– Tu nie chodzi o panią – stęknął Griffin, zamykając oczy. – Ani o mnie. Tu chodzi o Davida Price’a. Niech pani posłucha, gwałty zaczęły się ponad rok temu. Niech pani o tym pomyśli. To znaczy, że Price miał dwanaście miesięcy na wymyślenie i drobiazgowe zaplanowanie ucieczki. Przecież nie chodzi mu o spotkanie z córką, na litość boską.
– Myślisz, że sobie nie poradzę, sierżancie?
– Państwo Pesaturo nigdy się na to nie zgodzą – odparł zdesperowany. – Nie pozwolą, żeby ich pięcioletnia wnuczka została wykorzystana jako przynęta.
– Państwo Pesaturo osobiście poprosili o spotkanie. Właśnie ich telefon zaważył na naszej decyzji – odrzekła pani porucznik.
– Co? Jak to? Dlaczego?
– Dostali list. Jeżeli David Price nie zobaczy się z Molly, oni już nigdy nie ujrzą Meg. Do listu dołączono fotografię. Teraz rozumiesz, w jak trudnej sytuacji się znaleźliśmy?
– Zabezpieczył się na każdą ewentualność – mruknął Griffin. – Jeżeli nacisk opinii publicznej nie wystarczy, na pewno ugniemy się przed błaganiami rodziny ofiary. Może pani rozstawić tylu snajperów na miejscu tego „spotkania”, ilu pani chce, a i tak żaden nie będzie mógł strzelić. Jeśli coś stanie się Davidowi, Meg umrze. Niech pani o tym pomyśli, pani porucznik. Załatwił sobie ludzką tarczę. To genialne! Oto, co znaczy dwanaście miesięcy planowania.
Pani porucznik nie odpowiedziała od razu, więc prawdopodobnie zgadzała się z Griffinem. Czasem jednak nie można uniknąć manipulacji, nawet gdy człowiek zdaje sobie z niej sprawę.
– Jest trzecia po południu – oznajmiła Morelli. – Organizuję już grupę operacyjną. – Po czym dodała szeptem: – Griffin… wiemy, z kim mamy do czynienia. Biorę najlepszych ludzi, najlepszy sprzęt. Mnie też nie podoba się wypuszczenie Price’a z więzienia. Ale jeśli do tego dojdzie, chcę być przygotowana jak najlepiej.
– Dorwiemy tego faceta – zapewnił Griffin.
– Czekam na to. Aha, sierżancie, jeżeli złapiesz Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego, pamiętaj o tym, czego się nauczyłeś przez ostatni rok. Pamiętaj, że musimy odnaleźć Meg.
KLUB OFIAR
Mężczyzna otworzył drzwi do piwnicy. Meg usłyszała skrzypienie starych drewnianych schodów, a potem nucenie. Już wcześniej złożył jej wizytę. Zatrzymał się przy schodach, powiedział, żeby się uśmiechnęła, i włączył światło. Usłyszała pstryknięcie aparatu. Kiedy odchyliła głowę, próbując coś zobaczyć przez dolną szparę opaski na oczach, wyłączył światło i wyszedł. Znowu została sama.
Teraz usłyszała zbliżające się kroki i instynktownie przywarła do betonowej ściany.
– Jak się ma nasza słodka Meg? – wyszeptał mężczyzna. Pogładził ją po policzku. Gdy odwróciła głowę, zachichotał, powiódł dłonią po jej szyi i wetknął palce pod kołnierz. – No no no, ale się spociłaś.
Z lateksowym kneblem na ustach nie mogła nic powiedzieć, nawet nie próbowała.
– Ojoj – mruknął mężczyzna. – Davidowi chyba by się to nie spodobało. Może zanim przyjdzie, powinienem cię wykąpać. Już wyobrażam sobie ciebie nagą i związaną w wannie. Jeszcze tego nie próbowałem. Myślę, że mogłoby być przyjemnie.
Jego dłoń powędrowała pod jej koszulę i spoczęła na piersi. Tym razem nie ściskał jej ani nie szczypał. Po prostu trzymał rękę na staniku, jakby próbował dać jej do zrozumienia, że może zrobić z jej ciałem, co mu się żywnie spodoba. A ona nie była w stanie nic na to poradzić.
– Cóż – oznajmił. – Mam jeszcze jedną robótkę do wykonania. Muszę przygotować małą niespodziankę dla Davida. Jestem pewien, że pęknie z radości. Życz mi szczęścia, kochanie. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, będę miał czas, żeby wrócić i trochę się z tobą zabawić.
