Выбрать главу

Nawet jeśli czuł się zawiedziony, nie okazywał tego. W fińskim nie istniał czas przyszły. Nie mógł powiedzieć „zaufasz mi", mówił „ufasz mi".

Próbował jej to udowodnić, nawet jeśli sama jeszcze sobie tego nie uświadamiała. Pozwoliła mu brać udział w ich porannych kąpielach. Zapomniała się nawet na tyle, że postawiła dla niego nakrycie na stole. Nie protestowała, kiedy pomalował jej okna, a jego lakka stała w kredensie.

Jednak prawdziwym dowodem rosnącego zaufania było to, że pozwoliła rozczochranemu brzdącowi popłynąć z nim na ryby.

– Gotowy?

– Pewnie. – Mały zerwał się na równe nogi i wycelował palcem w Sarę. – Zostawiam cię, mamo! Ty nie płyniesz!

– Wiem, robaczku. Mam nadzieję, że coś złapiecie.

– Tylko my płyniemy.

– Nie żartuj.

– Może pozwolimy ci popłynąć z nami następnym razem, ale będę musiał zapytać Jarla. To męska sprawa.

– Och, dobrze.

– A teraz płyniemy. Cześć!

Kiedy wstała, żeby im pomachać, już chciała zabronić im tej wyprawy. Jej uśmiech stał się sztuczny, skuliła się jak z zimna. Opiekuj się moim dzieckiem, mówiło jej spojrzenie.

Zganiła się w myślach za swoją głupotę. Jarl kocha małego i z pewnością nie dopuści do sytuacji, w której mogłoby mu coś zagrażać.

Kiedy dotarli do chłodniejszej części jeziora, Jarl rzucił kotwicę.

– Jesteśmy gotowi?

– Pewnie. – Kip uwielbiał nakładać robaki, a jeszcze bardziej zarzucać wędkę. Jego szanse wyłowienia ryby były znikome, bo zachowywał się z taką gwałtownością, że na pewno wypłoszył wszystkie w promieniu kilku kilometrów. Jarl rozważał możliwość zamiany wędek w odpowiednim momencie. Jednak po kilku minutach Kip przestał się uśmiechać i twarz mu się zasępiła.

– Musimy wracać – oznajmił.

– Chyba nie jesteś już zmęczony.

– Nie. – Nic się nie stało, ale duże niebieskie oczy nagle posmutniały.

– Hej! – Jarl zamocował obie wędki i potrząsnął lekko malcem. – Masz jakiś problem? Byłem pewien, że chcesz płynąć na ryby.

– Tak.

– Więc co się stało?

Mały podniósł głowę i popatrzył na Jarla.

– Zapomniałem – powiedział poważnie – że nigdy nie zostawiam mamy.

Jarl zawahał się.

– Myślę, że wszystko z nią w porządku – powiedział łagodnie. – Wytrzyma bez ciebie przez te kilka minut.

– Nie. Powie, że wszystko w porządku, ale wcale tak nie będzie.

Jarl zaklął w duchu i wyciągnął wędki z wody. Chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Był cierpliwy, ale wszystko ma swoje granice. Ten czterolatek uważał, że strach to coś normalnego. Koniecznie trzeba było to przerwać.

– Kip?

– Możesz się pośpieszyć?

– Posłuchaj mnie. Wracamy, ponieważ o to prosiłeś, a nie dlatego, że jest coś, czego trzeba się bać. Nie pozwolę nikomu skrzywdzić ciebie ani twojej mamy. Nie ma się czego bać.

– Właśnie, że jest.

– Powiedz, czego?

Ale chłopiec nie odpowiadał. Oboje zawsze zamykali się w sobie, kiedy zaczynał pytać, "Nie było żadnego sposobu, aby Kip mu to wyjaśnił.

Kiedy dotarli do wyspy, Jarl czuł nieznośny ból w ramionach. Ponury nastrój Kipa rozwiał się natychmiast, kiedy dostrzegł Sarę. Krzyknął głośno. Matka i syn zwarli się w gorącym uścisku. Sara spojrzała na Jarla pytająco.

– Zmieniliśmy plan i uznaliśmy, że lepiej będzie zrobić coś na wyspie – powiedział lekko.

– Ale myślałam, że obaj chcieliście…

– W porządku, Saro. Wszystko w porządku.

Sara nie widziała ich, dopóki nie skończyli pierwszej kąpieli w saunie i nie przyszli na obiad. Rzucili się na jedzenie, jakby głodowali od tygodnia. Kip nie przestawał mówić o saunie i jajkach, głównie o jajkach.

