Выбрать главу

– A więc nie powiedziałaś mu?

– Oczywiście, że nie.

– Może powinnaś.

– Nigdy – Sara stanowczo potrząsnęła głową.

– Nigdy to jedno z tych bardzo niebezpiecznych słów. Ta wyspa nie jest dobrym miejscem na stały pobyt, Saro. Wiemy o tym dobrze. Będę ci pomagał, dopóki będę mógł, aleja się starzeję i musisz to wziąć pod uwagę. Musisz mieć do pomocy kogoś innego.

– Nic ci nie będzie – gwałtownie powiedziała Sara. – Nie pozwolę, żeby coś ci się stało.

– A Kip? Co będzie, jeśli rozboli go ząb lub skręci nogę? Albo…

– Kipowi nic złego się nie przydarzy. Nie pozwolę, uchronię go przed wszystkim – Sara sama słyszała, jak rozpaczliwie to brzmiało, i zamilkła. Spojrzała w kierunku schodów, a potem znów na Maksa.

– Co się z tobą dzieje? Wiesz, że nie mogę nic powiedzieć Jarlowi. Nikomu. Zawsze to powtarzałeś.

– Wiem, mała – Maks nie odrywał wzroku od jej twarzy. – Może się myliłem. Może nigdy nie potrafiłem przewidzieć sytuacji, w której wszystko może wyglądać inaczej, kiedy ktoś cię pokocha i będziesz mogła mu zaufać.

– Maks – powiedziała błagalnie. – Jar! nie może mi pomóc. Nikt nie może. Nie mam prawa prosić kogokolwiek, żeby dzielił ze mną takie życie. Zapomniałeś? Sprawiedliwość skazała mojego syna na przebywanie z szaleńcem. Miałam adwokatów, świadectwo psychiatry i to niczego nie zmieniło.

– Kochanie, wiem o tym – powiedział łagodnie. Chapmanowie mają pieniądze i władzę, ale nie kupią każdego sędziego. Jeśli będziesz miała po swojej stronie kogoś, kto niewzruszenie będzie trwał przy tobie…

Potrząsnęła głową. Nie chciała mieszać w to Jarla. Chapmanowie zniszczyliby również jego. Całe jego bezpieczne życie rozleciałoby się na kawałki.

Rodzice Dereka mogli zrobić wszystko, co chcieli. Ale nie chcieli uchronić małego chłopca przed swoim chorym synem. Rzadko myślała o nocy, kiedy wykradła Kipa. Teraz jednak dopadły ją wspomnienia. Wybrała wieczór, kiedy teściowie wyszli z domu, a Derek odsypiał swoje „nastroje".

Mimo znajomości systemu zabezpieczającego, dostanie się do domu stanowiło jeden wielki koszmar, jednak najgorszy był moment, w którym znalazła Kipa. Wtedy dotarło do niej, że czekała za długo. Chłopiec siedział nie w łóżku, tylko w szafie. Tkwił skulony, nie potrafił wykrztusić z siebie słowa, tylko z nieopisanym przerażeniem zarzucił jej ręce na szyję.

Odepchnęła od siebie to wspomnienie. Spojrzała na Maksa. Zawsze trzymał jej stronę nie dlatego, że miała rację, lecz dlatego, że ją kochał.

Podniosła się i pocałowała go w czoło.

– Możesz przestać się martwić – powiedziała – Nie potrzebuję Jarla, Maks. Sama sobie poradzę.

Rozdział 7

Dwa dni później Jarl przycumował łódź i ruszył w kierunku domu na wyspie.

Sary nie było, ale mnóstwo śladów wskazywało, że wraz z Kipem niedawno opuścili to miejsce. Poszedł w kierunku brzoskwiniowego sadu. Drzewa uginały się pod ciężarem owoców. Już tylko tydzień do zbiorów. Rozejrzał się, ale nadal nie było ich widać.

W połowie drogi do niewielkiej wydmy zauważył pędzącą ku niemu parę drobnych nóg.

– Jarl, gdzie byłeś?

– Cześć, mały. – Kip był cały w piasku. Jarl złapał go na ręce.

– Gdzie mama?

Kip machnął ręką w kierunku plaży.

– Miałem tyle pytań, a ciebie nie było – poskarżył się.

– Ale teraz jestem. Pytaj. – Jarl szedł pośpiesznie we wskazanym kierunku.

– Czy wiewiórki potrafią pływać?

– Nie.

– To skąd się wzięły na wyspie, jeśli nie potrafią?

– Na jeziorze jest mielizna, Kip. A zimą woda jest tam tak płytka, że całkowicie zamarza i wtedy można tamtędy przejść.

