Griffinowi stężała krew. Chwycił kopertę. Stempel z soboty osiemnastego maja. Przecież to było, zanim wrócił do pracy, zanim Eddie Como został zamordowany. Skąd David mógł?… Co on?…
Zaczęło dzwonić mu w uszach. Serce zaczęło walić jak oszalałe, krew pulsować w żyłach, na czoło wystąpił zimny pot.
Griffin zaczerpnął powietrza, policzył do dziesięciu, zamknął oczy i po chwili atak lęku minął. Wrócił miarowy, spokojny oddech, a także zdrowy rozsądek.
David po prostu robił sobie z niego jaja. Prawdopodobnie dowiedział się, że Griffin wraca do pracy, w ten sam sposób, w jaki uzyskał jego nowy adres. Dzięki więziennym plotkom i gadatliwym dziennikarzom w telewizji.
Było jasne, że kiedy Griffin wróci do pracy, dostanie nową sprawę. Przecież był detektywem. Nie robił nic innego. Wyczytanie z listu czegoś więcej przypominało uznanie proroczych mocy wróżki, która twierdzi, że „wkrótce odmieni się twój los”.
David Price nie zasługiwał na takie uznanie, z pewnością nie był znającym przyszłość demonem.
Griffin nadepnął pedał kuchennego kosza na śmieci. Kiedy pokrywka odskoczyła do góry, wrzucił list Davida Price’a między zużyte chusteczki i lepkie skorupy jajek.
– Pierdol się, Dave – mruknął. Potem, dla pewności, przyjrzał się swoim rękom. Najlżejszego drżenia. O, tak, po osiemnastu miesiącach szło mu całkiem nieźle. Po osiemnastu miesiącach miał się, kurwa, fantastycznie.
Chwycił Niezbędnik i ruszył w trasę.
CAROL
Carol wyszła z rue de Pespoir tuż po czwartej, ale dotarła do domu dopiero o wpół do siódmej. Najpierw spędziła trochę czasu na zakupach w Nordstromie. Dan będzie się pieklił, kiedy przyjdzie rachunek, ale co tam. Był dzień, w którym miał się rozpocząć proces przeciwko jej gwałcicielowi. Tyle że nie będzie już żadnego procesu, więc na Boga, skoro miała ochotę pójść na zakupy, nikt jej nie powstrzyma.
Poszła więc do Nordstroma, gdzie drobna młoda blondyneczka pomogła jej wybrać mnóstwo kostiumów od wielkich kreatorów mody, starając się jednocześnie nie gapić zbyt nachalnie na nową klientkę. Carol nie przeszkadzały ciekawskie spojrzenia. Zdążyła się do nich przyzwyczaić. Kiedy Jillian zaproponowała założenie Klubu Ocalonych, dokładnie opisała im skutki uboczne kontaktów z mediami. Z jednej strony, nie można przecenić siły trzech pięknych kobiet stających przed tłumem kamer i domagających się od policji postępów w śledztwie oraz zapewnienia lepszej ochrony całej żeńskiej części populacji stanu Rhode Island.
Ale nie można też bagatelizować siły mediów, które rzucą się na trzy ciężko doświadczone kobiety niczym stado żarłocznych sępów. Czy wiecie, kto może stać za tymi brutalnymi atakami? A co z powolnie toczącym się śledztwem? Czy miewacie koszmary? A co z waszymi mężami, ojcami, siostrami, braćmi? Możecie udzielić jakiejś rady kobietom, które nas teraz słuchają?
Jillian odpowiadała na wszystkie pytania. Była w tym dobra. Chłodna, profesjonalna, nigdy nie wyjawiała więcej, niż trzeba.
Co do Carol, gdyby ona dorwała się do mikrofonu… Oczywiście, że mamy cholerne koszmary! Kobiety, jeśli chcecie się bronić, kupcie sobie pistolety. Najpierw strzelajcie, potem zadawajcie pytania. Pierdolić ich wszystkich, drogie panie. To jedyny sposób.
Tak, miewam koszmary… Gdy śpię… Czego nie robię od miesięcy… A tak na marginesie, kiedy patrzę na męża, widzę twarz gwałciciela, a kiedy mąż mnie dotyka, czuję rękę gwałciciela. I nienawidzę Eddiego Como i otwartych okien, i domów, w których wieczorem robi się cicho. Ale najbardziej wkurwia mnie, że kiedy zasypiam, śnię o krwi i zarzynanych owcach, a kiedy się budzę, jestem tak wściekła, że muszę wciskać gałki oczne do oczodołów, żeby nie wyskoczyły mi z głowy.
Poza tym, drodzy współobywatele, radzę sobie całkiem dobrze.
Carol wydała dwa tysiące dolców. Dan dostanie szału. Dobrze mu tak. O, tak, nie ma to jak dobry nastrój.
