Выбрать главу

– Jezu Chryste – szepnął ze zdumieniem Waters.

– Ucieknie nam! – ostrzegł Griffin, chwytając za radio. – Zielone światło, zielone światło!

Griffin wjechał bokiem na podjazd i zahamował z piskiem, blokując drogę samochodowi Viggia. Viggio podniósł wzrok. Ujrzał dwa nieoznakowane policyjne auta i radiowóz. Rzucił się do ucieczki.

– Szybciej, szybciej, szybciej! – darł się Griffin, wyskakując z wozu. Przed sobą zobaczył Fitza, który wjechał na sąsiedni podjazd, by zagrodzić drogę podejrzanemu. Viggio wskoczył na maskę wysłużonego forda, zeskoczył po drugiej stronie i pobiegł dalej. Rozległy się krzyki.

– Policja, stać! – wrzeszczał Waters.

Z okolicznych okien wychyliły się głowy zdumionych mieszkańców. Mundurowi wyskoczyli z radiowozu i rzucili się w pogoń.

Viggio obejrzał się nerwowo przez ramię. Policjanci byli coraz bliżej. Skręcił w prawo, popędził zaniedbanym ogródkiem między dwoma domkami, przeskoczył niski drewniany płot. Jakaś kobieta krzyknęła. Zaszczekał pies. Griffin usłyszał to wszystko z daleka, kiedy pokonywał płot. Dogonił Viggia i rzucił się potężnym szczupakiem, próbując złapać go za nogi.

W ostatniej chwili Viggio uskoczył w lewo i wdrapał się na wysokie druciane ogrodzenie. Griffin upadł na ziemię, przeturlał się i pobiegł dalej, widząc przed sobą Viggia i Watersa przeskakujących na drugą stronę siatki. Po chwili już wspinał się po ogrodzeniu.

Znaleźli się na czymś w rodzaju prywatnego złomowiska. Cała posesja była zagracona rdzewiejącymi i wypalonymi wrakami samochodów. Pośrodku stał biały walący się domek. Na moment Griffin stracił uciekiniera z oczu. Usłyszawszy jednak brzęk metalu, dostrzegł Viggia przebiegającego po masce zdezelowanej mazdy. Waters pędził pięć metrów zanim.

Griffin ocenił trasę: Viggio biegł w kierunku dziecięcego roweru stojącego przed domem. Popędził więc na tyły budynku.

Wyskoczył zza węgła pięć metrów przed Viggiem.

– Ha! – krzyknął.

Zaskoczony Viggio stanął jak wryty. Po chwili Waters rzucił się na niego od tyłu, powalając go na ziemię.

Dziesięć minut później Ron Viggio siedział skuty kajdankami na tylnym siedzeniu radiowozu i konsekwentnie odmawiał zeznań. Na razie detektywi pozwolili mu milczeć i zajęli się przeszukaniem domu. W łazience Waters znalazł pudełka z lateksowymi rękawiczkami. W spiżarni Fitz odkrył trzydzieści butelek płynu do higieny intymnej o zapachu polnych kwiatów firmy Berkely and Johnson. W zamrażarce chłodziły się fiolki z nasieniem.

Na kuchennym stole leżała otwarta skrzynka wypełniona jakąś szarą plasteliną obłożoną zapalnikami do modeli rakiet. Griffin powąchał tajemniczy materiał, a potem zostawił go Jackowi-i-Jackowi do identyfikacji. Sprawdzili pokoje na piętrze, łazienkę na parterze i wszystkie szafy. Ani śladu Meg.

W końcu Griffin znalazł drzwi do piwnicy. Wziął głęboki oddech, przywołał Watersa i razem zeszli na dół.

– Meg? – zawołał Griffin. Zaczepił głową o koniec łańcuszka zapalającego górne światło.

Cisza.

Przygotowany na najgorsze, pociągnął za łańcuszek i włączył światło.

Zbadali każdy centymetr pustej piwnicy.

– Podłoga wygląda na nienaruszoną – powiedział Waters. – Wątpię, żeby ktokolwiek niedawno tu przebywał.

Griffin zamyślił się.

– Samochód? – zapytał, marszcząc brwi.

– Pewnie tak.

– Kurwa.

Wybiegli przed dom. Samochód nie oznaczał nic dobrego. Bagażnik wróżył wręcz katastrofę.

Drzwiczki od strony kierowcy były zamknięte. Waters otworzył je ostrożnie, a Griffin pobiegł do bagażnika. Wyciągnął pistolet, tak na wszelki wypadek. Odliczywszy do trzech, Waters otworzył bagażnik.

Griffin wycelował pistolet.

– Czy to nie bomba? – powiedział ułamek sekundy później.