– Dobrze, mam jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie. Miał ich znacznie więcej i Jarl na każde odpowiadał cierpliwie. Jednak, kiedy z daleka ujrzał Sarę, prawie zaniemówił z wrażenia.

– Jak twój żółw, mały?

– Świetnie. Chcesz, żebym go przyniósł?

– Oczywiście. – Chłopiec wydostał się z jego ramion i pobiegł w innym kierunku.

Sara leżała na piasku ubrana w dżinsy i czerwoną bluzkę. Serce Jarla biło coraz mocniej. Wiedział, dlaczego tęsknił cztery dni. Wiedział także, dlaczego wrócił.

Starał się stąpać bezszelestnie, nie chciał, żeby go usłyszała. Pragnął nasycić się jej widokiem. Znów wyglądała jak mała, bezbronna dziewczynka. Na jej skroniach świeciły kropelki potu.

Kiedy zatrzymał się nad nią, poruszyła się, otworzyła na chwilę niebieskie, lekko nieprzytomne oczy. Wpatrywał się w nią uważnie. Sara spała. Nie była to drzemka ani opalanie się. Chociaż Kip pływał jak ryba, nigdy nie pozwalała mu zbliżać się do wody, gdy nie mogła pilnować go przez cały czas. Sen w takiej sytuacji był czymś niezwykłym.

Gdy uświadomiła sobie obecność Jarla, natychmiast usiadła. Przygotowany był na gniew, złośliwości i odrzucenie, ale ona wpatrywała się w niego bez słów. Widział, że jej spojrzenie pełne jest miłości i po raz pierwszy od kilku dni odetchnął z ulgą.

Sara patrzyła, jak mężczyzna siada obok niej, mrużąc oczy przed blaskiem słońca. Nagle poczuła się znowu senna i rozleniwiona. Wyciągnęła nogę, starając się zignorować przejmujący ból w kostce. On tu był, chociaż nie powinien. Nie chciała tego. Myślała, że to wszystko – stresy, wyczerpanie, niepokój, bezradność i pożądanie – jest już poza nią. Gdyby tylko nie wracał, ale wrócił.

Z powodu upału tętno jej biło nierównym rytmem. Przez cały dzień upał wyczyniał z nią dziwne rzeczy. Czuła się nieswojo. Nic nie było normalne, takie jak trzeba, a teraz nagle poczuła się świetnie, jakby spadł jej z serca olbrzymi ciężar.

– Byłam pewna… – poczuła, że zaschło jej w gardle. Patrzyła na wodę, w której odbijało się słońce. – Byłam pewna, że nie wrócisz.

– Zawsze wracam. Potrzebowałem tylko trochę czasu, żeby przestać się na ciebie wściekać.

– Wściekać? – Nie słyszała w jego głosie żadnego gniewu.

Zamierzał przeprowadzić długą, poważną rozmowę, ale zdawał sobie sprawę, że Kip nie będzie szukał żółwia wiecznie.

– Nie wiedziałem, co zrobić, nainen… Odkąd cię spotkałem, nie wiem także, jak poradzić sobie z tobą. W moim życiu wszystko jest logiczne i uporządkowane. I nagle zjawia się kobieta, która sprawia, że znów czuję się jak zakochany smarkacz. Kobieta, która jest uparta jak osioł. Prędzej zbudowałbym dom, niż sprawił, żeby się do mnie uśmiechnęła. Od pierwszego dnia ta kobieta robi wszystko, żeby usunąć mnie ze swojego życia. Jestem chyba szalony, że walczę o ciebie.

– Nie brzmi to jak wynurzenia szaleńca.

Jak na razie nie powiedział nic, co brzmiałoby specjalnie rozsądnie, ale tak było dobrze. I to, że leżał obok niej, też było takie kojące. Tak bardzo za nim tęskniła.

Zaczął mówić bardzo niskim i poważnym głosem.

– Byłem na ciebie zagniewany, ponieważ chciałem, żebyś zaczęła mówić prawdę, a ty wciąż kłamałaś.

Kiedy zaczęła protestować, położył jej delikatnie dłoń na ustach.

– Wiem, nainen, powiedziałaś mi prawdę o swoim byłym mężu i o tym, co czujesz do swojego syna. Ale wiesz przecież, że ja również podzielam to uczucie. Musisz wiedzieć, że prędzej zraniłbym siebie niż Kipa. Więc zasłanianie się nim, żeby nie dopuścić do miłości między nami, jest nieuczciwe. A potem pomyślałem sobie:,,Może ona naprawdę nie chce, abym był w jej życiu". Więc spędziłem te cztery dni, pytając siebie, dlaczego nalegam. Dlaczego po prostu nie uszanuję twojego wyboru?