Выбрать главу

Tej nocy śnił jej się Imre. Widziała jego mieniące się oczy. „Nie zapomnieliśmy o tobie” – powiedział. – „Wszystko będzie dobrze”.

W drodze z pracy do domu spotkała komisarza, który tak bardzo im pomógł. Zdarzało się już i wcześniej, że spotykali się na ulicy, wymieniali wtedy pozdrowienia, czasem kilka słów o pogodzie.

Dzisiaj komisarz ją zatrzymał.

– Panno Mikalsrud, wiele rozmyślałem o podróży państwa do Szwecji. Właściwie co się tam takiego wydarzyło?

Nette zwlekała z odpowiedzią.

– O, naprawdę bardzo wiele. Wiele niepojętego.

– Mój raport byłby niepełny bez opisu tej podróży – powiedział. Sprawiał wrażenie, jakby nie najlepiej się czuł sam z sobą. – Czy pani… nie zechciałaby mi o tym opowiedzieć?

– Eeeech… to… wie pan… No dobrze, mogę to oczywiście zrobić. Ale, jak powiedziałam, to wszystko brzmi jak baśń.

– Jakoś to zniosę. Czy mogłaby mi to pani opowiedzieć teraz?

– Tutaj? Na ulicy?

– Nie, nie. Ale jeśli pani jeszcze nie jadła obiadu, to moglibyśmy pójść tutaj, do takiej jednej knajpki, w której czasem bywam, i zjeść co nieco. Ja zapraszam, rzecz jasna!

Cóż było robić.

– Dobrze, dziękuję.

Restauracja prezentowała się znacznie skromniej niż tamta w hotelu, w której Nette jadła obiad z Andre. Początkowo czuła się trochę dziwnie w otoczeniu gromady piwoszów, wkrótce jednak stwierdziła, że zachowują się nienagannie. Jedzenie natomiast było smaczne i obfite. Takie, o jakim się mówi: domowe. Naprawdę trudno się uskarżać.

Komisarz zaproponował szklankę piwa, ale odmówiła. Czysta woda wystarczy.

Kiedy zaczęła opowiadać, wyjął zeszyt i notował.

– To dla potrzeb raportu – wyjaśnił.

Wkrótce jednak zapomniał o raporcie i słuchał, nie dowierzając, z na wpół otwartymi ustami. Czy panna Mikalsrud robi sobie z niego żarty? Nie, nic na to nie wskazywało.

Trzeba panu wiedzieć, Alfredzie (zwracali się do siebie po imieniu, choć „ty” jeszcze nie mówili, to by było zbyt poufałe), że to są Ludzie Lodu. Ten ród przeżywa sprawy, o których inni nie mają nawet pojęcia. To najbardziej zdumiewające zjawisko, jakie w życiu widziałam.

– „Same wiedźmy i czarownicy” – przypomniał Alfred w zamyśleniu. – Młody pan Brink też wspominał, że jego matka ma trochę… czarodziejskich umiejętności.

Na dźwięk imienia Andre znowu ten przeklęty ból przeszył serce Nette. Miała tylko nadzieję, że nie można było tego po niej poznać, ale uczucie było tak przejmujące, że aż się skurczyła.

– Wierzę w to, co pani mówi, Nette – rzekł Alfred. – Pani by przecież nie przyszło do głowy kpić sobie z policjanta.

– Absolutnie nie – rzekła urażona. A potem opowiadała dalej. Alfred od dawna już nic nie notował. Nette odnosiła wrażenie, że raport ma dla niego mniejsze znaczenie. A może po prostu nie miał odwagi utrwalać na piśmie tej opowieści o dziewicach i pannach wodnych?

Dawno już się najedli, stół został uprzątnięty, a oni wciąż rozmawiali, teraz o własnych sprawach. Alfred mówił, że jest wdowcem. Dom prowadzi mu siostra, która mieszka niedaleko. Ma dwoje dorosłych dzieci i wnuki, o których opowiadał przez całe dwadzieścia minut. Po śmierci żony, która zmarła przed rokiem, wszystkie swoje zainteresowania przeniósł na pracę.

Nette nie miała aż tak wiele do powiedzenia. Starannie unikała mówienia o ostatnim okresie, bo ryzykowała, że znowu się rozpłacze. Największe wydarzenia w jej życiu to była tragiczna choroba i śmierć matki, w pracy zaś awans na odpowiedzialne stanowisko w magistracie po tym, gdy rząd podjął decyzję, by także kobiety miały dostęp do ważnych służb państwowych. Nie do wszystkich, oczywiście, ale jednak. Sprawy wojskowe, kościelne, a także stanowiska ministerialne nadal pozostawały zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. Ten postęp kobiety zawdzięczały w dużej mierze pochodzącej z Trondheim działaczce o równouprawnienie, Frederice Marie Qvam.

