Выбрать главу

– Jarl, w książce jest napisane, że słoiki powinny się zassać. Kiedy słychać będzie taki charakterystyczny dźwięk, będzie to oznaczało, że są dobrze zamknięte. Jaki to ma być odgłos?

– Kochanie, nie mam pojęcia.

– Nie mogę tego spartaczyć. Kip uwielbia pomidory, a to cały nasz zbiór. Potem zrobię marchewki, ale to już nie będzie takie ważne.

Jeszcze dużo wątpliwości należało wyjaśnić i potrudzić się jeszcze więcej, zanim wreszcie o drugiej w nocy wszystkie słoiki były napełnione i zamknięte. Jarl powycierał wszystko, a Sara, biała jak płótno, słaniała się na nogach ze zmęczenia, lecz jeszcze martwiła się, czy wieczka się zassały.

– Jeśli się nie uda – pocieszał ją Jarl – kupię ci kilkadziesiąt lub kilkaset słoików z pomidorami w sklepie.

– Jarl, tu chodzi o moją samowystarczalność. Zaprowadził tę samowystarczalną kobietę do pokoju i położył na kanapie. Kilka sekund później zasnęła kamiennym snem.

Wsłuchiwał się w szum deszczu i w odgłosy strzelających słoików. Wsłuchiwał się w ciemność. Wystarczyło mu to, że był z nią, mógł jej dotknąć. W ciągu tych kilku tygodni nic nie było tak ważne jak jej bliskość. Spała ufając mu.

Jarl nie zasnął nawet na chwilę. Gdy zaczęło się rozjaśniać, zaniósł Sarę do sypialni i na moment wszedł do pokoju obok, aby ucałować Kipa.

Musiał odejść i… zawieść jej zaufanie.

– Czas na generalną rozgrywkę, Hendriks.

Jarl w milczeniu wyglądał przez okno na spowite mgłą Detroit. Był pierwszy listopada i miasta wyglądało wyjątkowo ponuro.

. Nie musiał oglądać się za siebie, by wiedzieć, że Perry chodzi powoli po pokoju z rękami w kieszeniach. W ciągu ostatniego miesiąca poznał adwokata tak dobrze, jak kogoś z rodziny, chociaż stosunki między nimi wcale nie były przyjazne. Perry nie darzył sympatią ludzi, których musiał szanować. Wolał klientów, którymi manipulował lub których mógł oczarować.

Z oczami utkwionymi w Jarla Perry po raz trzeci podsumowywał sytuację.

– Mamy wystarczająco dużo „haków" na Barrena, żeby zażądać nowego sędziego. Mamy świadectwa i zeznania emerytowanego doktora, który leczył Derka Chapmana piętnaście lat temu. Mamy też informacje ze szpitala dotyczące tego wypadku.

– To nie wystarczy.

Perry już się nauczył ignorować uwagi Jarla, Słuchanie siebie bardziej go satysfakcjonowało.

– Postaram się, by sędzią był Browning. Tym razem Chapmanom nie pójdzie tak łatwo. Mamy świadectwo psychiatry Sary i zeznania tej małej blondynki z przedszkola.

– A co z oskarżeniami przeciwko Sarze? Perry rzucił Jarlowi nieprzyjazne spojrzenie.

– Już ze sto razy mówiłem, że jeśli sama skieruje sprawę do sądu…

Jarl milczał.

– Cóż – westchnął ciężko Perry. – Może być kiepsko, jeśli sytuacja, w jakiej się znalazła, nie zyska jej sympatii uczciwego sędziego. Wtedy już nic nie pomoże. Postaramy się ją przedstawić jako przerażoną, zdesperowaną…

– Nie musimy się starać. Ona taka jest. – Jarl w końcu odwrócił się do prawnika, – Ciągle mi się wydaje, że to nie wystarczy.

– Hendriks, zdaje mi się, że pan zapomina, który z nas jest prawnikiem. Dlaczego miałbym mówić, że jesteśmy gotowi, gdyby tak nie było?

Jarl słyszał to cały ranek.

– Proszę jeszcze raz powtórzyć, co zrobimy.

– Złożymy wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy, żądając innego sędziego.

– A potem?

