Выбрать главу

O, nie! To by była najgorsza rzecz, jaką Nette mogła sobie wyobrazić. Cóż on by na to powiedział? Co by sobie pomyślał? Prawdopodobnie patrzyłby na nią wystraszony, bąkał słowa zakłopotania i wycofał się pospiesznie.

Nie! Nigdy!

Tyle radości sprawiał jej fakt, że może pomagać, że jest dla niego kimś ważnym, przyjaciółką. Najlepszą przyjaciółką, jaką kiedykolwiek mógł mieć.

Ale czas mijał, a on nie nadchodził.

I po prostu już nie przyjdzie. Właściwie nie zwrócił na nią wcale uwagi i po wyjściu z magistratu zapomniał o spotkaniu.

Tymczasem na pół godziny przed zamknięciem do biura wkroczył Andre i dłonie pani Nette zaczęły lekko drżeć, a ona sama bardzo się starała ukryć radosny uśmiech; policzki jej płonęły tak, że musiała pochylić głowę, z niepokojem myślała, czy fryzura jest w porządku i czy bluzka się nie pogniotła.

Andre śmiał się do niej radośnie.

– Jak to dobrze, że jeszcze panią zastałem, panno Mikalsrud! Spóźniłem się, bo musiałem najpierw przeczytać pewne bardzo ważne opowiadanie.

Tłumaczy, dlaczego się spóźnił! Bał się, że już jej nie zastanie!

Żeby tylko panna Sylvestersen teraz nie przyszła!

Albo wprost przeciwnie, żeby tak panna Sylvestersen teraz weszła i zobaczyła mojego fantastycznego przyjaciela. Bo on jest moim przyjacielem! To do mnie się teraz tak śmieje. Wiem, że jest ode mnie dwadzieścia pięć lat młodszy, ale też i nie w ten sposób on mnie interesuje. Chciałabym tylko okazać mu moją… moją…

Pani Nette nie była w stanie dokończyć tej myśli. Miłość, to zbyt wielkie słowo.

– Ja także znalazłam to i owo – powiedziała onieśmielona.

– Naprawdę? To cudownie! Mam pani tyle do opowiedzenia! Czy zechciałaby pani uczynić mi ten honor i zjeść ze mną obiad w hotelowej restauracji?

Nette doznała zawrotu głowy. Obiad? Z nim? On zaprasza ją na obiad w hotelowej restauracji Ileż to będzie plotek, gadania. Myśl o tym napełniała ją przyjemnym, a zarazem nieprzyjemnym uczuciem. Bo przecież nie wszystkie komentarze będą przychylne. Stara panna poluje na młodzika! Z drugiej jednak strony układ był dość bezpieczny. Większość ludzi nie widzi nic niestosownego w tym, że dwudziestoletni młodzieniec przyjaźnie rozmawia z czterdziestopięcioletnią kobietą.

W którymś momencie tej gonitwy myśli musiała jednak powiedzieć: „Dziękuję, bardzo chętnie”, bo Andre z radosnym uśmiechem mówił:

– Wspaniale! W takim razie przyjdę po panią do domu o siódmej wieczorem.

Mój Boże, a ona włożyła świąteczną bluzkę do pracy! W co się ubierze na wieczór?

U niej w domu! Zabierze ją z domu! Boże, sąsiedzi! Z pewnością wszyscy wylegną do okien albo będą patrzeć przez uchylone drzwi.

– Bardzo dziękuję – zdołała wykrztusić. – Jak powiedziałam, mam kilka interesujących obserwacji.

– Świetnie! A czego dotyczą.

– Przede wszystkim napisałam listy do kilku osób, które mogą posiadać pewne wiadomości…

Andre zadowolony skinął głową i czekał na dalszy ciąg.

– A poza tym nazwisko Nordlade.

– Tak! – zawołał z ożywieniem. – Skąd ono pochodzi? Z Trondheim?

– Nie. Ale spotkałam kogoś, kto je rozpoznał. Podobno w Gaudalen jest zagroda, która się tak właśnie nazywa.

Andre zastanowił się na chwilę.

– Czy jeśli się stąd jedzie do Szwecji, to nie trzeba mijać tego Gaudalen?

– Zależy dokąd do Szwecji się jedzie.

– Do Alvdalen.

Myśli Nette krążyły gorączkowo.

– Jeśli pamiętam, to Alvdalen znajduje się w Dalarna…

– Tak, zgadza się.