W tym miejscu Nette z sympatią pomyślała o Mali, która miała odwagę uczestniczyć w ulicznych demonstracjach w obronie praw kobiet.

Trzeba jednak przyznać, że historia życia Nette brzmiała dość nieciekawie.

Podziękowali sobie nawzajem serdecznie za miłą rozmowę i poszli każde do swoich spraw.

– Spotkamy się pewnie znowu niebawem – powiedział Alfred na odchodnym.

Nette powoli zdejmowała płaszcz w swoim przedpokoju.

Cóż to za maniery, myślała o swoim niedawnym rozmówcy. Jaki brak kultury!

Co prawda miły człowiek i pełen dobrej woli, ale sądził, że Brahms to nazwa kropli na kaszel, po jedzeniu bez żenady używał wykałaczki, a w salonie nie bardzo umiał się zachować.

No, jeśli o to chodzi, to Nette też nie czuła się tam zbyt swobodnie!

Natomiast Andre, tak, on był jak stworzony do światowego życia!

Ból powrócił.

Opowiadać o wnukach przez całe dwadzieścia minut!

Ładnie i czysto ubrany, ale kawałkiem chleba wyciera sos z talerza.

Barbarzyństwo!

Rozpoczęty list do Andre leżał na stole jak wyrzut sumienia. Dzisiaj też nie była w stanie go dokończyć.

Przeczytała raz jeszcze list od niego, potem dzisiejszą gazetę od deski do deski i uznała, że dzień dobiegł końca. Udało się jej go przeżyć, a raczej przetrwać.

Siedząc na łóżku w ciepłej, flanelowej koszuli znowu popadła w zadumę…

Wyjęła z szuflady pudełeczko i ponownie układała tabletki rzędem na stoliku. Jedną za drugą, powoli, metodycznie.

Benedikte uważała, że zaangażowanie Mali w walkę o prawa dla kobiet jest trochę zbyt gwałtowne. Wobec tego pewnego dnia zabrała ją ze sobą do Christianii i obie poszły na zebranie Narodowej Rady Kobiet Norweskich.

– To jest samo centrum norweskich feministek – tłumaczyła młodej kuzynce po drodze. – Myślę, że powinnaś nawiązać z nimi kontakty, zresztą ja bym się też do was przyłączyła, jeśli mi pozwolicie.

– Więc i ty uważasz, że walka jest konieczna?

– Naturalnie! Tylko widzisz, u nas w domu nigdy jakby takiego problemu nie było. Mężczyźni i kobiety są traktowani na równi, są całkiem po prostu ludźmi. A kiedy jakiś mężczyzna mnie próbuje traktować lekceważąco, traktuję to jako przejaw głupoty tego grubianina i już. Ale oczywiście wiem, że to bardzo osobisty punkt widzenia, zdaję sobie sprawę, jak cierpi tysiące kobiet. Wiem, że są dręczone ponad wszelkie wyobrażenie. Więc całkowicie się zgadzam z feministkami. Zresztą mnie samej też by się przydało wyjść czasem z domu, spotkać się z ludźmi, zaangażować trochę w sprawy publiczne. Ty wiesz, że my, Ludzie Lodu, mamy skłonność do życia jak gdyby na granicy rzeczywistości i świata cieni.

– Mnie się wydaje, że wasze życie jest fantastyczne i podniecające – odparła Mali.

– Teraz jest to także twoje życie – powiedziała Benedikte. – Jesteś jedną z nas.

Mali westchnęła przejęta.

W przestronnym lokalu związku kobiet Mali mogła porozmawiać z doświadczonymi działaczkami organizacji i została przedstawiona największym. Ginie Krog, teraz już staruszce, która jednak nadal pełniła funkcję przewodniczącej Narodowej Rady Kobiet Norweskich. I jej zastępczyni Frederice Marie Qvam, która powiedziała, że to bardzo miło spotkać młodą bratnią duszę z rodzinnego miasta, z Trondheim. Mali z uwagą słuchała tej kobiety o gorącym sercu i starała się nie uronić ani słowa. Och, jak wiele się tego dnia nauczyła!

W drodze powrotnej długo siedziała w pociągu nie mówiąc ani słowa. W końcu westchnęła.

– Ale one są zamężne, prawie wszystkie!

– A dlaczego nie miałyby być?

– No, chyba tak, ale w naszej grupie, która urządzała uliczne demonstracje, nie było ani jednej mężatki. Mężczyzn trzeba nienawidzić i starać się ich zgnieść, wdeptać w ziemię, takie było nasze główne przesłanie.