Pocałuj mnie, proszę.
Zaczyna drżeć. Chwilę później uświadamia sobie, że naprawdę się boi.
Z zewnątrz dobiegają głosy. Pielęgniarka i policjanci znowu rozmawiają na jej temat.
– Lateksem? Była związana kawałkami lateksu? Na litość boską, panowie, mogliście powiedzieć mi o tym wcześniej. Właśnie podeszłam do niej w lateksowych rękawiczkach, a ona o mało nie wyskoczyła ze skóry. Nic dziwnego, że tak się przeraziła.
– Więc pani myśli, że została zgwałcona?
– Oczywiście, że została zgwałcona. Widzieliście jej usta? Czuli kochankowie zwykle nie kneblują partnerek.
– Tak, ale… nie słyszała pani, co ta dziewczyna mówi? „Jaki piękny wieczór”. I cały czas nuci jakąś melodię i uśmiecha się do siebie. O co w tym wszystkim chodzi?
– To się nazywa euforia. Bo chociaż panna Pesaturo świadomie niczego nie pamięta, to jej podświadomość cholernie dobrze wie, co się stało, i podpowiada jej, że ma szczęście, że jeszcze żyje.
Policjanci nic już nie mówią. Chwilę później drzwi otwierają się i do sali wchodzi pielęgniarka. Meg patrzy na jej dłonie. Teraz nie ma na nich śmierdzących rękawiczek. Pielęgniarka podchodzi do szafki i wyjmuje jakieś pudełko. Podaje je Meg.
– Te ci odpowiadają?
Meg zagląda do pudełka. W środku leżą rękawiczki, ale inne. Wyciąga jedną z nich i pociera palcami. Jest cienka i pachnie gumą. Napis na pudełku mówi, że to rękawiczka winylowa. Meg wącha ją. W pamięci miga jej wspomnienie płynu do mycia naczyń i zlewu ze spienioną wodą. To wszystko.
Oddaje pudełko pielęgniarce.
– W porządku – mówi poważnym głosem.
Pielęgniarka rozkłada na podłodze białą tkaninę. Meg staje na niej i zdejmuje ubranie, włącznie ze stanikiem i majteczkami. Pielęgniarka pakuje każdą część garderoby do osobnej, specjalnie oznaczonej torby. Meg wyciąga ręce. Pielęgniarka robi zdjęcia jej nagiego ciała polaroidem. Osobno usta, osobno nadgarstki i kostki. Przeczesuje grzebykiem jej włosy łonowe. To, co zostało na ząbkach, wędruje do następnej torebki.
Potem Meg musi się położyć na fotelu. Układa stopy w strzemionach. Znowu wali jej serce. Stara się o tym nie myśleć. Stara się nie zapomnieć, że musi zaufać tej kobiecie, ponieważ stało się coś okropnego, mimo że pamięta tylko czekoladowe oczy i łagodny pocałunek kochanka.
Meg drży. W pokoiku jest tak zimno. Obawia się tamponów, które bierze pielęgniarka. Boi się tego, czego się może o niej dowiedzieć, a czego nie wie ona sama. Czuje się naga, nawet gdy pielęgniarka wręcza jej różowy szpitalny szlafrok.
Są ślady penetracji pochwowej, mówi jej pielęgniarka. Ślady płynu w szyjce macicy. Czy Meg bierze pigułki antykoncepcyjne?
Meg wydaje się, że chyba tak. Kiwa głową. Ale to dopiero początek. Nie musi przyjmować pigułki wczesnoporonnej, chyba że bardzo chce. Wciąż jednak istnieje ryzyko zakażenia chorobami wenerycznymi. Opryszczką. Rzeżączką. AIDS. Jeszcze dzisiaj odda próbkę krwi do analizy. W następnych tygodniach będą powtarzać badania, aby się upewnić, że nie doszło do zakażenia. Na przykład ślady HIV mogą się pojawić dopiero po sześciu miesiącach od odbycia stosunku z osobą zainfekowaną.
Meg znowu kiwa głową. Euforia już przeszła. Meg czuje się zmęczona. Bardzo zmęczona. Bolą ją usta, kostki u nóg, nadgarstki. Siedzi z mocno zaciśniętymi nogami i gdzieś w głębi ma nadzieję, że już nikt nigdy nie będzie jej dotykał.
Pukanie do drzwi. Policjant wtyka głowę. Przyjechali rodzice Meg. Jest także detektyw. Muszą jej zadać jeszcze kilka pytań…
– Wszystko będzie w porządku – mówi pielęgniarka.
Meg po prostu patrzy na kobietę. W końcu dociera do niej, że tej miłej, poważnej pani płaci się za to, żeby kłamała. Meg została zgwałcona. Meg postradała zmysły. Meg nie poznaje mężczyzny i kobiety, którzy wbiegają do pokoju i zalani łzami wykrzykują jej imię.
