Выбрать главу

Ale gdy wróciłam do domu, Pedro czekał na mnie z szampanem czerwonym jak wzburzona krew. Nawet przeniósł mnie przez próg w nowe życie bohaterki pism dla kobiet. Bo nieważne, co piszą, Do, byle nie przekręcali nazwiska.

Więc pomyślałam, że romantyczna miłość jest jeszcze możliwa. Nie da się tego wykluczyć. Tylko czy na pewno z Pedrem? W sferze uczuć nie ma żadnych konieczności.

I pijąc szampana z Pedrem, gadając z Pedrem, wtulona w Pedra i jego pszeniczny zapach – wbrew niedawnemu postanowieniu – pomyślałam o Janku Machcie.

Pożegnanie z Pedrem

Janek Machta czekał na mnie z bukietem kwiatów na podeście Szeherezady. Mieliśmy świętować zakończenie naszej współpracy. Już przy pierwszym kieliszku wina zaczął mnie podrywać. Całe szczęście! Otaczała go sława uwodziciela, więc dotąd czułam się przy nim jak brzydkie kaczątko. Kiedy pracuje się razem, dżentelmen powinien dostrzec subtelną granicę między wrednym molestowaniem kobiety a jej niedowartościowaniem. W Szeherezadzie emocjonalny żar Janka rekompensował mi poprzednie niedostatki.

Rozmawialiśmy niby o niczym, jednak powietrze dookoła nas wibrowało. Aż dziw, że filiżanki nie brzęczały o podstawki. Janek wspomniał o kursie samby, który odbywał się wcześniej w kawiarni. Podręcznikowe! W sennikach, jakie miałam w ręku, taniec tłumaczono jako pożądanie. Czułam się w Szeherezadzie, jakbym śniła. W staroświeckiej szafie grającej grał na gitarze Django Reinhardt, za oknami trwał bezśnieżny grudniowy wieczór, wokół pachniało męską wodą kolońską Basetti. A ja byłam kobietą sukcesu. Literackiego. O ile książka odniesie sukces handlowy, rzecz jasna. Czegóż trzeba więcej, mając dwadzieścia pięć lat, za sobą szczęśliwy rozwód, przed sobą szczęśliwe zamążpójście? Paliły mnie koniuszki uszu. W kącie sali jakaś para całowała się namiętnie. Kelnerka miała głos i ruchy Marylin Monroe. Na filarze wisiało zdjęcie Huberta Urbańskiego z datą, kiedy tu był. Zaczęliśmy rozmawiać o tancerkach go-go, co już jest bez ogródek, nie zaprzeczycie! Wreszcie Janek wyznał mi, że kupił sobie nową maszynkę do golenia, bo stara zaczęła kopać go prądem. Tutaj chwilowo mnie zdezorientował, nie miałam pojęcia, do czego zmierza. Ale szybko zmienił temat na żeglugę jachtową. Miał stopień sternika. Klarowanie lin, kilwater, stanie w łopocie, te rzeczy. Słuchałam jak zaczarowana.

Pomyślałam, że z Jankiem Machtą potrafiłabym dogadać się na każdy temat. Przy książce pokłóciliśmy się bodaj raz. O tytuł. Ja upierałam się, że musi pasować do treści, on – że do akcji promocyjnej. Wtedy zdawało mi się, że Janek jest marketingowym potworem. Teraz, widząc go w półmroku kawiarni z kieliszkiem wina, byłam pewna, że gdyby kazał mi pozmieniać tytuły wszystkich książek na świecie, ręka by mi nie zadrżała. Nawet moją ukochaną „Annę Kareninę" przerobiłabym na jakąś bardziej chodliwą „Grę o miłość" albo „Rosyjski pocałunek".

Za plecami Janka Machty przeszła długonoga dziewczyna, w przelocie cmoknęła go w policzek. Była z facetem. Janek odwrócił się ku mnie z rozmarzeniem na twarzy.

– Marta – wyjaśnił. – Byliśmy razem w Inowrocławiu. Damskie znajomości miał posortowane geograficznie, przy czym zawsze wymieniał nazwy miast, dolin i pogórzy takim tonem, jakby chodziło o kobiecą geografię intymną. Twierdził, że mapa cieków wodnych pod polskimi miastami różni się diametralnie. A to ma zasadniczy wpływ na pobudzenie zmysłowe.

– Ładne cieki – zgodziłam się z wymuszonym uśmiechem. -To znaczy miasto.

– Albo w Kutnie…? – Janek zamyślił się głęboko. Poczułam ukłucie zazdrości. Tamta bada cieki wodne, gdzie zapragnie, a ja się, psiakość, ustabilizowałam. Nie, żeby mi specjalnie zależało na tych ciekach. Ale ciekawiło mnie, jak Janek je testuje. Taka ciekawość dowodzi, że kobieta nie jest szczęśliwa z tym, co ma. Czy to moja wina? Niekoniecznie. Tak jak nie są moją zasługą seksowne Jankowe brwi. Mężczyźni bywają różni. W jednym cudownie się zakochać, a z całkiem innym nie nudzimy się na co dzień. Więc co mam począć? Miłość paskudnie wypacza perspektywę, zirytowałam się w duchu. Zwłaszcza miłość do Pedra, który w pewnym sensie jest moim ideałem. W rezultacie nawet obca dziennikarka wieszcząca widzi te rzeczy trzeźwiej. Choć po becherovce.

