóz Fieldsa – zdawało się, że on zawsze ma nowy powóz – a stary gniady koń, weteran unijnej kawalerii i od niedawna na służbie u wydawcy, popijał wodę, która zebrała się w płytkim korycie.
Padał nocny, łagodny deszcz. Jazda z Bostonu do Cambridge tylko po to, by zaraz znów wracać, musiała być sporą niewygodą dla Fieldsa, jednak wydawca nalegał, że ich podwiezie.
Holmes i Greene zostawili pomiędzy sobą dużo miejsca dla Longfellowa naprzeciw Fieldsa i Lowella. Poeta, wspinając się do powozu, pomyślał z nadzieją, że może nikt nie poprosi go, by przemawiał podczas bankietu, lecz jeśli będzie musiał, podziękuje swoim przyjaciołom za to, że zabrali go z sobą.
NOTA HISTORYCZNA
W roku 1865 Henry Wadsworth Longfellow, pierwszy poeta amerykański, który zdobył prawdziwe międzynarodowe uznanie, zapoczątkował działalność nieformalnego klubu przekładów Dantego. W jego domu w Cambridge, w stanie Massachusetts, zaczęli spotykać się poeci James Russell Lowell i doktor Oliver Wendell Holmes oraz historyk George Washington Greene i wydawca James T. Fields, którzy pomagali Longfellowowi w pracy nad pierwszym pełnym amerykańskim tłumaczeniem Boskiej Komedii. Uczeni ci sprzeciwiali się zarówno literackiemu konserwatyzmowi, który chronił dominującą pozycję greki i łaciny w świecie akademickim, jak i kulturowemu natywizmowi. Zwolennicy tego drugiego ruchu – jednym z jego inicjatorów, choć nie zawsze czołowym reprezentantem, był Ralph Waldo Emerson, zaprzyjaźniony z Longfellowem i jego otoczeniem – pragnęli ograniczyć amerykańską literaturę do dzieł powstałych w Ameryce. W 1881 roku nieoficjalny klub przekształcił się w Amerykańskie Towarzystwo Dantejskie (Dante Society of America). Pierwszymi trzema przewodniczącymi tej organizacji byli kolejno: Longfellow, Lowell i Charles Eliot Norton.