Carol zaczęła się ruszać. Dan nie wiedział, czy to dobrze, czy źle. Na początku zadrgała prawa ręka. Uznał to za dobry znak. Zaczął gładzić żonę po dłoni, prosząc, żeby się obudziła.

Potem lewa noga zaczęła podrygiwać. Chwilę później Carol dostała czkawki. Dan nie był pewien, co to oznacza. Lekarze powiedzieli, że wysoki poziom ambienu i alkoholu we krwi skutecznie zablokował jej system nerwowy. Ale nerki powinny zrobić swoje i usunąć z krwiobiegu szkodliwe substancje, a kiedy to nastąpi, Carol się obudzi. Przynajmniej taką mieli nadzieję.

Czy drgawki to, to samo co przebudzenie? Czy ludzie odzyskują przytomność, cierpiąc przy tym na czkawkę?

Dan stał przy łóżku żony i odgarniał włosy z jej bladego, chłodnego czoła.

– No, kochanie – szeptał. – Wróć do mnie. Wszystko będzie dobrze. Obiecuję. Tym razem naprawdę będę się starał.

Lewa noga znowu drgnęła.

Dan pochylił się. Spojrzał na spokojną, pogrążoną we śnie twarz żony. Była tak piękna jak w dniu, kiedy się poznali.

I nagle zdał sobie sprawę, że jej klatka piersiowa przestała się poruszać. Ustał oddech.

Aparatura zaczęła piszczeć. Dan puścił dłoń żony i wybiegł na korytarz.

– Pomocy! Pomocy! – krzyczał. – Pomocy!

Piąta czterdzieści pięć.

Otworzyła się masywna brama więzienia. Granatowa furgonetka z uśmiechniętym Davidem Price’em w środku ruszyła. W domu państwa Pesaturo porucznik Morelli omówiła ostatnie szczegóły operacji, po czym wręczyła Tomowi i Laurie kamizelki kuloodporne.

Powiedzieli Molly, że jadą do parku na policyjny piknik. Będzie poncz i ciasteczka. Poza tym Molly będzie miała okazję zobaczyć policjantów przy pracy. Może się też zjawić dziwny mężczyzna, ale nie ma się czym martwić – to tylko taka zabawa.

Molly popatrzyła na nich poważnie. Dzieci zawsze wiedzą, kiedy dorośli kłamią.

Wychodzili właśnie z domu w ponurych nastrojach, gdy zadzwoniła komórka pani Morelli.

To był Griffin.

– Mamy go, mamy! Znaleźliśmy pudełka z lateksowymi rękawiczkami i płyn do higieny intymnej. Ron Viggio, były sprzątacz w banku spermy w Pawtucket, jest na pewno Gwałcicielem z Miasteczka Uniwersyteckiego.

– A Meg? – zapytała Morelli. Tom i Laurie zdrętwieli, spoglądając na nią wyczekująco.

– Nie ma jej tu.

– To gdzie, do cholery, jest?

– Jeszcze nie wiemy. Viggio nie chce gadać. Ale możemy go przycisnąć. Znajdziemy ją, pani porucznik. To tylko kwestia czasu.

Morelli spojrzała na Toma i Laurie.

– Mamy mężczyznę, który może być Gwałcicielem z Miasteczka Uniwersyteckiego – oznajmiła. – Ale nie znaleźliśmy Meg.

– A jest jakiś trop? – zapytała Laurie.

– Sierżant Griffin uważa, że to tylko kwestia czasu.

– Jak długo to może potrwać? Czy ona coś jadła, ma chociaż wodę? Boże, ratujcie ją.

– Nie wypuszczajcie go – mówił Griffin do telefonu. – W żadnym wypadki nie wypuszczajcie Davida Price’a. Sami sobie poradzimy. Już go nie potrzebujemy.

Morelli ponownie spojrzała na państwa Pesaturo. Potem zerknęła na zegarek. Piąta pięćdziesiąt pięć.

– Przykro mi, sierżancie. Za późno.

CUKIERECZEK

Meg była przerażona. Ramiona i plecy bolały ją coraz bardziej. Za to prawie nie czuła palców. Straciła nad nimi kontrolę, jakby już nie należały do jej ciała, a stały się odrębnym, obcym bytem.

Czasami na jej włosy skapywała jakaś ciecz. Na początku myślała, że sufit zaczął przeciekać. Teraz zdała sobie sprawę, że to krew spływająca z jej poranionych nadgarstków.

Wciąż bujała się w tył i w przód, ale wolniej, z mniejszą siłą. Czasami hak w ścianie się poruszał. Ale rzadko. Była drobna, szczupła. Innymi słowy, brakowało jej masy, by się wyswobodzić. A teraz czuła zmęczenie. Nie wiedziała nawet do końca, czy to wszystko dzieje się na jawie, czy tylko we śnie. Miała suche, spękane wargi. Język zdawał się przyklejony do podniebienia.