Выбрать главу

Cień brody Longfellowa padał na zapisane przez Reya słowa: „Deenan see amno atesennone turnay eeotur nodur lasheeato nay".

– To jest w połowie tercyny… – wyszeptał Lowell. – Jak mogliśmy to przeoczyć?

Fields chwycił papier. Nie kwapił się przyznać, że jeszcze niczego nie widzi; ostatnie wydarzenia pozostawiły mu w głowie taki mętlik, że nie był w stanie sięgnąć do swych zasobów włoskiego. Kartka drżała w dłoni wydawcy. Delikatnie odłożył ją na stół i cofnął rękę.

– „Dinanzi a me non fuor cose create se non etterne, e io etterno duro, lasciate ogne… " – recytował Lowell, patrząc na Fieldsa. – Z napisu nad bramami piekła. To właśnie ten fragment! „Lasciate ogne speranza, voi ch'intrate".

Lowell przymknął oczy, gdy tłumaczył:

Starsze ode mnie twory nie istnieją,

Chyba wieczyste - a jam niespożyta!

Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją… [27]

– Włóczęga również ujrzał tajemniczy znak, jak pojawia się przed nim na centralnym posterunku policji. Zobaczył Ignavi - „neutralnych". Roje os i much otaczały ich białe, nagie ciała.

Wraz z każdym zgniłym oddechem z ich ust wypełzały wielkie czerwie, by gromadzić się w chmary u ich stóp i pić ich krew zmieszaną z solą łez. Dusze Ignavi podążały w ślad za pustym proporcem, symbolem ich drogi bez celu. Włóczęga czuł, że muchy karmią się jego własną skórą, latając wokół niego i wyszarpując strzępy ciała. Musiał im uciec… a przynajmniej spróbować ucieczki.

Longfellow znalazł swoją odbitkę poprawionego przekładu Pieśni trzeciej i położył ją na stole dla porównania.

– Wielkie nieba! – sapnął Holmes, chwytając rękaw Longfellowa. – Ten policjant Mulat był przy oględzinach zwłok wielebnego Talbota. On musi już coś wiedzieć!

Longfellow potrząsnął głową.

– Pamiętaj, Lowell jest profesorem języków nowożytnych. Posterunkowy pragnął zidentyfikować nieznany język; my byliśmy wówczas zbyt ślepi, by go rozszyfrować. Jacyś studenci skierowali go do Elmwood w noc sesji naszego Klubu, a Mabel przysłała go tutaj. Nie ma powodu, by sądzić, że ten policjant wie cokolwiek o dantejskim charakterze tych zbrodni lub o naszym projekcie translatorskim.

– Jak to się stało, żeśmy od razu tego nie zauważyli? – spytał doktor. – Greene sugerował, że to może być włoski, ale zignorowaliśmy go.

– I Bogu dzięki! – wykrzyknął Fields. – Policja już by nas zadręczała!

– Kto jednak wyrecytował posterunkowemu napis z portalu? – Holmes poczuł, jak znów narasta w nim niepokój. – To nie może być tylko zbieg okoliczności. To musi mieć coś wspólnego z morderstwami!

– Podejrzewam, że masz słuszność – Longfellow pokiwał spokojnie głową.

– Kto mógł mu to powiedzieć? – naciskał Holmes, obracając w dłoniach kartkę. – Inskrypcja widniejąca nad bramą Piekła jest opisana w Pieśni trzeciej, tej samej, w której Dante i Wergiliusz przechodzą pośród Ignavi - ich męki były „modelem" morderstwa sędziego Healeya!

Na prowadzącej do Craigie House ścieżce zadudniły kroki i Longfellow otworzył drzwi synowi dozorcy, który wbiegł do środka, szczękając wystającymi zębami. Wyjrzawszy przed dom, Longfellow stanął nagle oko w oko z Nicholasem Reyem.

– To on kazał mi się tu przyprowadzić, panie Longfellow – jęknął Karl, widząc zaskoczenie gospodarza, a potem patrząc na Mulata z kwaśną miną.

– Byłem na posterunku w Cambridge w zupełnie innej sprawie – wyjaśnił Rey – akurat wtedy, gdy ten chłopiec przybył zameldować o pańskim kłopocie. Oficer dyżurny znajdował się chwilowo poza posterunkiem.

Rey mógł niemal usłyszeć ciężkie milczenie, które zapadło w gabinecie na dźwięk jego głosu.

– Zechce pan wejść, panie oficerze? – Longfellow nie wiedział, co jeszcze mógłby powiedzieć.

