Выбрать главу

– Pani Hayes ma rację – odezwał się Griffin.

– Słucham? – Jillian spojrzała na niego spod przymrużonych powiek. Fitz zgromił go wzrokiem.

– Nie powiesz im całej reszty? – zapytał niewinnie Griffin.

– Że co proszę?

– Powiedz im resztę. Te kobiety są twoimi przyjaciółkami, prawda? Na pewno zależy ci, żeby wszystko zrozumiały. Na przykład to, że jeżeli nie zechcą z nami porozmawiać, będziemy zmuszeni skontaktować się z ich rodzinami i znajomymi. Z mężami, ojcami, kuzynami, matkami, siostrami, ciotkami. Znajomymi z pracy. Poddać wszystkich policyjnej obserwacji. I zdobędziemy nakaz, ażeby przyjrzeć się ich finansom. – Wszystkie trzy kobiety zesztywniały. Griffin wzruszył ramionami. – Miałyście motyw i możliwość popełnienia przestępstwa. Sprawdzimy wasze konta bankowe, konta bankowe każdego członka waszych rodzin. Może nawet przyjrzymy się interesom pani wuja. – Popatrzył łagodnie na Meg. – Albo kancelarii pani męża. – Spojrzał na Carol. – Każda wypłata, na którą nie ma potwierdzenia w papierach, może się okazać kluczowa dla śledztwa… – Znowu wzruszył ramionami. – Morderstwo to morderstwo, drogie panie. Jeżeli będziecie współpracować, może uda się pójść na ugodę i nie spędzicie reszty życia w więzieniu.

Meg i Carol nie wyglądały już na tak pewne siebie. Za to Jillian… Jillian patrzyła na niego, jakby właśnie zauważyła brzęczącą nad stołem muchę, którą zamierza ukatrupić gołą ręką.

– A ograniczona poczytalność? – zauważyła prowokacyjnie.

– Nie w przypadku wynajętego mordercy. To wymaga premedytacji. Gdyby liczyła pani na łagodniejszy wyrok w zamian za przyznanie się do winy, należało się pojawić w sądzie i zabić Como własnoręcznie.

– Niekoniecznie. Ograniczona poczytalność oznacza po prostu, że sprawca został zmuszony przez okoliczności zewnętrzne do popełnienia czynu, jakiego w innym wypadku by nie popełnił. Znaczy to tyle, że nie działał w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem. Można by argumentować, że wstrząs spowodowany gwałtem i lęk przed ponownym atakiem doprowadziły nas do wynajęcia płatnego zabójcy.

– Wygląda na to, że zastanawiała się pani nad tym.

– Nigdy nie wiadomo, jaka wiedza okaże się przydatna.

– Ma pani wykształcenie prawnicze, pani Hayes?

– Panno Hayes. Mam wykształcenie marketingowe. Ale umiem czytać.

– Na przykład kodeks karny?

– Wciąż nie zadał pan właściwego pytania, sierżancie.

– A co to za pytanie?

Jillian Hayes wychyliła się do przodu.

– Czy miałyśmy powód, żeby się bać? Czy miałyśmy powód, żeby bać się o swoje życie?

– Nie wiem. Miały panie?

– On do nas dzwonił, sierżancie. Detektyw Fitzpatrick jeszcze panu nie mówił? Przez ostatni rok Eddie Como cały czas do nas wydzwaniał i pisał listy. Wie pan, jak to jest drżeć ze strachu za każdym razem, kiedy dzwoni telefon?

– Sporo wycierpiałem z powodu telemarketingu – odparł Griffin, patrząc pytająco na Fitza.

– Nie powinien mieć możliwości do nich dzwonić – powiedział Fitz. – Teoretycznie więźniowie muszą wpisać specjalny kod, żeby gdziekolwiek zadzwonić, a każdy kod ma ograniczoną liczbę zaaprobowanych numerów. Uwierz mi, żaden z numerów pań nie został zaaprobowany, ale wiesz, jak to jest w więzieniu. Więźniowie potrafią obejść każdy przepis. Prawdopodobnie dzięki pomocy z zewnątrz.

– Można zażądać cenzurowania wysyłanych listów – zauważył Griffin, marszcząc brwi. – Wprowadzić zakaz kontaktu.

– Jeżeli więzień posuwa się do pogróżek. Eddie nigdy im nie groził, więc nie mogliśmy wprowadzić takiego zakazu. Wszystko sprowadziło się do tego, że panie zmieniły numery telefonów, a on przerzucił się na pocztę. Gdy przestały przyjmować przesyłki z więzienia, postarał się o kogoś, kto wysyłał jego listy z innego miejsca. Eddie był wytrwały, trzeba mu to przyznać.

