Wyszli za dom, żeby pozbierać znajdujące się tam narzędzia. Kajsa przystanęła przed niewielką grządką, na której rosły jakieś kwiatki wokół młodego drzewka. Grządka należała do sąsiedniej zagrody, do rodzinnej zagrody dziewczyny.
– Tata posadził to drzewko na krótko przed swoją śmiercią – szepnęła. – A mama zasiała kwiatki. Ja… Nie mogę tego tak po prostu zostawić!
Havgrim bardzo się bał momentów takich jak ten. Chwil, gdy Kajsa będzie musiała przystanąć i zastanowić się.
– Będziesz przecież mogła przyjeżdżać tu w lecie – powiedział łagodnie. – Vargaby leży niedaleko…
Łzy trysnęły z oczu dziewczyny.
– Przychodzić tutaj, gdzie nikogo nie będzie? Puste domy, podwórza zarośnięte trawą, las coraz bliżej osady? Nie, to by było najgorsze ze wszystkiego.
Wtedy Havgrim objął ją czule.
– Kajsa, tam w dolinie zaczniemy nowe życie. Wiem, że pierwsze dni będą trudne. Zerwanie zawsze sprawia ból, człowiek pozostawia przecież część samego siebie na dawnym miejscu. Prawie każdemu na ziemi danym jest przeżyć taki smutek, ale to mija, zapewniam cię.
Jak słodko było w jego ramionach! Kajsa niemal zapomniała o swoim żalu i głęboko wciągała jego zapach, cudowny, ciepły zapach mężczyzny.
– Tutaj będzie nam dobrze, Kajsa – szeptał. – Tutaj, na trawie. Usiądź, nikt nas nie zobaczy.
Usiedli pod obsypaną kwiatami wiśnią, wokół kwitły rumianki, dzwoneczki i mniszki. Havgrim przygarnął Kajsę mocno do siebie.
– Ty pewnie sobie myślisz, że bardzo szybko zacząłem ci okazywać uczucia, prawda? Ale nie powinnaś zapominać, że widziałem cię już w ubiegłym roku i że od tamtej pory nie przestawałem o tobie myśleć. Nawet gdyby nie ta głupia historia z Diderikiem Swerdem, i tak bym tu wrócił latem. Żeby spotkać cię znowu.
Kajsa była w podniosłym nastroju. Uważała jednak, że mimo wszystko powinna zwrócić mu uwagę.
– Kjerstin jest taka ładna, ładniejsza ode mnie. A Britta taka mądra i pewna siebie.
– Ale ty jesteś Kajsa – uśmiechnął się Havgrim, gładząc z czułością jej włosy. – I dla mnie to jest najważniejsze.
Kajsa, która nie była przyzwyczajona, by ją podziwiano, promieniała niczym słoneczko. Uśmiechała się szeroko, od ucha do ucha. Dłoń Havgrima głaszcząca jej policzek przyprawiała ją o zawrót głowy, była naprawdę bliska utraty świadomości, więc zapytała pospiesznie:
– Mówiłeś, że w lesie nie ma duchów i ja się z tobą zgadzam, ale przecież pastor widział na bagnach jakąś kobietę ze śladami ran od miecza. Kto to mógł być?
Havgrim uśmiechnął się.
– Czy nie zauważyłaś, że nasz dobrodziej należy do ludzi, którzy chętnie i mocno przesadzają? Taki ma charakter, bardzo lubi wszystko wyolbrzymiać i dramatyzować.
– Nie przypuszczałam, że duchowny może być taki – odparła.
– Ja także nie. Ale żyjemy w czasach, gdy duchowieństwo uważa, że ludzi trzeba straszyć piekłem i nieustannie upominać. A wtedy tacy jak Natan mają wielkie pole do popisu. Być księdzem, znaczy zajmować najwyższą pozycję w parafii; to daje władzę i prawo pouczania innych. Mierne, nikczemne osobowości chętnie korzystają z takiej okazji, by poprawić sobie samopoczucie, wywyższać się nad innych i odgrywać rolę lepszych, niż w gruncie rzeczy są.
Ułożył Kajsę na trawie i przyglądał się jej twarzy. Serce dziewczyny biło jak szalone, patrzyła mu w oczy przestraszona, jakby była pisklęciem spoglądającym w oczy węża.
– Jeszcze mi nie powiedziałaś, co o mnie myślisz, Kajsa – szepnął niepewnie. – Przyszedłem tu nie proszony, wdarłem się w twoje życie, a nawet nie wiem, czy ty naprawdę tego chcesz.