– W takim razie powinno się jechać przez Gaudalen. Ale nie mogę gwarantować za jakość dróg. Natrafił pan na jakiś ślad?

– Nawet na bardzo dobry ślad! Dzięki tej opowieści, o której pani mówiłem. Najgorsze jest jednak to, że koniecznie muszę tam pojechać. A to będą dodatkowe koszty, benzyna, noclegi i tak dalej, nie bardzo mnie na to stać. Więc tę podróż muszę odłożyć na inną okazję. Szkoda, bo jestem już tak blisko, no ale…

– Bardzo chętnie pożyczę panu potrzebną sumę! – zawołała Nette, zanim zdążyła pomyśleć.

Spojrzał na nią zakłopotany.

– Mowy nie ma!

– Ale dlaczego? Bardzo mnie pan zainteresował sprawami swojej rodziny. Mam pewne oszczędności, szczerze mówiąc przeznaczone na przyzwoity pogrzeb. A na razie nie mam zamiaru jeszcze umierać – uśmiechnęła się nerwowo.

– O, Boże uchowaj! Na to mamy jeszcze czas!

Andre pomyślał ze smutkiem, jak wielu samotnych ludzi żyje bardzo skromnie po to, by oszczędzić na godny pogrzeb. Ale nietrudno było ich zrozumieć, gdy się choć raz widziało pogrzeb na koszt kasy zapomogowej. Nędza tych uroczystości była upokarzająca.

Nette przyglądała mu się wyczekująco. We wzroku malowało się pragnienie pomagania bliźniemu w potrzebie, zrobienia czegoś ważnego dla innych. Przecież nie mógł odmówić jej tej radości.

– W takim razie bardzo dziękuję – uśmiechnął się, a Nette rozpromieniła się i obiecała wstąpić do banku po wyjściu z biura.

Andre podał jej swój domowy adres, na wszelki wypadek, a po tej peszącej oboje formalności rzekł:

– Dowiedziałem się także, jak ma na imię córka Petry.

– Aha, ta z domu dziecka? Spotkał ją pan?

– Nie, już tam nie mieszka. Wygląda, niestety, na to, że ona… – skrępowany zniżył głos -… że ona wyszła na ulicę.

– O mój Boże, jakie to smutne!

Jej współczucie było dla Andre pociechą.

Powiedział z ożywieniem:

– Spróbuję, oczywiście, odnaleźć ją, powiedzieć jej, że jest moją kuzynką i postarać się naprostować jej życie, jeśli to będzie możliwe.

– To bardzo szlachetne z pańskiej strony. Ale czy to znaczy, że ma pan pewność, iż jest ona pańską krewną?

– Jestem o tym przekonany. Powinienem ponadto próbować odszukać innych ewentualnych kuzynów, dla naszego rodu to bardzo istotne, byśmy trzymali się razem, ale akurat teraz córka Petry jest najważniejsza.

– Jak ona ma na imię? – zapytała Nette cicho z wyraźną sympatią dla tej młodej upadłej istoty.

– Mali. I myślę, że nazywa się Knudsen, po ojcu Petry… Co się stało?

Nette zmrużyła oczy.

– Mali? To nie jest pospolite imię. Mali Knudsen powiada pan? W takim razie ja ją chyba znam. Policja ma często do niej pretensje za awantury na ulicy.

– O mój Boże, wygląda mi ona na prawdziwie nieokiełznaną młodą osobę!

W głosie Nette słychać było powstrzymywany śmiech.

– Tak, rzeczywiście. Ale ona nie jest taka, jak pan myśli. To prawda, że Mali Knudsen wychodzi na ulicę, ale nie ma w tym nic złego. Wprost przeciwnie.

– Nie rozumiem.

Nette pochyliła się ku niemu i szepnęła rozbawiona:

– Mali Knudsen jest bojowniczką o prawa kobiet. Jej ideałem jest emancypacja.

– Boże drogi! – jęknął Andre.

W tym czasie tak zwane feministki walczyły o powszechne prawo głosu dla kobiet i, żeby je wysłuchano, często sięgały po dość drastyczne środki. Coś mu mówiło, że młoda Mali może być osobą o niełatwym usposobieniu.

Ale… Oczywiście z ogromną ulgą przyjął do wiadomości, że nie jest, jak przypuszczał, po prostu dziewczyną uliczną. To by było najgorsze.

I takie zaskakujące w odniesieniu do kogoś z Ludzi Lodu.

– Zdawało mi się, że Norwegia jest bardzo postępowym krajem i że kobiety mają prawo głosu.