Выбрать главу

– Jesteś beznadziejnym pochlebcą. Robiłam lepsze.

– Po namyśle dodała miękko: – Nie wiedziałam, że jest już tak późno.

– Dopiero dziewiąta.

– Oboje mieliśmy meczący dzień.

– Saro!

– Tak?

Przysunął się do niej z uśmiechem na twarzy. Dotknął kciukiem jej policzka.

– Sauna nie ma nic wspólnego z seksem – powiedział łagodnie.

– Na litość boską, nigdy tak nie myślałam. Teraz uśmiechnął się szeroko.

– Kissa, marzę o tym, żeby cię uwieść. Jednak wyraźnie dałaś mi do zrozumienia, że wyznaczasz mi rolę niekłopotliwego przyjaciela. To wcale nie jest dobre ani dla mnie, ani dla ciebie.

– Jarl!

– Odłóżmy to na później. W saunie siedzi się nago, ale nie ma to nic wspólnego z seksem. Relaks i nic więcej.

– Posłuchaj, ty przeklęty Finie…

Wiedziała już, że ustąpi. Z pewnością upal i spływający pot nie były tym, co lubiła najbardziej, ale najwyraźniej sauna miała dla niego olbrzymie znaczenie. Zaufała mu już przecież poprzednio i ani razu nie próbował zbliżyć się do niej w ciągu tego tygodnia. Jeśli więc chce, żeby wzięła tę niedorzeczną kąpiel, zrobi to dla niego.

Jednak po dwudziestu minutach, dokładnie w momencie, kiedy stanęła niemal naga na werandzie, prawie zmieniła zdanie.

Otwierając drzwi, trzęsła się ze zdenerwowania. Nie miała na to ochoty. W zamkniętych pomieszczeniach zwykle miewała ataki klaustrofobii, a tu było ciasno i jednocześnie ciemno jak w lochu. Kilka węgli żarzyło się w rogu, dając bardzo nikłe światło. Jedyne sprzęty stanowiły dwie sosnowe ławy, jedna wprost na ziemi, druga nieco wyżej oraz wiązka brzozowych gałęzi. Dym gryzł w oczy i było niemożliwie gorąco.

– I to ma być przyjemne, tak?

– Ej, kissa, nie narzekaj, dopóki nie poznasz wszystkiego w pełni, – Czułość, z jaką wymawiał to słowo, wstrzymywała ją od pytań o jego znaczenie.

Kiedy oczy Sary przywykły już do ciemności, znalazła jeszcze jeden powód do zdenerwowania. Jarl zaczął polewać zimną wodą węgle na palenisku i pomieszczenie wypełniło się gęstym obłokiem pary. Pomyślała, że w przepasce na biodrach wyglądałby jak prymitywny jaskiniowiec podsycający ogień. Tylko że on nie miał przepaski. Starała się omijać go wzrokiem i nie mogła dostrzec, jak się uśmiecha zdejmując z niej ręcznik.

– Nie kąpiesz się chyba w ręczniku?

– We wtorki tak – próbowała żartować, by pokonać nieznośne uczucie skrępowania.

Zachichotał.

– Usiądź na dolnej ławie, wyżej jest bardziej gorąco.

– Nie wierzę – powiedziała sucho. Nie mogła oddychać z powodu wilgoci, a goły pan Hendriks był tak swobodny, jakby nosił najlepiej skrojone ubranie. Usiadła skulona na wilgotnej ławie i zastanawiała się smętnie, jak to zniesie.

– Połóż się – polecił Jarl. Odczep się, pomyślała.

– Połóż się – powtórzył o wiele łagodniej.

Jaki on był uparty. Przekręciła się na brzuch, zasłaniając najbardziej intymne części ciała. Jarl wspiął się na wyższą ławkę. Mijały minuty. Zaryzykowała rzut oka na Fina. Leżał swobodnie wyciągnięty i wydawał się całkowicie odprężony.

Sara nie zamierzała się odprężać, prawie się dusiła w tym upale. Zdumiewające, co niektórzy ludzie uważają za przyjemność. Jednak po pewnym czasie zaczęła oddychać powoli i głęboko. Stopniowo jej mięśnie rozluźniły się i poczuła ogarniające ją rozleniwienie. Ciemność, upał, syk wody sprawiały, że traciła poczucie czasu. Przestała myśleć. To wszystko nie działo się naprawdę. Rzeczywistość to Derek, Chapmanowie, wieczna ucieczka, brak wyboru i strach. To, co przeżywała teraz, należało do innego świata i nie trzeba było z tym walczyć.

Jad odwrócił się powoli, żeby na nią popatrzeć. Wyglądała tak dziecinnie i niewinnie, jak nigdy dotąd.

