– Cały czas będzie skuty? – upewnił się Tom.
– Oczywiście. Będzie miał kajdany na kostkach i dłoniach. Poza tym ręce będą przytwierdzone łańcuchem do pasa. Jego zdolność poruszania się będzie poważnie ograniczona. A teraz porozmawiajmy o Molly…
– Nie chcę, żeby jej dotykał! – jęknęła Laurie.
– Przez cały czas będzie ich dzieliła odległość trzech i pół metra.
– Wolałbym, żeby to był cały park – mruknął Tom.
– Jeśli uznamy to za stosowne, zwiększymy odległość – odrzekła pani porucznik.
– Więc jeżeli David zacznie się dziwnie zachowywać… – szepnęła Jillian.
– Nie pozwolimy mu się do niej zbliżyć – dokończyła za nią Morelli. Tom westchnął. Było widać, że nie podobało mu się to, co miało nastąpić, lecz jednocześnie czuł, że nie ma innego wyjścia.
– Jeśli chodzi o eskortę Molly… – ciągnęła Morelli.
– My ją zabierzemy! – przerwał jej Tom.
– Wolelibyśmy, żebyście tego nie robili.
– Nie ma mowy! Chodzi o naszą córkę… wnuczkę. Molly nas potrzebuje, potrzebuje naszego wsparcia. Będziemy przy niej przez cały czas.
– Panie Pesaturo, rozumiemy pańskie obawy. Ale byłoby to zbyt ryzykowne. Uważamy, że będzie lepiej, jeśli ograniczymy udział cywilów i pozwolimy działać doświadczonym profesjonalistom.
– Jestem jej ojcem i nie odstąpię jej na krok.
– Panie Pesaturo, osobiście odprowadzę Molly…
– Jestem jej ojcem!
– Sama mam dwie córki! – zdenerwowała się porucznik Morelli. Po chwili jednak opanowała się i powiedziała spokojnie: – Panie Pesaturo, nie wiemy, jakie są prawdziwe intencje Price’a. Podejrzewamy jednak, że chodzi mu o coś znacznie więcej niż zwykłe spotkanie z nigdy niewidzianą córką. Co pan zrobi, jeśli Price z czymś wyskoczy?
– Zabiję sukinsyna. – Tom spostrzegł jej minę i pośpiesznie dodał: – W samoobronie, ma się rozumieć.
– A co z Meg?
– Nie… nie wiem. – Znowu spuścił głowę. Meg nie było już od sześciu godzin. W tym czasie mogło się stać wiele okropnych rzeczy. – A co pani by zrobiła? – wyszeptał.
– Nie wiem – odparła łagodnie pani porucznik. – Podejrzewam, że nikt z nas nie będzie tego wiedział, dopóki nie będzie trzeba podjąć decyzji. Chodzi mi jednak o to, że jako osoba bardziej doświadczona w tych sprawach potrafię podejmować tego typu decyzje lepiej i szybciej.
– To absurdalne – odezwała się Laurie. – Robimy dokładnie to, czego chce Price.
Porucznik Morelli milczała.
– Nie można by zmusić go w jakiś sposób, żeby powiedział, gdzie jest Meg i jak nazywa się gwałciciel?
– Price odsiaduje dożywocie – odparła Morelli. – To najsurowsza kara przewidziana przez prawo stanu Rhode Island.
– Ale w więzieniu stosuje się dodatkowe obostrzenia – wtrąciła się Jillian. – Na przykład w razie niesubordynacji.
– Więzień może być przetrzymywany cały dzień w celi, przez co traci możliwość kontaktu z innymi, przebywania na świeżym powietrzu i prawo do innych dostępnych rozrywek.
– To postraszcie go tym! – zawołał Tom. – Powiedzcie, że go odizolujecie.
Sierżant Griffin już to zrobił. Na Davidzie nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia. – Morelli pochyliła się do przodu. – Będę z panem szczera, panie Pesaturo. Gdybyśmy mieli więcej czasu, moglibyśmy odizolować Price’a i przekonać się, czy naprawdę jest taki twardy, jak mu się wydaje. Niestety, wygląda na to, że on zdaje sobie sprawę z sytuacji i dlatego narzucił nam taki morderczy termin. Jeżeli nie zrobimy tego, o co prosi, coś złego może się stać Meg albo innej niewinnej dziewczynie. Wiemy, że to, co postanowiliśmy, odbiega od ideału. Ale robimy wszystko, co w naszej mocy, aby cała operacja się powiodła. Dlatego panie Pesaturo, osobiście chciałabym eskortować państwa wnuczkę. Obiecuję, że dołożę wszelkich starań, by wróciła bezpiecznie do domu.
