Było tak, jak Imre mówił: Noc już zapadła. Choć jednak szedł pospiesznie, nawet na moment nie tracili go z oczu, bo cała jego postać jaśniała delikatnym, ciepłym blaskiem.
Zapomnieli o wszystkich swoich udrękach, pęcherzach, bolących mięśniach i przerażeniu, po prostu szli nie ociągając się za przewodnikiem. Szybko i w milczeniu odnajdywali drogę przez wysokie piaszczyste wzgórki, leśne pogorzeliska i błotniste doliny.
Nagle Andre przystanął.
– Nie widzę go – szepnął spłoszony.
– Ja też nie, ale to chyba nie szkodzi – powiedziała Mali. – Bo spójrz tam! Co widzisz na tle nocnego nieba?
– Samochód! – zawołali Nette i Andre jednocześnie i ostatni kawałek drogi dzielący ich od auta przebyli biegiem.
– O, mój kochany samochodziku! – cieszył się Andre – Nigdy nie byłeś mi tak drogi jak dziś.
– Ale nie podziękowaliśmy naszemu fantastycznemu przewodnikowi – zmartwiła się Nette.
– Nigdy nie pytamy, kiedy Imre przyjdzie ani kiedy nas opuści – wyjaśnił Andre. – On wie, że jesteśmy mu wdzięczni.
Nette popadła w zadumę. „Nigdy ci tego nie zapomnimy”, powiedział jej Imre. „Dziękuję ci za nieocenioną pomoc. Nigdy ci tego nie zapomnimy!”
– Wskakujcie, dziewczyny! Wracamy do ludzi!
W samochodzie siedzieli milczący, każde po swojemu próbowało zrozumieć, co się stało; reflektory skąpym światłem ledwie rozjaśniały wyboistą drogę przed nimi. Co z tego, że trzęsło i rzucało okropnie? Cóż znaczą takie drobiazgi w porównaniu z okropnymi doświadczeniami, jakie dopiero co były ich udziałem!
– I pomyśleć, że ja należę do Ludzi Lodu – westchnęła Mali na koniec. – Oczywiście wierzyłam we wszystko, co o nich opowiadałeś, Andre, ale nie myślałam, że są tacy… tacy specjalni!
– Ja sam jestem wstrząśnięty – przyznał Andre. – Wiecie, zwyczajni członkowie Ludzi Lodu, tacy jak ja i ty, Mali, właściwie nie miewają kontaktów z przodkami. O ile wiem, dotychczas zdarzyło się to zaledwie kilkakrotnie. A jeszcze rzadziej bywa, że ktoś postronny może ich zobaczyć. Ale ty, Nette, widziałaś ich, prawda?
– Oczywiście, że widziałam – powiedziała stanowczo blada jak ściana. – Są bardzo piękni. I niezwykli.
– O, tak! Ale nigdy bym się nie spodziewał, że ich spotkam. Trzeba powiedzieć, że przyszli w odpowiednim momencie!
– Co prawda, to prawda – westchnęła Mali.
Nagle ta pyskata dziewczyna wybuchnęła głośnym płaczem. Nette, która od dawna czuła bolesny ucisk w gardle, natychmiast poszła w jej ślady.
Andre zatrzymał samochód.
– No już, już dobrze, moje drogie. Rozumiem was bardzo dobrze. Sam miałbym ochotę się rozpłakać. Tego naprawdę było trochę za wiele.
– Tak – szlochała Mali. – Kiedy się to wszystko działo, nie mogłam myśleć o niczym, tylko się bałam. Ale teraz…
– No właśnie. Reakcja. Ona zawsze nadchodzi, to pewne jak amen w pacierzu. Spójrzcie na moje dłonie.
W nocnym mroku wyciągnął przed siebie ręce. Dygotały jak w febrze.
Nette wytarła nos i powiedziała stłumionym głosem:
– To było po prostu niewiarygodne! Takie niewiarygodne, że ja… Nie wierzę, że to widziałam. Ja śniłam, powiedzcie, że tylko śniłam!
– W takim razie wszyscy śniliśmy ten sam sen – chlipnęła Mali. – I ja nawet nie miałam czasu wam podziękować. Dziękuję wam z całego serca! Obojgu!
– I wszystkim czworgu waszym przodkom – dodała Nette.
– Imre nie jest jednym z przodków – wyjaśnił Andre. – On żyje współcześnie. Teraz!
– Tak? No to skąd on przyszedł? I ten… blask!
– Imre pochodzi z rodu czarnego anioła.
– Taki jasny blondyn?
