Выбрать главу

– Gdybyś chciała się trochę ogarnąć po tym mieszkaniu w szopie, wykąpać się i umyć włosy, a także wyrzucić to brudne ubranie, zanim pójdziesz do Hospicjum, możesz to zrobić u mnie. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, oczywiście.

– Jezu! Czy naprawdę na ziemi są anioły? Jasne, że chciałabym się wykąpać! I przeczesać włosy gęstym grzebieniem. Nie, przepraszam, wszy to ja nie mam. Siostry w przytułku bardzo pilnowały.

Andre zrozumiał pytanie, które posyłało mu spojrzenie Nette: „Czy ona też pójdzie do restauracji na obiad?” brzmiało to pytanie. We wzroku Nette dostrzegł bezradność i niepokój.

W tej sytuacji Andre rzekł stanowczo:

– No więc postanowione, Mali. Pójdziesz teraz z panną Mikalsrud, a potem udasz się do Hospicjum. My z panną Mikalsrud mamy do omówienia kilka spraw dziś wieczorem. Przyjdę po ciebie jutro rano, powiedzmy o ósmej. Nie będzie za wcześnie?

– Nie, skąd. Ale to oczywiście ja przyjdę do hotelu, będę czekać punkt ósma. Jeśli o mnie chodzi, to moglibyśmy wyjechać nawet wcześniej.

– Myślę, że wcześniej nie podają śniadania w hotelu – uśmiechnął się Andre. – No świetnie. W takim razie o ósmej. W drodze do Szwecji opowiem ci o Ludziach Lodu. Do widzenia!

Obie jego nowe przyjaciółki zniknęły za rogiem. Różniły się od siebie niczym dzień i noc. Błogosławiona panna Mikalsrud, pomyślał. Lepszej pomocnicy nie mógłby sobie wymarzyć!

A Mali jest bardzo ładna i miła. Jak nie oszlifowany diament, chropowaty, o ostrych kantach. Nieoczekiwanie zapragnął poznać, jak by ten diament wyglądał po oszlifowaniu.

Jego podróż śladami potomków Christera Gripa zdawała się być owocna ponad wszelkie oczekiwanie.

Tak rozmyślał Andre podążając w stronę hotelu.

Jeszcze nie wiedział, w co wciągnął obie swoje przyjaciółki.

Niebezpieczeństwa czaiły się jeszcze w ukryciu.

Ale nie szuka się bezkarnie potomstwa Christera Gripa.

ROZDZIAŁ IX

Nette siedziała na swojej starej i zniszczonej, ale ulubionej kanapie i nie bez smutku przyglądała się Mali, która, świeżo wykąpana, z mokrymi jeszcze włosami krygowała się przed lustrem. Sama Nette nie miała na razie czasu przymierzyć swojej nowej sukni, a należałoby przy niej co nieco poprawić; nie miała też czasu zajrzeć do rękopisu, który powierzył jej Andre.

– Dokonałyśmy dobrego wyboru, prawda? – pytała Mali zaróżowiona na twarzy, pełna podziwu dla swojej prostej sukienki z ładnej bawełny w drobne kwiatki na niebieskim tle.

– Owszem – potwierdziła z uśmiechem Nette. – Znakomicie pasuje dla takiej młodej dziewczyny jak ty. Świeża i przewiewna, a przy tym nie będzie się zbyt szybko brudzić.

– No właśnie, bo przecież wiesz, ja muszę być przygotowana na każdą pogodę. Nie co dzień będę nocować w Hospicjum.

– Myślę, że pan Andre Brink z Ludzi Lodu pomoże ci się jakoś urządzić, jeśli uzna, że naprawdę jesteś jego kuzynką.

– Tak uważasz? On jest dosyć przystojny, no nie? – dodała Mali przyglądając się odbiciu swojej twarzy w lustrze.

Nette poczuła ukłucie w sercu.

– Owszem, jest „dosyć przystojny”. To bardzo sympatyczny młody człowiek.

Mali odwróciła się do niej gwałtownie.

– Macie się spotkać dzisiaj wieczorem, no nie?

– Tak. Pan Andre zaprosił mnie na obiad do hotelowej restauracji.

Nie była w stanie zapanować nad swoim głosem, w którym wyraźnie zabrzmiała nuta dumy.

– Obiad w hotelu! Jezu, ale z ciebie szczęściara! W co się ubierzesz?

Nette wstała z kanapy.

– Dzisiaj kupiłam suknię – powiedziała ożywiona i przyniosła pakiet. – Chciałabyś zobaczyć?

– Pewnie!

Nette ostrożnie, niemal z szacunkiem rozwinęła błyszczący papier i wyjęła bardzo piękną jedwabną suknię koloru kości słoniowej z bufiastymi rękawami, ozdobioną koronkami.