Poprosiłam Janka, żeby nalał mi wina. W ustach miałam Saharę, mimo że nic nie mówiłam. Tylko myślałam. Albo potakiwałam temu, co mówił Janek. Nie wiedziałam, co mówił, ale mężczyźnie wystarczy potakiwać. Randka rozwija się wtedy jak najpomyślniej. Nie poruszało mnie, że kelnerka typu Marylin Monroe zwraca się do Janka per „Jaśku" i z daleka wygląda, jakby siedziała mu na kolanach. Nie poruszała mnie szczerząca się ku niemu siksa, której mini i dekolt sięgały do pępka, tyle że z przeciwnych stron. Nie poruszała mnie ta z Inowrocławia, która dwa razy podchodziła po ogień, choć żadne z nas nie paliło. Ona też. W ogóle nic mnie nie poruszało. Myślałam o naszej ewentualnej przyszłości. To znaczy mojej z Jankiem Machta. Skoro przeznaczenie usadziło nas naprzeciw siebie w Szeherezadzie…

To będzie bolesne dla Pedra, kiedy powiem, że musimy się rozstać. Może spróbuje zrobić coś niemądrego? Tylko co niemądrego może zrobić Pedro? Nie przesadzajmy. Beze mnie Pedro jest szary jak film Bergmana na kanale bez reklam! W końcu każdy z nas musi zmierzyć się z bezlitosnym wyrokiem losu. Czy ktoś użalał się nade mną, jak sobie poradzę, kiedy zostawił mnie Marek? Mąż w końcu, nie przypadkowy facet, z którym się mieszka. Bajbaj, powiedział i ani się obejrzał. Resztę rzeczy kazał przesłać w paczce na adres Marzeny. A ja, głupia, pakowałam przez cały wieczór. Zalewałam się łzami nad każdą skarpetką i pakowałam. Pożyczyłam karton po telewizorze od pana Zenobiusza z trzeciego piętra. Gdybym miała dzisiejszy rozum, zapakowałabym w karton kowadło i wyrzuciłabym Markowi oknem na głowę. Skoro jesteś bezdusznym ciołkiem, zostawiasz osobę, która ci zaufała, kocha cię…

Sorry, co ja plotę?!

Nie mam kowadła. Poza tym Marek miał prawo odejść. Każdy człowiek ma prawo odejść od drugiego człowieka, kiedy spotka trzeciego człowieka. Marek miał to prawo, ja je mam, i Pedro ma to samo prawo, a czy z niego korzysta czy nie, to już nie moja broszka.

Odetchnęłam z ulgą, że tak mi się pomyślnie ułożyło w życiu. Aż zaczęłam znowu słuchać, co mówi Janek. Opowiadał, że alkoholu się nie trawi. Trawienie polega na rozkładaniu węglowodanów, tłuszczów i innych paskudztw na paskudztwa proste. Alkohol zaś po prostu wchłania się do krwi i uderza do głowy. Mózg się od tego kręci wokół swojej osi. Oczy nie mogą za nim nadążyć i człowiek się przewraca. Na półkuli północnej przewraca się lekko w lewo, a na południowej w prawo, co wynika z siły Coriolisa, czyli wirowania Ziemi. Byłam pełna podziwu dla Janka. Co za facet! Pedro potrafi może odróżnić barokowy gzyms od romańskiego nadproża, ale nie sądzę, żeby wiedział coś o sile Coriolisa. Pedro pije po prostu intuicyjnie, jak dziecko.

– Skąd ty wiesz te wszystkie mądrości? – zapytałam, uśmiechając się z podziwem.

– Do spotkania z piękną kobietą należy się szykować przez całe życie, powiada Jan Ewangelista!

Komplement był uroczy. Na pewno. Choć nie do końca go zrozumiałam. Przez cały wieczór Janek robił rzeczy urocze. Wiedziałam, że moje oczy błyszczą jak gwiazdy w noc Kupały. Najseksowniejszą w roku. Więc dość hipokryzji!

Wyciągnęłam dłoń, żeby położyć ją na najbardziej męskiej dłoni stąd do Inowrocławia. Niech się dzieje, co ma być!

Ale widocznie ponad stolikami krążył Pedro w roli zazdrosnej białej damy.

Zahaczyłam bransoletką o serwetę. Poleciały kieliszki z nie-dopitym winem. Potem filiżanki. Cola. Kryształowy wazon z kwiatami. Brzęk tłuczonego szkła, od którego podniosły się wszystkie głowy w Szeherezadzie, to jeszcze nic. Ze dwa litry różnokolorowej cieczy, w tym świeże parujące kawy z ekspresu, chlusnęły na spodnie Janka. Bardziej na lewą nogawkę – może z powodu tej cholernej siły Coriolisa.