– Kolor włosów nie ma tu nic do rzeczy. I nikt nie pyta Imrego dlaczego ani skąd, ani dokąd. Czarne anioły są najpotężniejszymi sojusznikami Ludzi Lodu. Imre pochodzi z rodu zapoczątkowanego związkiem samego Lucyfera z pewną ziemianką, Sagą z Ludzi Lodu. Ale wiemy bardzo niewiele o tych jasnych aniołach, które zostały strącone do otchłani.
Andre pożyczył Mali chusteczkę do nosa. Po chwili samochód ruszył w dalszą drogę.
– Zauważyłam, że duchy odnosiły się do niego z wielkim szacunkiem – powiedziała Mali.
– Ja też – potwierdziła Nette. – On natomiast szczególnie uprzejmie powitał tą drobną egzotyczną kobietę.
– Shirę, tak – zgodził się Andre. – Jej pozycja jest wyjątkowa. Shira jest największym wrogiem Tengela Złego, jeśli dobrze rozumiem.
Mali zamyśliła się.
– Wygląda na ta, że ten Tengel Zły jest dosyć osamotniony – powiedziała po chwili.
– On? Nie! – zaprotestował Andre. – On może zmobilizować niezliczone złe moce! I nic nie wiemy o tym, co dzieje się ze złymi dotkniętymi dziedzictwem Ludzi Lodu po śmierci. Mogą spoczywać w swoich grobach jak inni zmarli, ale mogą też gromadzić się przy Tengelu Złym i czekać, aż będzie ich potrzebował.
– Wydawało mi się, że mówiłeś, iż złe moce odcięły się od niego?
– One się go boją, a to coś całkiem innego. Ponieważ on reprezentuje samo zło, zło jako pierwotną siłę. On napił się ze źródła zła, z ciemnego źródła, i przez to stał się najsilniejszym i najpotężniejszym ze wszystkich złych potęg. To, że złe moce trzymają się na dystans od niego, nie oznacza wcale, że nie posłuchają, kiedy je wezwie.
– Demony Nocy także? – zapytała Mali.
– Nie, one nie. Imre opowiadał nam, że dzięki Vanji, Tamlinowi i dwóm czarnym aniołom Demony Nocy wyrwały się spod władzy Tengela. Znajdują się teraz pod ochroną Lucyfera i Tengel nie może im nic zrobić.
– A Demony Wichru?
– One nienawidzą Tengela, ale nie wiemy, jak dalece są w stanie stawiać opór naszemu złemu przodkowi, gdyby się obudził.
Nette zaśmiała się nerwowo.
– Najgorsze jest to, że ja wierzę we wszystko, co mówisz. I że dałabym wiele za to, by być jedną z Ludzi Lodu.
– Mogłabyś wyjść za mąż za kogoś z naszej rodziny – uśmiechnął się Andre dobrodusznie. – Tyle tylko że na razie nie ma nikogo do wzięcia.
Owszem, ty jesteś, pomyślała. Tylko że ty mnie nie bierzesz pod uwagę jako ewentualnej kandydatki. I właściwie dlaczego miałbyś to robić?
Popatrzyła na nocne niebo, które daleko na wschodzie zaczęło przybierać złocistopomarańczową barwę; linia horyzontu stała się wyraźnie widoczna. Silny wiatr wciąż szarpał korony drzew.
Było zimno i nieprzyjemnie.
– Chyba dzisiaj wrócę do moich biurowych obowiązków – mruknęła przygnębiona.
ROZDZIAŁ XII
Droga powrotna.
Następnego dnia, po niezwykle męczącej podróży w deszcz po bezdrożach i rozmokłych, wyboistych traktach, odnaleźli w końcu dwór Nordlade w Gaudalen.
Widzieli dwór z daleka, wysoko na zboczu góry, jakby zawieszony w powietrzu. Nie wyglądał specjalnie imponująco, ale ku wielkiej radości wędrowców z komina domu unosił się dym. A zatem Nordlade było wciąż zamieszkane.
– Odważymy się w tym deszczu wspinać pod górę? – zapytała Mali.
– Musimy – odparł Andre. – Po doświadczeniach z Vargaby nie boisz się już chyba zwykłych śmiertelników?
– Wszędzie wokół widzę duchy – mruknęła ponuro.
– Owszem, zauważyłem to rano w gospodzie. Tak podejrzliwie przyglądałaś się pani przy sąsiednim stoliku, jakbyś oczekiwała, że za chwilę uniesie się w powietrze i zacznie piać.
– To prawda, ale sam powiedz, czy nie była trupio blada?
– Cóż za głupstwa! A poza tym bądź tak dobra i nie nazywaj naszych przodków duchami.
– Uff, nie. Ja tak nigdy o nich nie myślałam – przyznała Nette.