– Czy sierżant Griffin też tam będzie? – zapytała Jillian. Morelli spojrzała na nią surowo.
– Sierżant zajmuje się innym obszarem śledztwa.
– Myślę, że warto rozważyć jego obecność na miejscu spotkania – nie dała za wygraną Jillian. – Czy to nie on zna Price’a najlepiej?
– Sierżant Griffin uważa, że trafił na dobry trop. Uznaliśmy, że najlepiej będzie, jeśli pozwolimy mu nim pójść.
– Czy pan sierżant podejrzewa, gdzie jest Meg? – zapytała z nadzieją Laurie.
Pani porucznik milczała. Jillian domyśliła się odpowiedzi.
– Griffin uważa, że uda mu się złapać gwałciciela bez pomocy Davida Price’a.
– Robimy wszystko, co w naszej mocy, by nie wypuścić Price’a poza mury więzienia – zapewniła pani Morelli.
– Chwała Bogu – powiedziała Laurie.
Siedząca obok Jillian Libby stuknęła palcem w książeczkę.
– Ale – przypomniała im pani porucznik – musimy być przygotowani na ewentualność, że spotkanie dojdzie do skutku. Dlatego proszę, żebyście pozwolili mi państwo eskortować Molly…
– Nie!
– Panie Pesaturo…
– Nie – powtórzył Tom, po czym spojrzał na żonę i ujął ją za rękę. Oboje popatrzyli na panią porucznik. – Wychowaliśmy Molly jako córkę. Ona nas potrzebuje. Przejdziemy przez to wspólnie. Jako rodzina.
– A jeśli Price czegoś spróbuje?
– To przekonamy się, jak dobrzy są pani snajperzy, prawda, pani porucznik?
Czwarta po południu.
Griffin, Fitz i Waters w końcu odnaleźli siedzibę Korporate Klean, czyli stary, walący się magazyn w południowym Providence, stojący pośród jeszcze starszych i jeszcze bardziej zrujnowanych budynków. Wyglądało na to, że firmy sprzątające nie zarabiały tyle co, powiedzmy, banki spermy.
Drzwi wejściowe były zamknięte. Griffin zaczął wciskać guziki od domofonu, a Waters podniósł wzrok na kamerę. Dopiero po czterech czy pięciu dzwonkach w głośniczku odezwał się skrzekliwy kobiecy głos.
– Czego?
– Szukamy firmy Korporate Klean – odrzekł Griffin.
– Po co?
– Jesteśmy bardzo brudni i potrzebujemy porządnego szorowania, a jak pani myśli?
– Gliny?
– Gorzej – oświadczył Griffin. – Policja podatkowa.
Podziałało. Natychmiast rozległo się bzyczenie otwieranych drzwi.
Banda byłych więźniów nie miała dla gliniarzy niczego oprócz pogardy. Wszyscy czuli jednak respekt przed policją podatkową.
Mieszczące się na czwartym piętrze biura Korporate Klean odbiegały wyglądem od reszty budynku. I to na plus. Jasnoszara wykładzina na podłodze była stara i wytarta, a kremowe ściany śmiertelnie nudne, za to wszystko lśniło czystością, a w powietrzu unosił się zapach detergentów. Pewnie tutaj byli skazańcy uczą się nowego fachu.
Trzej detektywi podeszli do pustego biurka w niewielkim pomieszczeniu recepcyjnym i wbili wzrok w długi wąski korytarz po drugiej stronie, czekając niecierpliwie, aż ktoś w końcu raczy się pokazać. Griffin założył ręce na plecy, żeby nikt nie zauważył, że się trzęsą. Kiedy podniósł wzrok, ujrzał gapiącego się na niego Watersa. Chyba nikogo nie udało mu się oszukać.
Czwarta zero trzy. Coraz mniej czasu. Jezu…
Drzwi na końcu korytarza wreszcie się otworzyły. Wyszła z nich dziewczyna, która miała na sobie o wiele za dużo kolczyków i o wiele za mało ubrań.
– W czym mogę pomóc? – zapytała i spojrzała na nich z nadspodziewaną odwagą jak na kobietę stojącą półnago przed trzema mężczyznami.
– Szukamy właściciela Korporate Klean.