Janek skoczył na nogi, przewracając krzesło. Ujrzałam, jak z centralnego punktu jego ciała buchają kłęby pary. Zgroza! Modliłam się, żeby to nie działo się naprawdę. Żeby się okazało, że z podwiniętymi nogami siedzę w domu pod lampką i czytam jakąś damską książkę. Tam dziewczyny tak robią. Ale celowo, przebiegle, z premedytacją, nie bez sensu jak ja!
Janek szarpnął zamek spodni i zsunął je do kostek, ujawniając pod spodem ekskluzywne bokserki Sirocco. Zmartwiałam. Moja psyche nie wytrzyma widoku Janka z opuszczonymi spodniami na środku Szeherezady. Czyż jest żałośniejszy widok? W najprymitywniejszej komedii, gdy chcą zmusić widzów do rechotu, pokazują faceta z opuszczonymi spodniami. Najlepiej, żeby się o nie potykał. Smieszniejszy może być tylko Jaś Fasola, kiedy ma rozstrój żołądka na audiencji u królowej angielskiej.
I teraz sama zostałam wtrącona w kretyńską komedię. Żegnaj, uwodzicielski Machto! Może to kara boska za to, że chciałam porzucić Pedra? Może jak się w życiu spotka ideał, to już nie ma wyjścia? Można tylko prać ideałowi koszule i czekać, aż poprosi o pierwszą szklankę ziółek na wzdęcie.
Tak myślałam w popłochu. Ale zrozumiałam, że dzieje się coś fascynującego. Janek ze spodniami u kostek nie stracił swojego uwodzicielskiego uroku. Stał w marynarce i w bokserkach uśmiechnięty, a ze wszystkich stron Szeherezady biegły mu na ratunek i ta z Inowrocławia, i Marylin Monroe, i ta nie wiadomo kto, i jeszcze czwarta, której dotychczas nie zauważyłam. Nie dziwiłam się ich entuzjazmowi. Pełen godności mężczyzna w mokrych majtkach to rzadkość w dzisiejszym świecie.
Wycierały go, otulały garsonkami, pocieszały. Cztery dobre wróżki kontra wredna wiedźma Dominika. Na domiar złego ta z Inowrocławia miała samochód, którym postanowiła odwieźć gołego Janka do domu.
Mnie zaproponował odwiezienie facet, z którym ona przyszła. Choć bez jej samochodu był tak samo pieszy jak ja. Po tonie wyczułam, że nie będzie miał za co wrócić do siebie w środku nocy. Jak nic zapomniał portfela. Przypomni sobie o tym pod moim domem. Cwaniaczek!
Odmówiłam stanowczo i ukradkiem zadzwoniłam po taksówkę.
Pedra nie było w domu. Postanowiłam poczekać, aż wróci. Nie chodziło mi o to, żeby już jutro przeprowadzić się do Janka. Poza tym lubię mój stryszek i wolałabym, żeby to Pedro się wyprowadził. A my z Jankiem uwijemy tu nowe gniazdko miłości.
Jako zadatek gniazdka ustawiłam w wazonie kwiaty od Janka i usiadłam naprzeciw nich. Pachniały odurzająco. Kawą, winem, orzechowym ciastkiem, fajkowym tytoniem, colą, wydeptaną wykładziną dywanową z Szeherezady, Jankiem Machtą, perfumami tej z Inowrocławia. Trochę kwiatami. Już wiedziałam, jaki będzie mój ulubiony bukiet zapachów na resztę życia.
Kiedy już sobie to życie ułożę po mojej myśli.
Dzisiaj powiem tylko Pedrowi: „Nudzisz się ze mną. Kiedy wracam do domu, ciebie nie ma". I zobaczę, co on na to. Za dwa dni westchnę: „Nigdy cię nie ma w domu, kiedy wracam… Widocznie masz ważniejsze sprawy". Gdybym od razu powiedziała, że musimy się rozstać, głupio by wyglądało. Jakbym kogoś miała. A przecież nie mam. Zrozumiałam tylko, że nie pasujemy do siebie z Pedrem. Tysiące ludzi mijających się codziennie na chodnikach tysięcy miast nie pasują do siebie i nikt nie robi z tego powodu tragedii.
Nawet gdyby nie wypadek w Szeherezadzie, nie powiedziane, że spędziłabym dzisiejszą noc u Janka. Nawet sądzę, że raczej nie. Pomimo że nalegałby. Nie mogłabym zostać z nim bezdusznie, kiedy tu czeka na mnie Pedro.
Z tym, że Pedro wcale nie czekał.
Gdzie go poniosło? Nie miał zwyczaju włóczyć się po nocach bez uprzedzenia. Może domyślił się wszystkiego? Zobaczył mnie czule objętą z Jankiem… Niemożliwe, na razie nie obejmowałam się czule z Jankiem. Jak to będzie, kiedy to się wreszcie stanie?