Może powinna była zostać z Jillian i Meg? Jillian miała odwieźć Meg do domu i stanąć w jej obronie, gdyby pan Pesaturo zobaczył swoją małą dziewczynkę pod wpływem nie jednej, lecz dwóch butelek szampana. Carol nie wiedziała, jak Meg dorwała się do drugiej butelki. Poszła do toalety, a kiedy wróciła, na stole stała nowa, już w połowie pusta butelka. Dobrze, że udało jej się złapać Jillian na parkingu. To też było dziwne. Jillian rozmawiająca z Sierżantem Błękitne Oczy. Stali tak blisko siebie, pogrążeni w rozmowie… I jeszcze sposób, w jaki Jillian odsunęła się od niego. Jakby miała poczucie winy.
Carol ścisnęło coś w żołądku. Coś jakby świadomość zdrady. Chociaż nie potrafiła powiedzieć, dlaczego. Podejrzenie, i owszem. Ale brak dowodów.
Kiedy wchodziły z Jillian z powrotem do restauracji, zapytała, o czym rozmawiali z sierżantem Griffinem. O niczym, odparła Jillian. A Carol zaczęła się zastanawiać, o jakim „niczym” można rozmawiać bity kwadrans na parkingu.
W restauracji Jillian dokonała oceny sytuacji, tak jak Carol przewidywała. Wymyśliła strategię ataku, tak jak Carol przypuszczała. Carol wróci do domu, a ona zajmie się Meg i – w razie potrzeby – Tomem Pesaturo.
Carol nie przepadała za Tomem. Z tego, co opowiadała o nim Meg, wynikało, że jest nadopiekuńczy, szorstki i szowinistyczny do szpiku kości. Zmusił córkę do zrezygnowania z college’u. Jakby odebranie dziecku prawa do wyższego wykształcenia stanowiło receptę na zapewnienie mu bezpieczeństwa. Na litość boską, czy w chromosomie Y jest cokolwiek wartościowego? Uncja inteligencji zmieszana z tym całym kipiącym testosteronem?
To sprawiło, że zaczęła myśleć o Danie. I o zapachu róż i befsztyków. Ta myśl z kolei wywołała w niej żarliwą nienawiść, gorączkę oburzenia. Nagle poczuła się pusta i osamotniona, jakby grunt usunął się jej spod stóp.
Tak bardzo go kiedyś kochała. Czy on jeszcze pamięta te czasy? Kiedy jego widok w drzwiach przyprawiał ją o dreszcz pożądania? Kiedy myśl, że zobaczą się podczas kolacji, przywracała uśmiech na jej twarzy? Kiedy zapach jego wody kolońskiej był tym, jaki chciała poczuć, budząc się rano i zasypiając wieczorem, przytulona do niego z głową na jego piersi?
Wciąż pamiętała tamte czasy. Czasami w nocy, kiedy nie była zajęta nienawidzeniem Eddiego Como, przywoływała te wspaniałe wspomnienia. Nie miała pewności, który rodzaj myśli bardziej ją bolał.
Teraz wpadła do Nordstrom Cafe, gdzie zjadła sałatkę z kurczakiem i, a tak, kolejny kawałek czekoladowego tortu. Potem wypiła kieliszek wina. Albo dwa, trzy, może cztery.
Lecz nadal była głodna. Już jej to nie dziwiło. Od roku wciąż chciało jej się jeść.
Bycie ofiarą gwałtu to interesujący fenomen. Bardziej niż Carol mogła przypuszczać. Tak, cierpiała na całą gamę psychicznych przypadłości. Pourazowe zaburzenie stresowe, objawiające się koszmarami, zimnym potem i nieuzasadnionymi zmianami nastroju. Generalizacja, przez którą nienawidziła nie tylko gwałciciela, ale praktycznie wszystkich mężczyzn włącznie z mężem, detektywem Fitzpatrickiem i Nedem D’Amato. Był jeszcze „syndrom fałszywej przyczyny” – nie potrafiła wyłączyć telewizora, bo była to ostatnia rzecz, jaką zrobiła przed atakiem, i umysł skojarzył te dwa następujące po sobie wydarzenia, zaopatrując je w związek przyczynowo-skutkowy. Cierpiała także na stary dobry kompleks winy – bo została zgwałcona, bo przeżyła. Czuła się winna, że stała się ciężarem dla męża, że zostawiła otwarte okno, że nie udało jej się obronić przed napastnikiem. Chociaż Jillian, czy chciała się do tego przyznać, czy nie, należało się pierwsze miejsce w kategorii poczucia winy, Carol mogła się pochwalić niejednym z wielu psychicznych urazów, o jakich czytały w poradnikach dla ofiar gwałtu, ale całą ich paletą. Wszystko to razem zbijało się we wspaniałą kulę z napisem „psychoterapia wysoce pożądana”. Tak więc na swój sposób Carol także miała prawo czuć się „przodownikiem”.