Jego palce zacisnęły się. Przycisnęła policzek do wilgotnej ściany, ledwo powstrzymując się od wymiotów. Mężczyzna zachichotał.
– Do zobaczenia wkrótce, Meg. – Pocałował ją w szyję i, znowu nucąc pod nosem, zaczął wchodzić po schodach.
Kiedy zatrzasnęły się drzwi, Meg odetchnęła z ulgą. Opadła na klepisko, jej nogi drżały, a zdrętwiałe ręce napinały się boleśnie. Próbowała płakać, lecz łzy nie chciały płynąć. Od porwania nic nie piła, zaczęła odczuwać pierwsze symptomy odwodnienia.
Pociągnęła nosem, wzięła głęboki oddech i zadarła głowę w stronę haka, którego nie mogła zobaczyć. Kiedy wychylała się do przodu, nic się nie działo. Ale gdy cofnęła się pod dotykiem oprawcy, poczuła chrzęst metalu o tynk. Jeżeli hak trochę się rusza, to może z czasem uda jej się go wyrwać.
Nie było to wiele, ale nie miała innego wyjścia. Zaczęła się chybotać. Meg, ludzkie wahadło. W tył i w przód. W tył i w przód.
David Price nadchodzi. David Price nadchodzi.
Porucznik Morelli siedziała w salonie państwa Pesaturo. Gdy tylko się zjawiła, Toppi zabrała Molly na górę. Pani porucznik rozłożyła na dywanie plan miasta, popatrzyła na Toma, Laurie, Jillian i Libby i oświadczyła:
– Oto, co zrobimy. Na spotkanie musimy wybrać miejsce publiczne, które można łatwo monitorować. Zależy nam też na tym, żeby było to miejsce mało uczęszczane, bo chcemy uniknąć problemów z przypadkowymi przechodniami.
– Ma pani na myśli zakładników – mruknęła Jillian.
– Najbardziej podoba nam się ten park. – Morelli wskazała palcem zielony kwadracik na mapie. – Mamy tu bezpośredni dostęp do ulicy, który można łatwo zabezpieczyć. Oczywiście zamkniemy ruch na wszystkich okolicznych drogach. Sam park jest mało zadrzewiony, trudno w nim znaleźć jakąkolwiek kryjówkę…
– Ma pani na myśli Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego, który będzie chciał odbić Price’a – zauważyła Jillian.
Tym razem pani porucznik posłała jej surowe spojrzenie, dając do zrozumienia, że cywile powinni siedzieć cicho.
– Możemy także rozlokować snajperów na dachach tego, tego i tego budynku – wyjaśniała dalej. – A to oznacza, że przez całe trzy godziny będziemy mieli Price’a na muszce.
– A co się stanie z naszą córką jeśli go zastrzelicie? – zapytał Tom.
– Snajperzy nie użyją broni bez mojego rozkazu.
– Co to znaczy? – spytała Laurie.
– To znaczy, że zdajemy sobie sprawę, że Price jest w posiadaniu informacji, które mogą się okazać kluczowe dla śledztwa. Dołożymy więc wszelkich starań, aby operacja przebiegła zgodnie z planem.
– Ale w pewnych okolicznościach może pani wydać rozkaz otwarcia ognia – odezwała się Jillian.
– Jesteśmy profesjonalistami – powiedziała porucznik Morelli. – Wiemy, co robimy.
Jillian, Tom, Laurie i Libby wymienili spojrzenia. Chyba wiedzieli, co to znaczy. Snajperzy nie zabiją Davida Price’a, dopóki policja nie straci nad nim kontroli. Ale jeśli pojawi się możliwość, że ucieknie… Jeśli trzeba będzie wybierać między życiem niewinnej dziewczyny a śmiercią seryjnego mordercy, który pod żadnym pozorem nie może wrócić na wolność…
– Szeryfowie stanowi przewiozą Price’a z zakładu karnego do parku – podjęła porucznik Morelli. – Transport więźniów należy do ich codziennych obowiązków i znają się na nim najlepiej. Ze względu na wyjątkowość sytuacji policja zapewni dodatkową eskortę, a trasa przewozu będzie z góry ustalona i odpowiednio zabezpieczona. Po przyjeździe do parku szeryfowie stanowi przekażą. Price’a dwóm detektywom stanowym na czas spotkania.
– Będzie w cywilnym ubraniu? – zapytała Laurie.
– Adwokat Price’a ma je dostarczyć o czwartej. Oczywiście każda część garderoby zostanie dokładnie sprawdzona, a sam więzień przeszukany.