W ciągu następnych dni, tygodni, miesięcy Meg przydarzy się wiele rzeczy. Ale nic nie będzie w porządku. Na to będą potrzebne lata. Najprawdopodobniej całe życie.
Poniedziałek rano, siódma dziesięć. Meg w końcu zwlekła się z łóżka. Miała tej nocy problemy z zaśnięciem, chociaż nie bardzo wiedziała, dlaczego. Czekał ją co prawda ważny dzień, ale dla wszystkich pozostałych był on znacznie ważniejszy niż dla niej. Prokurator Ned D’Amato nie powoła jej nawet na świadka. Jak się bez ogródek wyraził, nie ma nic do powiedzenia. Wciąż nie pamięta niczego z tamtej nocy. Podczas procesu obrona pożarłaby ją żywcem.
Miła, łagodna Meg. Słodka, szczęśliwa Meg, która wciąż nie potrafi sobie niczego przypomnieć.
Z dołu dobiegł odległy brzęk patelni i garnków. Pewnie matka przygotowuje śniadanie. Potem rozległ się wysoki śmiech, a zaraz po nim piskliwy głos proszący o „naleśniki, naleśniki, naleśniki!” Młodsza siostra Meg, Molly, lubiła wstawać o szóstej.
Brak wspomnień już Meg tak bardzo nie przeszkadzał. Jakieś cztery miesiące temu zdała sobie sprawę, że posiada głębszą, instynktowną wiedzę, którą może wykorzystać, jeżeli wsłucha się w swój wewnętrzny głos. Nie potrafiła sobie na przykład przypomnieć ani imienia matki, ani tego, ile ma lat i jak wygląda. Lecz gdy tylko mama podbiegła do niej w szpitalu i objęła jej roztrzęsione ciało, Meg poczuła, że ta kobieta ją kocha. W ten sam sposób zareagowała na widok ojca i Molly. A kiedy przywieźli ją tutaj, od razu poczuła, że jest w domu, chociaż nie potrafiła podać jego adresu.
Czasami drobne sprawy sprawiały, że coś sobie przypominała. Jakaś piosenka w radiu potrafiła na chwilę strząsnąć pajęczynę z jej głowy. Czuła wtedy buzujące wspomnienie, które próbuje się wydostać na powierzchnię. Niczym słowo na końcu języka. Kiedy jednak za bardzo się starała, wspomnienie natychmiast pierzchało. Wtedy musiała czekać, aż znowu puszczą tę samą piosenkę albo jakiś zapach ni stąd, ni zowąd przyniesie dawno zapomniany obraz lub sytuację.
Ostatnio próbowała nie starać się zbyt usilnie. Koncentrowała się na słuchaniu wewnętrznego głosu. Pozwalała niewyraźnym, zamglonym obrazom unosić się w jej głowie. Spędzała dużo czasu na myśleniu o wszystkim i o niczym. Amnezja jest, jak powiedzieli lekarze, sposobem, w jaki jej umysł radzi sobie z przykrym przeżyciem. Zmuszanie się do przypomnienia sobie przeszłości mogło spowodować stres, który tylko pogorszyłby jej stan. Zamiast tego Meg musi wypoczywać, zdrowo się odżywiać i spędzać dużo czasu na świeżym powietrzu. Innymi słowy, dbać o siebie.
Meg dbała o siebie. Nie mogła zresztą robić nic innego.
Usłyszała głosy. Tym razem bliżej, na korytarzu. Ściszone głosy kłócących się ludzi, którzy nie chcą, żeby ktoś ich podsłuchał. To znowu rodzice. Wieczorem poszła spać, słysząc to samo.
Często odwiedzał ich wujek Vinnie. Wczoraj został prawie do dziesiątej i cały czas rozmawiał z jej tatą. Był wyraźnie wzburzony. Mama nie pochwalała wizyt wujka Vinniego i było widać, że nie podobało jej się to, o czym tata i wujek dyskutowali.
Sama Meg nie potrafiła tego zrozumieć. Wujek Vinnie miał szczery, donośny śmiech. Pachniał whisky i cygarami. Był prawie zupełnie łysy i gruby. Wyglądał jak skrzyżowanie Kojaka i Świętego Mikołaja. Jak można nie lubić kogoś podobnego do Kojaka i Świętego Mikołaja?
Meg odczekała, aż głosy rodziców za drzwiami w końcu ucichną. Molly była na dole. Pewnie zajęta dekorowaniem podłogi kawałkami naleśników. Mama chyba zeszła z powrotem do kuchni. Tata musiał się przygotować do wyjścia do pracy. Meg przemknęła niezauważenie przez korytarz i zamknęła się w łazience, gdzie wzięła długi, gorący prysznic.