Выбрать главу

– Cześć – pozdrowił ją odrywając od własnych myśli.

Twarz Nancy rozpogodziła się, wyciągnęła na powitanie rękę, którą szybko pocałował, zanim usiadł obok niej.

– Jak się czujesz? – zapytała.

– Teraz, kiedy cię widzę, bardzo dobrze. A ty?

– Pod psem – odpowiedziała kładąc dłoń na jego ręce i ściskając tak, jakby próbowała poprzez ten kontakt znaleźć lekarstwo na swe lęki.

– Powiedz wszystko, co możesz mi powiedzieć – poprosił ją przyjaciel z lekką ironią.

Nancy uśmiechnęła się. Kiedy słyszała jego głos miała wrażenie, że słyszy Franka Latellę, dziadka, po którym chłopak poza nazwiskiem odziedziczył niewyobrażalną fortunę. Ale dla Nancy pozostał Juniorem, chociaż wielki dziadek zmarł już dawno. Junior miał czterdzieści lat. Był właścicielem hoteli, terenów, restauracji, sklepów spożywczych. W niektórych mieli udziały Nancy i jej brat Sal. Ale podczas gdy obydwoje Pertinace poświęcili się adwokaturze i polityce, Junior po uzyskaniu dyplomu zajął się powiększaniem majątku rodzinnego poprzez inwestycje, akcje, budownictwo, transport.

Frank Latella Junior był jedną z najbardziej wpływowych osób w Nowym Jorku. Był tak potężny, że mógł sobie pozwolić na samodzielne sfinansowanie kampanii Nancy o fotel w City Hall. Nancy streściła mu ze szczegółami spotkanie z Nathalie Goodman.

– Atak republikanów? – zapytał bardziej siebie niż jej.

Atak, nie wyłączając brutalnych ciosów, należał do reguł gry.

– Sądzę, że nie – odpowiedziała Nancy.

– Ja też jestem o tym przekonany – obydwoje wiedzieli, że przeciwnicy polityczni, gdyby chcieli ją zaatakować, przedstawiliby zarzuty poparte dowodami. Było jasne natomiast, że Goodman strzelała w ciemno, mając nie sprawdzone informacje. Drugim powodem, dla którego wykluczali atak tego typu, to zwyczaj, że kandydat partii przeciwnej był atakowany w środku kampanii wyborczej. A przecież nie zaczął się jeszcze sondaż przedwyborczy.

– Ktoś chce mi podciąć skrzydła jeszcze przed startem – stwierdziła.

Junior potwierdził.

– Obawiam się, że masz rację. Ale dlaczego?

Niepokoił się o kobietę, którą kochał jak siostrę i szanował jak matkę, nawet jeśli Nancy była niewiele od niego starsza.

– Mam podejrzenia – powiedziała Nancy podnosząc na mężczyznę swoje szare oczy. – Ale nigdy ci nie powiem, jeśli nie dojdziesz do tego sam. Pomyśl o osobie, jedynej, która mogłaby chcieć mojej głowy.

– Nie muszę się głęboko zastanawiać – zauważył Junior. – To mój ojciec.

Nearco Latella, syn Franka, zawsze nienawidził Nancy, którą ojciec szanował bardziej niż jego i której całkowicie ufał.

– Ale Nearco zbyt długo mieszka na Sycylii, aby być choć minimalnie zainteresowany tym, co się dzieje w Ameryce – usprawiedliwiła go Nancy.

– To prawda – przyznał Junior. – Rzadko go odwiedzałem i odnosiłem wrażenie, że nawet mnie nie pamięta.

– Twój ojciec ma wiele wad – rozumowała Nancy – ale nie umie aż tak kłamać.

– Wsadziłabyś rękę do ognia?

– Nie, ale teraz, kiedy zastanawiam się, uważam, że można go wykreślić z tej intrygi.

– Pozwól, że ja się tym zajmę – zakończył Junior.

– Dlatego cię szukałam – uśmiechnęła się do niego.

Mężczyzna nie wiedział, czy zarzuty Goodman miały podstawy, gdyż on, tak jak wszyscy, nie znał wielu aspektów życia Nancy. Tylko jego dziadek i José Vicente Dominici znali wszystkie jej sekrety. Dziadek nie żył. A José milczał jak grób.

– Znajdę sposób, żeby zmusić ją do mówienia – obiecał, robiąc aluzję do dziennikarki. – Chcę wiedzieć, skąd ma te informacje.

– Dobrze – powiedziała Nancy podnosząc się.

Wyszli osobno, a właśnie podane calzone stygło na talerzu. Nancy była teraz spokojniejsza, gdy Junior osobiście zajął się sprawą.