– A co tak wytrwale starał się powiedzieć?

– Że jest niewinny – odrzekła obojętnym tonem Jillian. – Że popełniłyśmy wielki błąd. Że nigdy nikogo nie skrzywdził. A potem, pod koniec, zaczął się domagać odpowiedzi, dlaczego rujnujemy mu życie, dlaczego zabieramy go od dziecka. Zamordował moją siostrę, sierżancie, a teraz pyta mnie, dlaczego odłączono go od dziecka?

– Nie chciał nas zostawić w spokoju – wtrąciła Carol, dając wyraz oburzeniu. – Na litość boską, Como nawet zadzwonił do mojego męża do pracy! Poprosił go o listę dobrych adwokatów! Człowiek, który mnie zgwałcił, zwrócił się do mojego męża o pomoc w znalezieniu obrońcy! A kiedy to nie przyniosło rezultatów, zaczął nas zarzucać listami, zużywając pewnie wszystkie bezpłatne znaczki, jakie mu przydzielono w więzieniu. Proszę o tym pomyśleć. Człowiek, który mnie zgwałcił, nie daje mi spokoju dzięki znaczkom, za które sama zapłaciłam jako podatnik. Ten facet był pieprzonym monstrum!

Griffin spojrzał na Meg. Dziewczyna wzruszyła bezradnie ramionami.

– Rodzice nie pozwalają mi odbierać telefonów ani przyjmować poczty.

– Chodzi o to – odezwała się Jillian, znowu skupiając na sobie całą uwagę – że obszczekujecie nie to drzewo, co trzeba. Ktoś zabił Eddiego Como. Ale nas nie obchodzi, kto. I nie chcemy wiedzieć, dlaczego. Szczerze mówiąc, cieszymy się, że Como nie żyje.

JILLIAN

Detektyw Fitzpatrick i sierżant Griffin zostali w restauracji jeszcze pięć minut. Oni nacierali, Jillian odpierała ataki. Oni uderzali, ona odparowywała ciosy. Policjanci zaczęli się denerwować. Jillian niewiele to obchodziło. Powiedziała Meg i Carol prawdę. Nie musiały nic mówić ani nigdzie iść. Na razie były wciąż po prostu ofiarami Eddiego Como. Mogły więc korzystać z tego statusu, póki się dało.

Rok temu, kiedy Jillian po raz pierwszy pomyślała o stworzeniu klubu, nie miała złudzeń, co ją czeka. Obudziła się pewnego ranka z miażdżącym poczuciem, że Trisha wciąż jest martwa, a ona nie. Leżała w łóżku, bojąc się każdego dźwięku we własnym domu, boleśnie świadoma, jak jest słaba i bezbronna. I wtedy znowu się zdenerwowała. Nie – wpadła w furię. Miała już dość pytań policji. Miała dość prokuratora w swoim szpitalnym pokoju, gliniarzy wypytujących, co robiła i mówiła w wieczór, kiedy jej siostra została brutalnie zgwałcona i zamordowana. Nie chciała budzić się co rano ze świadomością, że gwałciciel wciąż przebywa na wolności. Ten człowiek zabił Trish. Zaatakował dwie inne kobiety. A policja nie zrobiła nic, żeby go złapać.

Wtedy Jillian wstała z łóżka. I chwyciła za telefon.

Być może Meg i Carol przyłączyły się do klubu, licząc na pocieszenie. Może ostatnimi czasy ich nadzieje rzeczywiście się spełniły. Lecz Jillian nie była jeszcze na to gotowa. Chciała działać w imieniu Trish, w imieniu ich wszystkich. Stworzyła klub, a potem przekuła go w potężny oręż.

– To nie jest Klub Ofiar – oświadczyła na spotkaniu inauguracyjnym. – To jest Klub Ocalonych. Raz zdarzyło nam się utracić kontrolę, ale już nigdy nie pozwolimy, aby to się powtórzyło. Te ataki były atakami przeciwko nam. Ten gwałciciel jest naszym gwałcicielem. I musimy go dopaść. Skontaktujemy się z mediami, naciśniemy na policję. Znajdziemy człowieka, który nam to zrobił. A potem pokażemy mu, co to znaczy zadzierać z nami. Obiecuję wam to. Przysięgam, że dorwiemy tego faceta i spowodujemy, że zapłaci za nasze cierpienie.