Выбрать главу

Kiedy w końcu puścił jej dłonie, zrobił to tylko dlatego, że chciał uwolnić swoje ręce. Zaczął pieścić jedwabną skórę pomiędzy jej udami. Otwarła się dla niego bez jakichkolwiek zahamowań.

– Gotowa – wyszepta! – lecz nie w pełni.

– Tak.

– Nie. to nie jest takie proste. Wiedz, że to wcale nie jest takie proste. To ma ci udowodnić, jak bardzo cię kocham. Że jesteś moja i będę się tobą opiekował, pieścił i chronił. Że nie będzie już więcej sekretów.

Z gardła Sary wyrwał się głośny jęk. Przywykła już do ciemności i widziała go wyraźnie. Kochał ją z otwartymi oczami. Nagle stała się agresywna, być może z rozpaczy. Ktoś przecież musiał kochać tego mężczyznę, za jego lakka, za saunę, pocałunki w deszczu, żółwia, okropną pasję do łowienia ryb, sposób, w jaki patrzył i jego duże, czułe ręce.

Nikt nie mógł kochać go tak bardzo jak ona. Słabość była jej wrogiem, a ból przebiegał przez nogę, gdy tylko poruszała się zbyt szybko. Jednak nie przerywała, ignorując słabość.

Tylko ten jeden raz. Tylko raz poczuje jego ciało. Tylko raz będzie go kochała. Tylko raz ofiaruje mu z siebie wszystko.

Miłość do niego zacierała granice między dobrem a złem. Powinna go zmusić, aby odszedł. Gdyby kochała go bardziej, znalazłaby siłę, by to zrobić. Ale nie mogła, nie mogła.

Aby przyśpieszyć finał, otoczyła go nogami. Jarl zatrzymał się, być może po to, by ją zezłościć. Ujrzała lekki uśmiech na jego twarzy.

– Niebezpieczna i słodka. A jesteśmy dopiero m połowie drogi. – Jego szept był ochrypły, urywany. – Czy myślisz, że mógłbym z ciebie zrezygnować? Nigdy, kissa. Nigdy.

Wypełnił ją i otworzyła się dla niego. Nie było wyboru, nie istniało nic poza Jarlem i tą potrzebą, by go kochać Ubyć przez niego kochaną.

Za ten cudowny podarunek miłości ofiarowałaby mu wszystko. Diamenty. Duszę. Całą galaktykę.

Dała mu tylko siebie, jedyne, co miała do ofiarowania.

– Śpij, kissa.

– Nie mogę. – Czuła się absolutnie wyczerpana.

– Ich spojrzenia spotkały się. Nic już nie będzie takie jak przedtem, oboje o tym wiedzieli.

– Musisz odpocząć – przypomniał jej.

Nie miał racji. Potrzebowała go. Jeśli zaśnie, ta noc się skończy. Chciała się roześmiać ze szczęścia. Chciała go całować, otoczyć czułością, chronić przed wszystkim i wszystkimi.

Minuty mijały. Noc nie mogła trwać wiecznie.

Jarl schwycił jej niespokojne ręce i owinął ją całą kocem.

– Wpędzisz nas oboje w kłopoty – wymruczał.

– Ciekawe jak. Nie ma tu nikogo, oprócz ciebie i mnie. – Uniosła głowę i pocałowała go w szyję.

– Musisz spać. Twoja noga wciąż nie jest w porządku i jesteś taka słaba. – Pogłaskał ją czule po nodze. - A wydaje ci się, że wszystko ujdzie ci na sucho tylko: dlatego, że jesteś taka piękna i wyjątkowa i wiesz, że cię kocham.

– Uhmm. – Wciąż go pieściła. Nie chciała myśleć. Chciała, żeby mógł jeszcze przez moment być szczęśliwy.

– Saro! – Złapał ją za ręce i pocałował w policzek.

– Zachowuj się powściągliwie. To będzie dla ciebie w tej chwili równie wyczerpujące, jak zdobycie górskiego szczytu.

– Wcale nie muszę tego robić. Pewnie już nigdy nie będę musiała tego robić. Jest pan wyjątkowym kochankiem, panie Hendriks. Jednakże…

– Jednakże? – Z trudem powstrzymywał chichot.

– Jednakże zaczęły mi przychodzić do głowy różne dziwne pomysły. Lubieżne. Nieprzyzwoite. Jarl, twoja broda przypomina w dotyku papier ścierny.

– O drugiej w nocy zazwyczaj przypomina. Ale to cię chyba nie zniechęca.

– Podoba mi się twoja broda.

– Widzę.

– Podobają mi się twoje usta. Właściwie to podoba mi się całe twoje ciało. Łokcie, żebra, rzęsy. Wszystko.