– Oj! – jęknęła Mali zachwycona. – Wybierasz się na bal?

Nette ogarnęły wątpliwości.

– Myślisz, że jest zbyt strojna? Ale ja nie mam nic innego…

– Uważam, że powinnaś ją włożyć – oświadczyła Mali stanowczo. Nie była głupia, tylko po prostu nie miała wykształcenia, ale na ludzkich uczuciach znała się znakomicie. – Nie mogłabyś mieć nic lepszego na obiad w hotelowej restauracji! Przymierz suknię, żebym mogła zobaczyć, jak się w niej prezentujesz!

– Najpierw powinnam się chyba wykąpać i ułożyć włosy.

– Masz rację. Zabrałam ci tyle czasu! To dla mnie typowe, myślę tylko o sobie…

– Wcale nie. Ale może chciałabyś, żebym ci pomogła upiąć włosy?

– Nie, dziękuję. Robię to bardzo zręcznie sama – powiedziała Mali. Ujęła swoje długie, ciemne włosy, podobne do końskiej grzywy, owinęła je kilka razy wokół dłoni, sięgnęła po szpilki i po chwili upięła nad karkiem bardzo staranny kok.

– Coś takiego! – roześmiała się Nette. – Poszło ci znakomicie! Ale to właściwie grzech ukrywać takie piękne włosy w ten sposób.

– Gdybym je nosiła rozpuszczone, to posterunkowy mógłby mnie zamknąć jako ulicznicę – stwierdziła Mali trzeźwo. – A tego to naprawdę nie chcę! Można o mnie mówić, co się chce, ale ulicznicą nie jestem!

– Nikt cię chyba o to nie podejrzewa – rzekła Nette spokojnie.

– Owszem, są tacy. W przytułku wychowawczyni ciągle grzebała w moich rzeczach, żeby zobaczyć, czy nie znajdzie czegoś „podejrzanego”. Jakichś pieniędzy w pończosze, grzesznej bielizny czy czegoś w tym rodzaju. O, do diabła, jak ja ci zazdroszczę tego obiadu!

Tego ci jednak nie odstąpię, pomyślała Nette, dając dziewczynie pieniądze na nocleg. Czy myślisz, że ja ci nie zazdroszczę podróży do Alvdalen?

I twojej młodości! Ach, moja droga, gdybym tak mogła się z tobą zamienić…!

Andre przyjechał, żeby zabrać ją do restauracji, i wszyscy sąsiedzi pootwierali drzwi na oścież. Nette usłyszała wiele komplementów na temat sukni i fryzury; troszkę było jej przykro, że płaszczyk ma taki stary i zniszczony, ale nie odważyła się na kupno nowego. Musiała zachować pieniądze na podróż młodych do Szwecji. Andre przyjechał, oczywiście, samochodem i samotna Nette Mikalsrud przeżyła moment wielkiego wzruszenia, gdy pomagał jej wsiąść, a ze wszystkich okien spoglądali na nią ukryci za firankami sąsiedzi.

Po drodze podała mu dyskretnie kopertę zawierającą prawie wszystkie jej oszczędności. Brakowało tylko niewielkiej sumy, którą musiała zostawić w banku, by zachować konto. Zakupy, jej własne i Mali, poważnie naruszyły kasę, ale jednak zostało jeszcze tyle, że starczyłoby na podróż do Sztokholmu, i to dwa razy tam i z powrotem, gdyby się to miało okazać niezbędne!

Andre, skrępowany, podziękował i obiecał zwrócić dług najszybciej jak to możliwe.

Jaki cudowny wieczór spędziła pani Nette! Usłużni kelnerzy, którzy spełniali każde ich życzenie, wspaniałe wino, które leciutko szumiało w głowie, wyszukane jedzenie i Andre, który sprawiał wrażenie, że naprawdę dobrze się czuje w jej towarzystwie. Prowadzili swobodną rozmowę, opowiadali wesołe anegdoty i zdarzenia z własnego życia, a wkrótce rozmowa zeszła na sprawy, dla których Andre przyjechał do Trondheim.

W tym mniej więcej punkcie porzucili, ku wielkiej radości Nette, wszystkie tytuły.

– Mówiłaś, że podjęłaś pewne kroki pod moją nieobecność – przypomniał Andre.

– Owszem, wysłałam listy do kilku osób, które powinny być zorientowane w sprawach dotyczących Petry Olsdatter. A poza tym, jak mówiłam, dowiedziałam się co nieco na temat nazwiska Nordlade i…No właściwie to już wszystko. A ty?

– A ja dostałem ów medalion, który jutro oddam Mali, bo oczywiście należy do niej. A druga, niezwykle interesująca sprawa, to manuskrypt. Zajrzałaś do niego?