– Uważasz, że Eddie był niewinny.
– Wiem, że był niewinny. Eddie był tylko biednym głupim Latynosem pracującym w złym miejscu w złym czasie. Taki już jest ten świat.
Białej dziewczynie przydarza się coś złego i jakiś kolorowy ląduje za to w pudle.
– Na miejscach przestępstw znaleziono DNA Eddiego.
– I co z tego! Gliniarze cały czas podrabiają testy na DNA. Wszyscy o tym wiedzą.
– Podrabiają testy? – Griffin spojrzał na Fitza, jakby oczekiwał odpowiedzi. Fitz wzruszył ramionami.
– Policja nie zajmuje się badaniem DNA – odparł. – DNA Eddiego przeszło przez ręce dwóch pielęgniarek i koronera, którzy, każde oddzielnie, oddali po jednej próbce trzem różnym kurierom, a ci z kolei dostarczyli je do ministerstwa zdrowia. To dużo osób jak na jedną zmowę, ale nie słuchaj mnie! Jestem tylko tępym gliniarzem, którego oskarżają o korupcję za każdym razem, kiedy próbuje wykonywać swoją robotę. Wiesz, „taki już jest ten świat”. – Łypnął na Tawnyę. Jego głos ociekał sarkazmem.
– Po co policja miałaby fałszować dowody? – zapytał Griffin Tawnyę.
– Z powodu presji, ma się rozumieć. Trzy białe kobiety zostały zaatakowane we własnych domach. Jedna z nich w East Side. Gliniarze nie mogli tego zignorować. A jak jedna z nich umarła, wszystkie władze stanowe zaczęły robić w gacie. Trzeba było kogoś aresztować. Ledwo się człowiek obejrzał, a gliniarze zaczęli węszyć w punktach krwiodawstwa. No i stało się. Znaleźli młodego Latynosa, którego nie było nawet stać na wynajęcie adwokata. Eddie był skończony, zanim zadali mu pierwsze pytanie. Gliny miały swoje aresztowanie, burmistrz miał dobrą prasę, kto by się przejmował resztą?
– Eddie został wrobiony przez władze stanowe?
– Jasne.
– Bo należał do mniejszości rasowej?
– Tak jest, psia mać.
– Ale skoro władze osiągnęły, co chciały, aresztując Eddiego, kto w takim razie go zamordował?
Tawnyi zabrakło w końcu tchu. Zaczerpnęła powietrza, po czym wyrzuciła z siebie:
– Wszyscy myśleli, że Eddie to gwałciciel. Wszyscy chcieli ukatrupić gwałciciela.
– Groźby w radiu?
– Taa. I w gazetach. I w więzieniu – dodała. – Niech mi pan powie szczerze, naprawdę zamierzacie coś z tym zrobić?
Griffin pomyślał o dziesiątkach mikrofonów przed domem.
– Dziś rano – odparł – wszyscy detektywi stanowi zajmują się wyłącznie tą sprawą.
Tawnya zmrużyła oczy. Nie była głupia.
– Dlatego że został zastrzelony na terenie sądu, tak? Gdyby dopadli go w więzieniu, nawet by tu pana nie było. Ale zastrzelono go w miejscu publicznym, przed kamerami. A to przedstawia was w złym świetle.
– Morderstwo to morderstwo. Dlatego prowadzimy śledztwo. Ja prowadzę śledztwo.
Tawnya prychnęła tylko. Wiedziała, jaki jest świat, i Griffin nie wywarł na niej wrażenia.
– Masz na myśli jakichś konkretnych ludzi? – zapytał. – Ludzi, którzy grozili Eddiemu? Którzy mówili, że chcą go zabić?
– Nie. Może pan przejrzeć gazety. Zapytać strażników więziennych. O ile nie będą zajęci czymś ważniejszym.
– Czy powinniśmy wziąć pod uwagę kogoś jeszcze?
– Te pierdolone kobiety, oczywiście.
– Ofiary?
– Jakie tam ofiary! To te suki wrobiły Eddiego. To one naciskały, żeby go aresztować, i cały czas wtykały nosy w śledztwo. Chciały mieć pewność, że wszystko pójdzie po ich myśli. Teraz Eddie nie może się już bronić. I jeszcze jedno. Teraz nie muszą się już bać, że w trakcie procesu wyjdzie na jaw coś nieprzyjemnego.
– A miało wyjść na jaw? – zapytał Griffin.
– Nigdy nic nie wiadomo.