Nancy była jeszcze w garderobie, skoncentrowana na miłej i relaksującej czynności malowania się, kiedy jej syn Sean pojawił się, całując ją w ramię. Była ubrana w czerwoną, bardzo obcisłą suknię od Diora, o prostej linii z głębokim, okrągłym dekoltem. Nie musiała jeszcze uciekać się do kosztownej biżuterii, gdyż jej szyja była doskonała.

– Jesteś wspaniała, mamo – powiedział chłopak, siadając na stołku za jej plecami.

Nancy poczuła ukłucie w sercu. Za każdym razem, gdy widziała obraz syna odbity w lustrze, było tak, jakby widziała jego ojca, największą, najbardziej porywającą i tragiczną miłość swojego życia. Jej syn, Sean Dominici, był taki sam, jak Sean McLeary, mężczyzna, który zajmował wiele miejsca w jej życiu. Jej syn miał dwadzieścia siedem lat, tyle ile Sean, kiedy ona będąc jeszcze dzieckiem zobaczyła go po raz pierwszy. Przeszłość przywiała jej niezatarte wspomnienia. Odłożyła pędzelek od różu i westchnęła głęboko.

– Jesteś dobry dla swojej starej matki – podziękowała uśmiechając się.

– Wśród dziewcząt, które znam, nie ma ani jednej równie atrakcyjnej jak ty.

– Piękny i kłamca, mój chłopiec – zażartowała.

Zadzwonił telefon, chwyciła za słuchawkę zaniepokojona.

– Junior Latella – zaanonsował sekretarz.

– Przełącz – rozkazała.

Nie upłynęła jeszcze godzina od ich spotkania. Możliwe, żeby rozwiązał już zagadkę? Zapaliło się dla niej czerwone światełko ostrzegające przed niebezpieczeństwem.

– Słucham cię, Junior – powiedziała słabym głosem.

– Paczka jest naruszona. Zawartość rozerwana – poinformował przyjaciel umówionym zdaniem. – Ktoś naruszył plomby i zniszczył zawartość, żebyśmy nie mogli jej zobaczyć.

Nancy skojarzyła ostatnie fakty według ich kolejności i poczuła się zdezorientowana. Co się działo w jej życiu? Kto chciał jej głowy w momencie, gdy wydawało się, że wszystko idzie dobrze? Wiadomość od Juniora była jednoznaczna. Osoba, która skontaktowała się z dziennikarką, aby ją przepytać, znalazła trupa. Ktoś ją zamordował, aby zamknąć jej usta, aby nie mogła wyjawić nazwiska informatora.

Dzisiaj

1

Mark słuchał powolnych uderzeń dzwonów i myślał o przejrzystym, chłodnym zimowym niebie. Przypomniał sobie inne dni, inne nieba, inne dzwony i poczuł, że ogarnia go niepokojąca, niewytłumaczalna radość życia.

Dźwięczne tony dzwonu podkreśliły ostatnie słowa siostry Anny. Była piękna, melancholijna, godna pożądania jak wspaniałe jesienne dni pełne kolorów i zapachów. Pogodna, zrelaksowana, jakby opowiadała bajkę zasłuchanym i oczarowanym dzieciom, a nie przerażające epizody, tak często pojawiające się w jej życiorysie.

Dziennikarz spojrzał na magnetofon. Taśma kręciła się, próbując uwięzić tę zaczarowaną ciszę, zawieszoną na niewidzialnych nitkach w snopie rażącego światła wpadającego przez biforium i oświetlającego klasztorną rozmównicę.

W kominku buzował wesoły ogień, a płomienie przybierały dziwne, niepokojące kształty. Na niskim stoliczku z ciemnego orzecha, o delikatnym rzeźbionym rysunku wzbogaconym masą perłową, stał talerz z migdałowymi ciasteczkami, pękaty kieliszek ze złoconym brzegiem, butelka marsali i filiżanka kawy.

– Kto zabił Nathalie Goodman? – pytanie Marka zakłóciło tę ciszę.

Zakonnica podniosła na niego duże szare oczy, przez które przebiegł cień przerażenia.

– Nie wie pan? – odpowiedziała z ironią.

– Powinienem wiedzieć? – zapytał.

– Oczywiście – potwierdziła. – Ponieważ ta zbrodnia odbiła się szerokim echem. Wiadomość była na pierwszych stronach przez wiele dni.

– Zbrodnia popełniona przez nieznanych sprawców – uściślił Mark.

W obecności tej fascynującej kobiety przebranej za siostrę zakonną pojawił się jego kompleks niższości. Czuł się tak jakby miał brudne paznokcie albo podarte spodnie.