Albo ktoś doniósł o nas Pedrowi! Ta zołza z Inowrocławia? Chyba że to oni właśnie ze sobą kręcą, ta z Inowrocławia i mój Pedro.
Bredziłam. Kleiły mi się oczy. Była druga w nocy. Powinnam położyć się i przespać. Pogadam z Pedrem od rana, jutro sobota. Wygarnę mu: „Nie obchodzi cię, że czekając na ciebie, zasypiam ze zdenerwowania w środku nocy?".
O trzeciej piętnaście uznałam, że jednak rozstanę się z Pedrem, jak tylko wróci. Natychmiast. Nie pozwolę traktować się w taki sposób. Siedzę w fotelu przed wygaszonym kominkiem, owinięta kocem, za oknem grudniowa noc, wiatr wyje – i ani zasnąć, ani do kogo ust otworzyć. Dlaczego mam pozwolić, żeby Pedro pomiatał mną jak ślubną żoną?
O czwartej zrobiłam sobie herbatę, włączyłam telewizor i przyszło mi do głowy, że może on miał wypadek? Ale jaki? Akurat wtedy, kiedy miałam przeprowadzić z nim zasadniczą rozmowę? Musiałby chyba być niepoważny.
Obudziłam się w fotelu o piątej osiem, choć byłam przekonana, że nie zasnęłam. Bardzo dziwne. W telewizorze leciał obraz kontrolny Jedynki. Na TVN-ie leciał obraz kontrolny TVN-u, a na Dwójce – Dwójki. Zostawiłam obraz kontrolny z Polsatu. O tej porze nie miałam ochoty na nic ambitnego.
Wyjrzałam przez okno. Ciemność. Chyba padało.
Posłuchałam pod drzwiami. Cisza. Deszczu nie słychać.
Usiadłam na taborecie w kuchni, bawiąc się kluczami od mieszkania. Wchodząc do domu, powiesiłam je na wieszaku, jak zwykle. Teraz znów wpadły mi w ręce. Kiedy je zdjęłam? Czyżbym uzależniła się od Pedra do tego stopnia, że kiedy go nie ma, kursuję po mieszkaniu jak lunatyczka i wykonuję bezsensowne czynności? Których nie pamiętam?
Podeszłam do wieszaka przy drzwiach. Klucze wisiały na haku. Tak jak powiesiłam je, wchodząc. Co się dzieje?
Więc te w kuchni to klucze Pedra. Bo trzeci komplet, z małpką na breloczku, był u rodziców. Pedro wyszedł, zatrzaskując drzwi. Dlaczego nie wziął kluczy?
Zapaliłam górne światła na stryszku i bukiet od Janka rozbłysnął żywymi kolorami. Patrzyłam na niego z uśmiechem, chłonąc zapach mojego życia. Ale coś nie dawało mi spokoju. Rozejrzałam się dokładniej. Na gzymsie kominka jaśniała przylepiona kartka.
Do, kochanie, tak będzie lepiej. Wybacz. Zapomniałem o trudnych sprawach z mojej przeszłości. Jest coś groźnego, przed czym nie potrafię Cię obronić. Nie mogę ryzykować Twoim losem. Nie szukaj mnie, proszę. Kocham Cię zawsze i wszędzie. Twój Pedro.
Przeczytałam z niedowierzaniem raz, drugi, trzeci.
Tekst jak z telenoweli. Beznadziejne! Przeczytałam po raz czwarty. Piąty. Szósty.
I wtedy poczułam, że ta telenowela niczym nie różni się od meczu z Gołota! Mam ciemno przed oczami i wszystko mnie boli!
Czarna sobota
Oczy podpuchnięte i szczypiące. W głowie bałagan i łomot. Zdrzemnęłam się najwyżej godzinę. Pierwsze, co zobaczyłam po przebudzeniu, to odkurzacz pod filarem stryszku. Gośka wykorzystała moją drzemkę na sprzątanie. Ciekawe, skąd wiedziała, że wycie mnie nie obudzi? Bardziej potrzebowałam snu niż wypucowanych kątów. Może nie miała pojęcia, że odkurzacz wyje? U niej w domu pani Lidka posługuje się czymś, co nie wyje, nie musi być wetknięte do prądu, informuje, kiedy ma pełny pojemnik i można to tak zaprogramować, żeby rozpylało pachnące wody w samodzielnie dobranych proporcjach. Pani Lidka bardziej się obawia, że toto ją wyrzuci z pracy niż Gośka albo Berni.
Gośka przyjechała zaraz po moim alarmującym porannym telefonie. Zaspana, rozczochrana, wystraszona. Poza porządkami wykorzystała mój sen na zrobienie makijażu. Teraz wyglądała na siebie, nie na moje tragiczne lustrzane odbicie.