Wyjaśnił policjantowi przyczynę swojego niepokoju.

Nicholas Rey znów znalazł się na korytarzu pośród pamiątek armii generała Waszyngtona. Dłońmi w kieszeniach spodni ugniatał garść wciąż jeszcze wilgotnych strzępków papieru, zebranych w podziemnej krypcie. Na niektórych widniały pojedyncze litery; inne były zbyt zabrudzone, by dało się je odczytać.

Rey wszedł do gabinetu i zastał tam trzech dżentelmenów. Lowell, o wąsach przypominających kły morsa, siedział w płaszczu narzuconym na szlafrok i w spodniach w kratę, dwaj pozostali goście Longfellowa mieli rozpięte kołnierzyki i poluzowane krawaty. O ścianę stała oparta dwururka, a na stole leżał bochenek chleba. Rey zawiesił wzrok na najwyraźniej podnieconym mężczyźnie o chłopięcych rysach twarzy, który jako jedyny z nich nie nosił brody.

– Doktor Holmes asystował nam dziś po południu przy oględzinach zwłok w Kolegium Medycznym – wyjaśnił Rey Longfellowowi. – W istocie to właśnie ta sprawa sprowadza mnie teraz do Cambridge. Dziękuję raz jeszcze, doktorze, za pańską pomoc.

Doktor skoczył na równe nogi i złożył chwiejny ukłon.

– Nie ma za co, sir – odparł uprzejmie. – Gdyby jeszcze kiedykolwiek potrzebował pan asysty, proszę słać po mnie bez wahania.

Wręczył Reyowi swoją wizytówkę, zapominając na chwilę, że nie był wcale pomocny. Był jednak zbyt zdenerwowany, by mówić do rzeczy.

– Być może to, co brzmi jak łacińska przepowiednia, w jakimś stopniu będzie mogło przyczynić się do ujęcia grasującego po naszym mieście zabójcy.

Rey zatrzymał się i pokiwał głową z uznaniem. Syn dozorcy wziął Longfellowa za ramię i odciągnął go na bok.

– Najmocniej przepraszam, panie Longfellow – powiedział chłopiec. – Nie chciało mi się wierzyć, że to jest policjant. Nie miał munduru ani niczego. Ale inny oficer tam, na posterunku, powiedział mi, że to władze miejskie kazały mu nosić zwyczajne ubranie, żeby nikt się nie wściekał, że czarnuch jest gliniarzem!

Longfellow odprawił Karla, obiecując mu porcję słodyczy.

Tymczasem Holmes, przestępując z nogi na nogę, jak gdyby stał na rozżarzonych węglach, zasłaniał Reyowi środek stołu. Leżały tam gazeta obwieszczająca morderstwo Healeya, obok niej angielski przekład Pieśni trzeciej z „instrukcją" dla tego morderstwa, a między nimi – karteczka, na której Rey zapisał: „Deenan see amno atesennone turnay eeotur nodur lasheeato nay".

Longfellow przekroczył próg gabinetu w ślad za Reyem. Policjant mógł poczuć za sobą jego przyspieszony oddech. Nie uszło jego uwagi, że Lowell i Fields dziwnym wzrokiem wpatrują się w stół za Holmesem.

Szybkim, niemal niezauważalnym ruchem doktor wyciągnął rękę i zabrał ze stołu kartkę pozostawioną przez Reya.

– Och, panie oficerze – oznajmił. – Mogę zwrócić panu karteczkę?

Rey odczuł nagły przypływ nadziei:

– Czy udało się panom?… – spytał cicho.

– Tak, tak – powiedział szybko Holmes. – Częściowo przynajmniej. Badaliśmy słowa każdego znanego nam języka, drogi panie, i jak się wydaje, najprawdopodobniej jest to po prostu łamana angielszczyzna.

Doktor zaczerpnął tchu i spojrzał twardo.

– Część tego da się odczytać jako: „Niechaj z domu dziś nikt się nie rusza, zasuwy niech zawarte będą". Raczej szekspirowskie, choć odrobinę bzdurne, nie sądzi pan?

Rey spojrzał na Longfellowa, który zdawał się równie zaskoczony jak on sam.

– Cóż, dziękuję za pamięć, doktorze Holmes – odparł Rey. – Pozostaje mi życzyć panom dobrej nocy.

Po wyjściu policjanta, gdy postać Reya znikała już na ścieżce, goście Longfellowa zbili się w grupkę na korytarzu.

вернуться

[27] Piekło, Pieśń trzecia, w. 7-9.