Выбрать главу

– O co chodzi?

– Żadnych zgadywanek!

Jarl odwrócił się błyskawicznie.

– Kip?

– Nie próbuj wykorzystywać dziecka, draniu. Gdzie są twoje zasady?

Popędziła ich do domu, posadziła i zaczęła przygotowywać fińskie dania według przepisów z książki, którą wyszukał dla niej Maks. Robiła wszystko, aby przetrwać ten dzień. Wiedziała, że tak naprawdę nigdy nie pogodzi się z jego odejściem. Jednak teraz była zdecydowana, aby uczynić ten wieczór pogodnym i szczęśliwym.

Jarl wcale jej nie pomagał w przygotowaniach. Wpadł do kuchni i zaczął próbować potraw.

– Wcale nie musiałaś tego robić – powiedział. Widziała jednak, że sprawia mu to przyjemność.

– Będziesz żałował, że to zrobiłam – ofuknęła go. – Wszystko się spali, jeżeli nie usiądziesz spokojnie.

– Pomogę ci.

Wolałaby, żeby tego nie robił. Jarl był doskonałym kucharzem, ale zostawiał po sobie okropny nieporządek. Poza tym jego bliskość rozpraszała ją. Przechodząc obok za każdym razem całował ją w szyję lub głaskał jej pośladek.

– Boże! Jaki z tobą kłopot! Nie mógłbyś iść z Kipem nakarmić gołębie?

– Kip nie potrzebuje mojej pomocy, a ty tak. Poza tym nie wolno mi wchodzić do dużego pokoju. Co tam jest?

– Prezent.

– Jaki prezent?

Pocałowała go, gdyż był to jedyny sposób, aby zamknąć mu usta. Oczy Jarla zalśniły niebezpiecznie.

– Zachowuj się przyzwoicie – upomniała go.

– Zrobiłem coś?

– Myślałeś o tym.

– Wyjaśnij mi dokładnie, o czym to rzekomo myślałem. – Wyglądał, jak urażona niewinność. Zaczerwieniła się.

– Później, kissa – zachichotał – później ci pokażę, o czym myślałem. Bardzo dokładnie ci to pokażę.

Podczas obiadu Sara myślała o tym wszystkim, co już było lub miało być ostatnie. Ostatnia wspólna kąpiel, ostatni wspólny obiad. Ostatnia wspólna noc.

Nie tylko ona będzie za nim tęskniła. Kip już wiedział, że od jutra Jarl przestanie być częścią ich życia. Chłopiec nie mógł tego zrozumieć ani w to uwierzyć. Rozstanie zaboli go, ale Kip był już uleczony dzięki związkowi, który połączył go z Jarlem.

Gromadzące się w niej napięcie stawało się nie do zniesienia, Niemalże chciała, aby jutrzejszy dzień już nadszedł. Najgorsze było oczekiwanie.

Jarl zachowywał się zupełnie zwyczajnie, jak gdyby był to jeden z wielu wspólnych dni, które mają przed sobą. Kiedy obiad dobiegł końca, spojrzał na nią pytająco.

– Czy możemy iść już do dużego pokoju? Zmusiła się do uśmiechu.

– Boże, czy ty nigdy dotąd nie dostałeś prezentu? Jesteś bardziej niecierpliwy niż Kip pod choinką.

– Poczekaj aż zobaczysz, Jarl – wyrwało się Kipowi.

– Cicho!

– Nie mogę ci powiedzieć – pisnął żałośnie Kip.

– Twoja matka z premedytacją doprowadza mnie do szaleństwa.

– Słyszałaś, mamo? Jarl powiedział…

– Słyszałam. Siedźcie spokojnie, dopóki nie zjemy deseru.

Na deser Sara upiekła placek brzoskwiniowy. Jarl rzucił się na niego z apetytem, a Kip ze smutkiem dziobał swoją porcję widelcem, nic nie jedząc.

– Kochanie, przecież uwielbiasz placek z brzoskwiniami.

– Tak – skinął głową – ale tatuś go nie lubi. Kiedyś dostaliśmy taki sam placek i on rzucił nim o ścianę. Spadł na te wszystkie srebrne rzeczy babci. Zacząłem się śmiać, ale wtedy… – Odłożył widelec.

– Chyba nie chcę placka.

Sara zamarła. Po raz pierwszy Kip wspomniał o swoim ojcu. Dotychczas wydawało się jej, że chłopiec za wszelką cenę chce go wyrzucić z pamięci. Nieraz próbowała powiedzieć Kipowi o chorobie psychicznej Dereka. Wyjaśnić mu, że ojciec go kochał, ale nie potrafił zachowywać się inaczej. Jednak Kip nie słuchał, zamykał się w sobie – aż do dzisiejszego dnia.

– Znasz mojego tatę? – zapyta! chłopiec Jarla.

– Nie – swobodnie odparł Jarl.

– A babcię i dziadka? Jarl potrząsnął głową.