– Tawnyu – zaczął Fitz z ostrzeżeniem w głosie. Pochylił się do przodu z łokciami opartymi na kolanach, lecz Tawnya tylko potrząsnęła długimi ciemnymi włosami.
– Nie zamierzam cię wyręczać w robocie, Kutafonie. Chcecie wiedzieć, co się miało stać, to sami to wykombinujcie. A teraz dajcie mi nakarmić syna. – Odwróciła się, pokazując Fitzowi kajdanki. Kiedy ten wciąż się wahał, warknęła: – Bo zadzwonię do Biura Ochrony Praw Obywatelskich!
Fitz niechętnie zdjął jej kajdanki. Griffin zauważył, że odchylił się do tyłu w obawie o swoją twarz. Tawnya warknęła na niego, obnażając zęby, i uśmiechnęła się, gdy drgnął ze strachu.
– Nie obchodzi mnie, co sobie myślicie – oznajmiła przed wyjściem z kuchni. – W czasie, kiedy dokonano tych napaści, byłam razem z Eddiem. Wiem, że to nie on zgwałcił te kobiety. Chcecie usłyszeć coś jeszcze?
Macie przerąbane. Bo ten facet wciąż jest na wolności. Tyle że teraz Eddie nie żyje. I nie ma na kogo zwalić winy. Nie ma się za kim schować. A znowu jest pełnia. Świetna pora na kolejny atak Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego.
Fitz i Griffin nie odzywali się do siebie aż do momentu, gdy znaleźli się na ulicy i zaczęli się ładować do rozklekotanego służbowego wozu detektywa Fitzpatricka.
– Czy tylko ja mam takie wrażenie – zapytał Griffin – czy rzeczywiście Tawnya jest podobna do Meg Pesaturo?
– Poczekaj tylko, aż zobaczysz zdjęcie Trishy Hayes. O tak. Eddie naprawdę lubił określony typ kobiet.
– Byłaby dobrym świadkiem obrony – zauważył Griffin.
– I tak, i nie. Pamiętaj, że Eddie dzwonił do ofiar. Mógł to zrobić na przykład w taki sposób, że jedna osoba z zaaprobowanej listy, powiedzmy jego dziewczyna, miała w aparacie funkcję przełączania rozmów i, ignorując ostrzeżenie, które wyraźnie tego zabrania, przełączyła telefon.
– No tak, mała Tawnya poważnie traktuje swoje partnerskie obowiązki.
– W biurze mamy taśmy z tymi rozmowami. Możesz je przesłuchać.
– Jest tam coś ciekawego?
– Tylko jeżeli gustujesz w teoriach spiskowych. Eddie wydawał się przekonany, że Klub Ocalonych chce go zniszczyć. Ale aresztanci wiedzą że ich telefony są nagrywane, więc to mogła być część jego strategii obronnej.
– Myślisz, że to przekonująca linia obrony? Trzy obce kobiety, które uwzięły się na niewinnego faceta?
– Oprawca jako ofiara. Klasyczny chwyt.
– I niestety zawsze któryś z przysięgłych daje się na to nabrać.
– Cholerni przysięgli – mruknął Fitz.
– Co się stało ze starą dobrą sprawiedliwością gangsterów? Bum, bum i po sprawie. A jakie oszczędności. Nie trzeba się martwić o apelację.
Fitz łypnął podejrzliwie na Griffina, prawdopodobnie zastanawiając się, czy ten się z niego nabija. Po części tak było. Ale system z ławą przypadkowych przysięgłych rzeczywiście bywał do dupy.
Fitz zerknął na zegarek.
– Trzecia. Nie wydaje mi się, żeby udało nam się rozwiązać sprawę przed popołudniowym wydaniem wiadomości.
– Fakt, nie zanosi się na to.
– Jeżeli nikt się nagle nie przyzna, śledztwo może się przeciągnąć.
– Taa. I co ty na to? – Fitz zerknął na szeroką klatę Griffina i jego surową, pociągłą twarz. Griffin domyślił się, w czym rzecz.
– Przeżyję – odparł.
– Tak się tylko zastanawiałem…
– Wróciłem. A kiedy się wraca do roboty, trzeba się do niej wziąć. Jak się jest detektywem, nie można pracować na pół gwizdka.
– Nigdy tak nie uważałem. – Fitz nadal miał wątpliwości. – No dobra. Kawa na ławę. Skoro mamy pracować razem nad tą sprawą, to chyba mam prawo wiedzieć.