– Czy ja tego chcę? – zawołała wzburzona. – Czy ty myślisz, że panu Diderikowi pozwoliłabym na coś takiego? To prawda, że od dawna marzyłam o kimś, dla kogo mogłabym zrobić wszystko, ale teraz wiem, że to nie mógłby być każdy. To musi być ktoś wyjątkowy, ktoś, kto by umiał…
– Dokończ! Powiedz, co chciałaś powiedzieć!
Odwróciła twarz.
– Ktoś, kto by umiał ugasić moją gorącą tęsknotę. Wypełnić moją samotność. Kto by spełniał wszystkie moje pragnienia, a jest ich wiele i są bardzo różne. Nie każdy mógłby to uczynić.
– A ja? Myślisz, że ja bym mógł?
Nie chciała odpowiedzieć.
– Kajsa, ty wiesz, że jesteś mi droższa niż moje własne życie. Odpowiedz mi: Czy mógłbym to być ja?
Skinęła tylko głową. Była tak onieśmielona, że nie mogła mówić.
Wtedy Havgrim ją pocałował. Długo i mocno.
Kajsa głęboko wciągnęła powietrze.
– Myślę, że jedno z moich największych marzeń jest bliższe spełnienia, niż się spodziewałam – szepnęła.
– Tak – potwierdził Havgrim. – Mnie też się tak wydaje. Chodź! Nie wszyscy jeszcze spakowali swoje rzeczy. Pomożemy im!
Wstali pospiesznie. Patrzyli teraz na siebie jakby innymi oczyma. Kąciki ust obojga zaczęły drżeć i naraz wybuchnęli śmiechem. Uszczęśliwiony Havgrim przytulił Kajsę na króciutką chwilę, czule i serdecznie, a potem pobiegli pomagać innym.
Okazało się jednak, że nie są specjalnie potrzebni. Każdy sam starał się zebrać swoje rzeczy, w skupieniu i bez obcych spojrzeń.
– Chciałbym jeszcze popatrzeć na jezioro – powiedział Havgrim, gdy stali przez chwilę i czuli się zbędni.
– Tam jest dość nieprzyjemnie – wahała się Kajsa.
– Pan Natan opowiadał o znalezisku, jakiego dokonał – wyjaśnił Havgrim. – Podobno znalazł figurkę pogańskiego bożka.
Kajsa zmarszczyła czoło.
– Chciałabym ją zobaczyć.
Trzymając się za ręce poszli do lasu.
– Bardzo się cieszę, że nie chciałeś się mścić na panu Dideriku – powiedziała dziewczyna.
– To nie była moja zemsta – odparł Havgrim. – To nie dotyczy mojego rodu.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zdziwiła się.
– To mój ojciec uważał zemstę za swój obowiązek – odparł Havgrim nie odrywając wzroku od ziemi, by nie potknąć się na sterczących wszędzie korzeniach. Akurat tutaj las rósł gęsty i ciemny, promienie słońca nie docierały do ścieżki. – Wiesz, mój ojciec był ostatnim z rodu. Nie miał dzieci, więc wziął mnie na wychowanie. Właściwie to najpierw dostał dziewczynkę, ale uważał, że kobieta nie bardzo się nadaje na mściciela. Jak młoda dziewczyna, na przykład, miałaby szukać potomków Vreta Joara? Dlatego w tajemnicy wymienił moją siostrę na mnie. Opowiedział mi o tym, kiedy znajdował się już na łożu śmierci. Powiedział też, że pochodzę z dobrej rodziny, bo oboje z siostrą mieliśmy na sobie ładne ubrania, kiedy nas znaleziono porzuconych na skraju drogi. Nasza matka została zamordowana przez bandytów.
– Jakie to straszne – szepnęła Kajsa.
No! Nareszcie wiemy, jak to było, myślał Andre zadowolony. Vanja i moja mama miały rację.
Teraz nie mogło już być żadnych wątpliwości. Havgrim to Christer Grip, zaginiony potomek Ludzi Lodu! Wcale więc nie było przypadkiem, że Petra urodziła zniekształcone dziecko, dziecko z najbardziej charakterystyczną cechą obciążonych potomków Ludzi Lodu: z okropnymi, spiczastymi barkami.
W dalszym ciągu jednak potrzebował potwierdzenia, potrzebował dowodów. Co więcej, musiał ustalić, czy nie ma innych potomków Havgrima. Gałąź Petry wygasła…
Nie! Nie wygasła! Petra miała przecież jeszcze jedno dziecko. Mali!
Co nie przeszkadza, że mogą istnieć także inni, dzieci i wnukowie wcześniejszych generacji po Christerze-Havgrimie. I właśnie Andre miał obowiązek to wyjaśnić. A do tego celu wiodła tylko jedna droga: Powinien pojechać do Alvdalen!
Niech to licho porwie! Skąd wziąć na to środki? Benzyna jest droga, a on nie planował przecież podróży dalej niż do Trondheim i z powrotem.