– Cicho, cicho – jej krzyk był rozpaczliwy. Jarl przytulił ją mocno do siebie i poszukał jej ust.
– Jarl, proszę.
– Cicho – przeklinał się W duchu, że ją zdenerwował, że próbował z nią dyskutować.
Zadrżała. Pocałował jej zamknięte oczy. Próbowała coś powiedzieć, ale jej nie pozwolił. Zdawała się nie rozumieć, że dalsze życie w ukryciu jest niemożliwe. Musi to wreszcie pojąć. Była taka chora i przestraszona.
I bardzo, bardzo kochająca. Jej ramiona objęły go z całej siły. Znów przeszył go dreszcz pożądania. Starał się opanować, wiedząc, jak bardzo potrzebowała odpoczynku.
Chciał jej wytłumaczyć, że nie ma się czego bać, że ją obroni. Musiała pokochać go wystarczająco mocno, aby mu zaufać.
Więc tłumaczył jej to. Rękami, językiem i całym ciałem. I ona w ten sam sposób mu odpowiadała.
Kochał ją po to, by się uspokoiła.
Kochał ją i przekonał się, jak bardzo ona go kocha. Naga i bezbronna była absolutnie szczera. Kochała go i chciała być przez niego kochana.
To było wszystko, co chciał wiedzieć.
Rozdział 10
Sara obudziła się czując obok siebie ciepłe, ruchliwe ciało. Otworzyła oczy i ujrzała Kipa oglądającego z przejęciem książeczkę z obrazkami.
– Dzień dobry, robaczku.
– Mamusiu! – Kiedy wyciągnęła rękę, Kip rzucił książkę i przytulił się do niej z całej siły. – Strzegłem cię – powiedział.
– Strzegłeś mnie? Przed kim?
– Przed każdym, kto próbowałby cię obudzić. Jarl powiedział, że zastrzeli każdego, kto ci przeszkodzi. Ale ja cię nie obudziłem, prawda? Strasznie długo śpisz, mamo!
– Przepraszam, słonko. – Zamrugała i spojrzała na budzik. Jedenasta? Spała jak suseł. Przycisnęła mocniej Kipa.
– Co robiłeś przez cały ranek?
– Ciężko pracowałem. Zrobiliśmy z Jarlem śniadanie, a potem łowiliśmy ryby. Później upraliśmy wszystkie ubrania, a ja włączałem wszystkie guziki. Jarl mówił, że to bardzo sisu, jeśli się wie, jak obsługiwać taką pralkę.
– Sisu?
– Sisu to jak macha. Pewnie nie wiesz, co to znaczy. Tak po męsku.
Wiedziała. Patrzyła z czułością na syna. Mały miał mnóstwo energii. Uśmiechał się radośnie i prowadził długi monolog, który prawie nie wymagał komentarzy z jej strony.
– Jarl powiedział, że jeśli będziesz się dzisiaj lepiej czuła, to możesz iść z nami do sauny. Jeżeli pójdziesz, założymy ręczniki. Jak jesteśmy sami, tego nie robimy, ale ty jesteś dziewczyną.
Noga bolała, ale mniej dotkliwie niż wczoraj. Za to całe jej ciało nosiło ślady wczorajszej nocy. Czuła się dziwnie beztroska i pełna energii.
– Maks zabierze mnie dzisiaj na kopanie robaków.
– Wyczyściłeś zęby?
– Pewnie, że tak. Nie czujesz? – Chuchnął na nią.
– Przepraszam, że zawracam ci głowę. Dobrze układa ci się z Maksem?
Prawdę mówiąc wiedziała, że dobrze im się układa, chociaż nie potrafiła tego do końca zrozumieć. Przed jej wypadkiem Kip bał się Maksa. Jednak Jarl zdołał przełamać lody i Kip przestał obawiać się mężczyzn, ale to jeszcze nie wyjaśniło jego gorącej sympatii do tego ponurego i zgryźliwego człowieka.
– Nie wyobrażasz sobie, jaki u Maksa jest bałagan.
– Naprawdę?
– On w ogóle nie sprząta, mamo. Umarłabyś z zachwytu.
– Z pewnością.
– Jedliśmy fasolkę w sosie pomidorowym na śniadanie, obiad i kolację. Ty nigdy, przenigdy byś na to nie pozwoliła.
– Nigdy – zgodziła się. Zaczynała powoli rozumieć, w jaki sposób Maks zdołał oczarować Kipa.
– Oszukuje, kiedy gra w karty.
– Wiem.
– Jarl nie oszukuje. On wierzy w prawdę i sprawiedliwość. Jak Superman, Kupił mi komiksy. Myślał, że umiem czytać. Śmieszne, prawda?