– Są mili, tylko musisz być cicho. A babcie wszędzie trzyma rzeczy, których nie wolno mi dotykać. Ona bardzo ładnie pachnie, – Kip zerknął na Jarla.

– Naprawdę nie znasz taty, babci i dziadka? – spytał takim tonem, jakby to było wyjątkowo nieprawdopodobne. – Ale musisz znać wujka Johna i ciocię Susie.

– Moje rodzeństwo – wyjaśniła Sara.

– Tęsknię za nimi. Wujek John ma konia, trzy psy i króliki, a ciocia Susie ciągle się śmieje. Na pewno ich znasz, Jarl.

– Nie, maluchu. Przecież poznaliśmy się tego lata.

– Ale to było tak dawno temu. Nieważne. Jak następnym razem pojedziemy do Wujka, możesz pójść z na… ojej! – Kip zerknął na matkę. – Nie możemy już nigdy tam pójść, zapomniałem.

Sara wstała i w pośpiechu zgarnęła naczynia. Cały ten dzień przypominał otwieranie drzwi w wielkim domu. Za każdymi drzwiami krył się ból. Jej syn.potrzebował rodziny, ludzi, którzy go kochali. Posiadał ich wcześniej. To jej decyzja spowodowała rozłąkę. Ale chociaż musiała tak postąpić, to sposób, w jaki patrzył na nią teraz Jarl, budził niepokój, poczucie bezradności i niepewności. Nie rób mi tego dziś wieczorem, błagały jej oczy. Podeszła do zlewu i zaczęła zmywać. Myślała o Jarlu.

Przez ostatnie dwa tygodnie nieustannie z nią walczył, stosował różne metody. Ani razu nie podniósł głosu, nigdy się nie rozzłościł. Od czasu do czasu rzucał jakąś uwagę, najczęściej wtedy, gdy była na to zupełnie nie przygotowana. Mówił: „Kochanie, do której szkoły poślemy Kipa?" lub „Kochanie, masz więcej odwagi niż dziesięć innych kobiet". Albo „Myślisz, że pozwolę, żeby ci się coś stało? Będę przy tobie. Razem znajdziemy wyjście. Zawsze jest jakieś wyjście". Mówił rozsądnie i zmieniał temat, zanim zdołała odpowiedzieć. Coraz wyraźniej zdawała sobie sprawę, że jej wybór prowadzi donikąd. Ale Jarl nie miał pojęcia, przez co ona musiała przejść. Szarpiąca nerwy panika pojawiała się za każdym razem, kiedy dotykał tego tematu. Jeszcze raz zaryzykować utratę Kipa? Nigdy. Nigdy. Dzisiejszej nocy nie chciała o tym myśleć.

Jarl podszedł do Sary i pogładził ją po ramieniu.

– Nigdy nie wspominałaś, że masz rodzeństwo – powiedział.

– Tak. Oboje są młodsi ode mnie. John jest weterynarzem, a Susie ma tylko dwadzieścia dwa lata. Prawdziwa piękność.

– Dlaczego ci nie pomogą? – przerwał jej. – Gdzie byli, kiedy musiałaś przejść przez to wszystko?

Spojrzała w stronę drzwi, Kip zniknął.

– Maks dzwoni do nich co tydzień. Wiedzą, że wszystko jest w porządku – powiedziała, jakby nie dosłyszała pytania.

– Rozumiem, że oni nawet nie wiedzą, gdzie jesteś?

– Nie była pewna, na kogo jest zły, na nią, czy na jej rodzeństwo, którego nawet nie poznał.

– Oczywiście, że nie – odpowiedziała myjąc ostatni garnek. – Chapmanowie zaczęliby poszukiwania od mojej rodziny. Nie chcę zmuszać ich do kłamstw. Nie wpadną w kłopoty, jeśli rzeczywiście nie będą wiedzieli, gdzie jesteśmy.

– I są z tego zadowoleni?

– Są wściekli – przyznała. – Ale tak musi być. Odwiesiła ścierkę i odwróciła się do Jarla z radosnym uśmiechem.

– No chodź. Chcę ci już dać ten prezent. Kip?! Śmiejąc się zmusili Jarla, żeby zamknął oczy i poprowadzili go do pokoju. Sara zdjęła zarzucone na sztalugi prześcieradło.

– W porządku. Możesz otworzyć oczy.

W pokoju zapadła cisza, długie dręczące milczenie. Sara nerwowo zerknęła na swój obraz. Nie tak łatwo przyszło jej to wykonać. Znała się głównie na sztuce użytkowej, nigdy nie malowała portretów, jednak postanowiła spróbować.

Na tle jeziora widniała twarz Jarla. Usta wyszły całkiem nieźle, za to nos nie udał się najlepiej. Chodziło jej przede wszystkim o to, aby uchwycić wyraz jego oczu, gdy z miłością i troską patrzył na Kipa. Nie oczekiwała gorących podziękowań, jednak liczyła na coś innego niż to przedłużające się milczenie.