– Widzisz, mamo, cały świat byt kiedyś jajkiem. Połowa żółtka zamieniła się w słońce, a połowa białka w księżyc. Zgadnij, co się stało z resztą jajka?

– Przemieniła się w jajecznicę?

– Nie, głuptasku. Też się podzieliła na dwie części. Jedna to niebo, a druga to my. Rozumiesz?

– Rozumiem.

– To nowa wersja starej legendy – wymruczał Jarl.

– Trochę przekształciłeś tę historię?

– Trochę.

– Co to znaczy „przekształciłeś"? – zażądał wyjaśnień Kip.

– Może na razie zajmiesz się groszkiem z talerza. Czy Jarl opowiedział ci też inne fińskie baśnie?

– Pewnie. Powiedz jej o duchach, Jarl – nalegał Kip i sam zaczął. – Wiesz, jeśli czegoś chcesz od drzewa, musisz je tylko ładnie poprosić. W drzewie mieszkają duchy i w wodzie też. Pamiętaj, trzeba to robić bardzo grzecznie.

Tej nocy Kip po raz pierwszy nie bał się iść spać i nie protestował, kiedy wychodziła z pokoju.

Wróciła zamyślona. Jarl siedział w fotelu, wyglądał bardzo swojsko i zwyczajnie. Zapalił fajkę i wskazał jej miejsce obok siebie, wiedząc, że na razie jeszcze nie usiądzie. Zawsze, kiedy Kip był już w łóżku, zbierała kredki, zabawki i papierki i odkładała je na miejsce.

– Nie wiem, jak ci się odwdzięczę – powiedziała, do Jarla.

– A co takiego zrobiłem? – spytał rozbawiony.

– Dobrze wiesz. Zasnął natychmiast. Cały dzień był szczęśliwy dlatego, że przypłynąłeś. Radzisz sobie równie dobrze ze wszystkimi dzieciakami, czy tylko z moim?

– Najlepiej z twoim.

Kiedy wszystkie zabawki leżały już na swoich miejscach, Sara ściągnęła buty i zachichotała.

– Mam wobec ciebie dług – powiedziała. – Możesz wybierać nagrodę. Co chcesz, powiedz?

Roześmiał się.

– Mamusia Kipa nie miała ochoty na małą przerwę dzisiejszego popołudnia.

– Była tak zapracowana, że niemal zapomniała, jak się nazywa. A teraz, czego żądasz?

– Jeśli mówisz poważnie… – zawahał się Jarl.

– Mówię poważnie, tylko nie wybieraj rzeczy niemożliwych.

Znów się roześmiał i jednocześnie popatrzył na nią w dziwnie intymny sposób. I znów rozpłomieniła się pod wpływem jego spojrzenia. Sama przecież zaczęła tę grę, przekonana, że nie ma nic złego w tych rzadkich chwilach szczęścia. Tylko że teraz to przestało być grą. Nie mogła odrzucić mężczyzny, który był tak dobry dla Kipa i tak pociągający dla niej. Zwykła przyjaźń wydawała się najlepszym i najbezpieczniejszym rozwiązaniem. Dla Kipa. Sama czuła się mniej więcej tak bezpiecznie, jak linoskoczek bez zabezpieczenia na cienkiej linie. Ale dzisiejszego wieczora wszystko wydawało się mniej skomplikowane.

– Lepiej zdecyduj szybko, czy chcesz nagrodę.

– Cóż – powiedział Jarl – chyba zrezygnuję z wszelkich bogactw i poproszę o coś innego. Już od rana wiem, jaką nagrodę chciałbym dostać.

– Od rana?

– Od kiedy napaliłem w saunie. Chyba nie uważasz, że wybudowałem ją tylko dla Kipa? Ogień ciągle czeka. Ale najpierw zobaczymy, co takiego zdołałaś zrobić dzisiejszego popołudnia.

Obrazki jeszcze nie wyschły, ale Jarl przyglądał się im uważnie. Sara dreptała za nim z bijącym sercem. Powodem tego nie była jednak artystyczna trema, tylko perspektywy pójścia do sauny. Pozwoliła ją wybudować, bo miało to znaczenie dla Kipa. Gdyby chciał czegoś innego, też wyraziłaby zgodę. Sama jednak omijała saunę i zamierzała nadal to robić.

– Każdy z nich jest świetny – powiedział w końcu Jarl.