Chciała odpowiedzieć, ale w tym momencie Jarl pojawił się w drzwiach. Superman? Z pewnością posiadał jakieś nadprzyrodzone siły. Ostatniej nocy uczynił z niej – spokojnej i rozsądnej kobiety – dziką i namiętną kochankę. Patrząc na niego teraz, czuła się trochę niepewne. Nocą żądał od niej całkowitego oddania, ślepej wiary. Nie sprzeciwiała się, gotowa była ofiarować mu wszystko. W tej chwili jednak czuła się zagubiona. Kochała go aż za bardzo,- ale nigdy nie przypuszczała, że on to odgadnie.
Jarl pochylił się nad nią z uśmiechem, pocałował szybko i prostując się schwycił Kipa.
– Ej, myślałem, że pozwolimy jej się wyspać.
– Jarl, siedziałem cichutko jak myszka.
– Teraz obaj znikniemy cichutko jak myszki, a twoja mama się ubierze.
– Możemy tu zostać, jak będzie się ubierała.
– Pamiętasz, co mówiłem ci o ręcznikach, chłopcach i dziewczynach? Może być niezręcznie.
– Będzie jej przykro, jeśli zostanie sama – sprzeciwił się Kip.
– Uwierz mi, nie będzie. A ty możesz ukraść jeszcze jedno ciastko z kuchni, jeśli zrobisz to tak, żebym tego nie widział.
– To na razie. – Kip błyskawicznie wydostał się z jego ramion.
Jarl omiótł Sarę spojrzeniem.
– Jesteś przepiękna – szepnął. To wystarczyło, aby znów poczuła się beznadziejnie zakochana.
– Muszę – wykrztusiła – muszę dzisiaj wrócić na wysp.
– Wrócimy.
– Ja sama, Jarl – potrząsnęła głową. Jarl ponownie się uśmiechnął. Podszedł do Sary i zaczął obsypywać jej twarz pocałunkami.
– Mam jeszcze dwa tygodnie urlopu, kissa i zamierzam spędzić je z tobą.
Trudno jej było się skoncentrować, kiedy Jarl znajdował się tak blisko i patrzył na nią. Czuła się zupełnie naga pod jego spojrzeniem.
– Byłoby rozsądniej, gdyby… – spróbowała.
– Byłoby rozsądniej, gdybyś nie sprzeczała się ze mną. Dwa tygodnie to niewiele czasu. Zbyt mało. Nie ma mowy, żebym zgodził się na jeszcze mniej. – Jarl spojrzał w bok i dodał cicho: – Nie pozbawiaj nas tych dwóch tygodni, Saro.
Chciała. Miała to wypisane na twarzy. A on wiedział, że już za dwa tygodnie wróci do domu i będzie próbował o niej zapomnieć. Dla nich obojga byłoby lepiej zakończyć sprawę teraz. Mniej boleśnie. Wiedział też, że Sara nie chciała go ranić i że dwa tygodnie nie mogą wystarczyć, chociaż będą musiały.
– Saro?
– Dobrze – odpowiedziała powoli. – Tak. – Spojrzała na niego, – Musisz zrozumieć, że to niczego nie zmienia. Po upływie tych dni…
– Rozumiem – zapewnił ją.
– Idzie! Idzie!
Sara wyprostowała się i odgarnęła włosy. Wiał gorący, sierpniowy wiatr. Było zbyt upalnie, by zebrać resztę brzoskwiń z ogrodu. Czuła się wyczerpana i obolała, ale widok zbliżającego się Jarla spowodował u niej nagły przypływ energii. Podszedł i cmoknął ją w policzek.
– Tęskniłem za tobą – powiedział.
– Przecież nie było cię tu tylko przez kilka godzin!
– Jednak tęskniłem za tobą. – Ja też – przyznała się.
Jarl uśmiechnął się lekko, po czym natychmiast ją zganił.
– Nie było mnie przez chwilę i co zastaję po powrocie? Kip, przecież ci mówiłem, żebyś nie pozwalał mamie ciężko pracować.
– Nie pracowaliśmy, Jarl. Zbieraliśmy tylko brzoskwinie.
– Widzę. Co teraz mamy zrobić z tymi wiadrami owoców?
Zaniósł je na przystań, skąd Maks miał je zabrać następnego ranka. W tym czasie Sara zbierała brzoskwinie z ostatniego drzewka.
Nadszedł czas na kąpiel przed obiadem. Lodowata woda chłodziła rozpalone ciało Sary, jednak po kilku minutach zrobiło się jej zdecydowanie za zimno…
W drodze do domu objęła Jarla.
– Po obiedzie czeka cię mała niespodzianka. Na razie nie zbliżaj się do dużego pokoju.