– Nie jesteś obiektywna. – Połaskotał ją, wzdrygnęła się. – I masz większe łaskotki, niż mówił Kip.

– Nie mam.

Miała, szczególnie wrażliwa była na łaskotanie w żebra. Zaczął się z nią drażnić i wkrótce leżał już częściowo na niej, dysząc jak lokomotywa.

– Dobrze wiesz, co zaraz z tobą zrobię, prawda?

– wyszeptał.

– Na to liczę. Przytulił ją mocno.

– Nie pozwolę ci odejść, Saro – mruknął. Uniosła się i pocałowała go mocno.

– Kocham cię – wyszeptała, ponownie go całując.

– I nie pozwolę ci wejść w to wszystko.

– Nie masz wyboru. Chcę się z tobą ożenić. Chcę adoptować twoje dziecko. Chcę, żebyś stała się częścią mojego życia. Dziś, jutro, zawsze.

– Jarl, uwierz mi. To niemożliwe.

Jego ręce zatonęły w jej włosach, patrzył na nią z napięciem. Była mała i słaba jak dziecko. I tak uparta, jak to tylko możliwe.

– Chcę, żebyś miała na palcu obrączkę – wyszeptał miękko – chcę, żeby Kip miał moje nazwisko. Chcę żebyś urodziła mi dziecko.

– Jarl, przestań – powiedziała szybko. Głaska! delikatnie jej policzek.

– Kupimy Kipowi psa, pójdziemy z nim do cyrku. Zabiorę cię do restauracji. Zdajesz sobie sprawę, że jeszcze tego nie robiliśmy? I musisz zobaczyć mój sklep.

– Przestań – powtórzyła. – Nie będzie cyrku ani restauracji. – Wszystko, co mówił, jeszcze bardziej uświadomiło jej, co wybrała. Izolację od wszystkich, życie, którego częścią Jarl nigdy nie będzie.

– Powiedz „tak", Saro.

– Nie mogę. Wiesz, że nie mogę.

– Przyznaj, że tego nie chcesz.

– To, czego chcę, nie ma znaczenia.

– Sądzisz, że nie moglibyśmy być udanym małżeństwem – potrząsnął głową. – Wydaje mi się, że zawsze będę cię kochać. Nawet, kiedy stuknie mi setka.

– Przestań wreszcie – powiedziała bezradnie.

– Potrzebuję cię, kochana. Zbyt wiele lat temu straciłem rodzinę, korzenie. Dobrze mi w tym kraju, ale zawsze brakowało mi poczucia przynależności do kogoś – powiedział miękko. – Samotność potrafi być przerażająca. Spotkałem cię i nagle zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo byłem samotny. Ty jesteś moim ukojeniem. Myślę, że wiesz, co to znaczy być samotnym.

– Tak – przymknęła oczy.

– Zdawałem sobie sprawę, że kiedyś pewnie się ożenię, ale nie oczekiwałem czegoś takiego. Tak wyjątkowego. Tęsknię za tobą nawet wtedy, gdy nie ma cię przez moment. Kończę jeść z tobą obiad i nie mam pojęcia, co jadłem. Miłość, Saro. Tak – wyszeptał. – To nie ja cię martwię, kissa – mruczał – ale kłopot, w jaki się wpakowałaś. Ale wiesz przecież, że jest tylko jedno wyjście. Musisz mieć prawo spacerować, oddychać, rozmawiać z ludźmi – po prostu żyć. Nie ukrywaj się przez całe życie. I nie możesz zrobić tego Kipowi. Teraz nie jesteś sama, pomogę ci. razem znajdziemy wyjście.

– Nie – odsunęła się od niego w nagłym przypływie rozpaczy. Słowa Jarla sprawiły, że zbyt łatwo uwierzyła w bajkę. A rzeczywistość była zupełnie inna, bardzo ponura. Ściskało ją w gardle na mysi o powrocie do sądu. Znów zabiorę jej syna. Jarl wierzył w prawdę, sprawiedliwość i wolność, dlatego że był dobrym, uczciwym człowiekiem.

Ale był zbyt dobry, zbyt uczciwy i silny, aby zrozumieć jej bezradność.

– Obiecaj mi – powiedziała gwałtownie – jeżeli w ogóle mnie kochasz, Jarl. Obiecaj, że nie zrobisz niczego, co mogłoby rozdzielić mnie z Kipem.

– Nainen.

– Obiecaj mi!

– Saro?

– Ty nic nie wiesz! Muszę go chronić, Jarl. Muszę, Nie mogę myśleć o sobie ani o tobie. Nie mam wyboru. Naprawdę, nie mam wyboru.