– Odprężona?

– Nie ruszam się stąd – wymamrotała. Spod przymrużonych powiek widziała jego twarz nad sobą.

– To twoja wina. Ty mnie tu ściągnąłeś i powtarzam ci, że nigdy się stąd nie ruszę.

– Relaks – to punkt numer jeden – uśmiechnął się.

– Teraz przejdziemy do punktu drugiego.

– Jakikolwiek ruch jest niemożliwy.

– Zaraz będzie możliwy. Uwierz mi.

Zszedł na dół i z wiązki gałęzi wybrał jedną, zmoczył w wodzie i kilkakrotnie potrząsnął nad paleniskiem. Wrócił do Sary.

– Usiądź, proszę – powiedział.

– Dobrze, Jarl.

Zauważył chyba rozmarzony ton jej głosu.

– Na nic nie licz, kissa - brzmiała w tym nutka humoru i jednocześnie jakby trochę przygany. – Ta gałązka nazywa się vihta. To bardzo stary zwyczaj, prawie już zapomniany. Nic nie będzie bolało i poczujesz się po tym świetnie. Usiądź i zamknij oczy.

Czy on jest przekonany, że ufam mu na tyle, by uwierzyć absolutnie we wszystko, pomyślała Sara.

– Kissa?

Usiadła i zamknęła oczy. Naprawdę mu ufała. Czuła się senna, bezpieczna i szczęśliwa. Lekko i delikatnie uderzał ją brzozową gałązką. Nie bolało, jednakże było to tak głębokie i zmysłowe odczucie, że poczuła się zakłopotana. Może rzeczywiście zwariowała. Stał nad nią mężczyzna z czymś w rodzaju bata. Jak więc mogła czuć się dobrze.

Ale przecież nie robił jej krzywdy. Ten rytuał nie miał nic wspólnego z bólem. Widziała, że Jarl zwraca równie baczną uwagę na jej odczucia, co ona sama. To było nawet bardziej intymne niż seks. Czuła się całkiem obnażona i on o tym wiedział. Czuła się pełna, czysta i znów kobieca.

– Podoba ci się?

Było to zupełnie niepotrzebne pytanie. Spojrzała tylko na niego, niezdolna wydusić z siebie słowa. Uśmiechnął się.

– A teraz punkt trzeci. Trochę gorąca. – Podszedł do paleniska i w tym momencie upał i wilgoć stały się nie do zniesienia.

– Jarl!

– Jeszcze tylko dwie minuty. – W ciągu tych minut omal się nie ugotowała. Żar był prawie nie do zniesienia. – A teraz do jeziora, Saro.

– Chyba żartujesz – otworzyła szeroko oczy.

– Zobaczysz, zimna woda dobrze ci zrobi.

– Może ty pójdziesz, a ja poczekam i zobaczę, jak dobrze zrobi tobie.

Roześmiał się, podniósł ręczniki i wyciągnął do niej rękę.

– Nie mogę – jęknęła – uwierz mi. Nie mogę ruszyć nawet palcem.

Powinna już wiedzieć, że spieranie się z tym Finem jest absolutnie bezsensowne. Opierała się, ale wyciągnął ją na zewnątrz. Nadal wydawało jej się, że śni, kiedy tak szli przez las w kierunku jeziora. Sen raptownie się skończył, kiedy Jarl wziął ją na ręce, przeszedł parę kroków i wrzucił do jeziora.

Senność natychmiast zniknęła i Sara poczuła, że żyje, tryska energią, która ją rozpiera. Jarl patrzył na nią z uśmiechem. Zdała sobie sprawę, że znów jest zwykłą śmiertelniczką. Sauna miała coś z magii, ale teraz otaczała ją rzeczywistość – księżyc, cicha noc, mroczne wody jeziora i… mężczyzna, szarooki, silny, ciężko oddychający mężczyzna z zagadkowym uśmiechem.

Podeszła do niego. Nie była to świadoma decyzja, zadecydował silny wewnętrzny impuls. W tej chwili należał do niej, tak bardzo go pragnęła. Dal jej tak wiele, że po prostu nie mogła tego nie zrobić. Pocałowała go. To, co znajdowało się poniżej ich ramion, należało do innego, płynnego i zimnego świata. Był tylko Jarl. Nie było żadnych innych mężczyzn w jej życiu, dopóki nie pojawił się on i ta przerażająca miękkość, i to pożądanie, i ta noc.

Jarl z całych sił próbował się opanować. Nie zamierza jej przecież uwodzić, chciał ją przekonać, że powinna mu ufać. Chciał, żeby wiedziała, że zawsze będzie ją ochraniał. Zaprowadził ją do sauny, żeby się odprężyła.