– Potem postaramy się przyspieszyć sprawę, ukazując dramatyczną sytuację dziecka. Mały nie potrzebuje więcej stresów. Jeśli będę wydzierał się dostatecznie głośno, nie zajmie to więcej niż tydzień. Jarl poczuł nagły ucisk w żołądku.

– O ile na ten tydzień nie odbierze pan Sarze Kipa. Była to jedna z rzadkich chwil, kiedy Perry niemalże stracił panowanie nad sobą.

– Hendriks, mówiliśmy już o tym tyle razy. W świetle oskarżeń, wysuniętych przeciwko Sarze, jest prawie pewne, że przez ten tydzień dzieciak znajdzie się pod opieką sądu. Przecież go tam nie zjedzą, do diabła.

– Nie da się ich rozdzielić.

– Sara – Perry starał się nadać swojemu głosowi optymistyczne brzmienie – prawdopodobnie też znajdzie się pod obserwacją sądu. Nie w areszcie, tylko pod pewnego rodzaju kuratelą i niechże pan przestanie patrzeć na mnie w ten sposób. Faktem jest, że złamała prawo. Muszę mieć pewność, że ponownie nie wykradnie chłopca.

– Nie da się ich rozdzielić.

Perry złożył w duchu uroczystą przysięgę, że już nigdy żaden Fin nie będzie jego klientem.

– No więc niech sama tu przyjdzie.

– Niemożliwe – Jarl potrząsnął głową.

– A więc trzymajmy się faktów. Jest wciąż zbyt przerażona tym, że Derek Chapman mógłby zrobić dziecku krzywdę, by pójść sama do sądu. – Perry uderzył dłonią w stół. – Publiczne pranie brudnej bielizny Chapmanów. Od dziesięciu lat nie zajmowałem się czymś takim. Mogę się założyć, że to pójdzie na pierwsze strony gazet.

Jarl wiedział, że musi to jeszcze raz przemyśleć. Od samego początku zdawał sobie sprawę, że jego motywacja jest egoistyczna. Chciał, żeby Sara była częścią jego życia. Chciał móc opiekować się nią i Kipem. Chciał z nią mieszkać, cieszyć się i kochać.

Żadna z tych spraw nie byk możliwa, dopóki Sara nie stawi czoła swoim problemom.

Teraz już nie był tak zaślepiony. Nie ma sposobu na odzyskanie zawiedzionego zaufania. Kiedy Sara odkryje, co zrobił, nigdy nie wybaczy mu zdrady. Wiedział, że go znienawidzi.

Ale był to jedyny sposób, by ofiarować jej i dziecku normalne życie. Kip potrzebował opieki lekarskiej, szkoły, przyjaciół. Sara też miała prawo do życia bez ciągłego strachu. Jedyna droga do tego prowadziła przez sąd.

Jarl wiedział, że Sara rozumie to inaczej. Czy nie rozmawiali już tyle razy? Gdy tylko chodziło o Kipa, Sara odgradzała się wysokim murem milczenia. Wiedział, że była przerażona.

Teraz on też był przerażony. Dawno temu wszystko wydawało się takie proste. Prawdziwa miłość oznaczała silę i odwagę, zrobienia tego, co jest słuszne, bez względu na cenę.

Sara porwała Kipa, gdyż nie widziała innego wyjścia. Zrozpaczeni ludzie zdobywają się na desperackie czyny. Teraz Jarl igrał z jej życiem, ponieważ nie widział innego wyjścia. Ogarnęła go rozpacz, bo wiedział, że jeśli zdecyduje się walczyć o przyszłość i wolność Sary, utraci ją samą.

– Hendriks? Jarl spojrzał na adwokata.

– Nadszedł czas – powiedział powoli Perry. Jarl pomyślał o oczach Sary, przymglonych podczas miłosnych upojeń, radosnych, gdy się śmiała, błyszczących w świetle ognia. Wspomniał jej ręce w ogromnych kuchennych rękawicach, kiedy nosiła słoiki z pomidorami.

Przypomniał sobie pierwszą noc, jej słodkie, gorące pocałunki i moment, w którym uświadomił sobie, że nie pragnie już żadnej innej kobiety.

– W porządku – powiedział w końcu.

– Słucham?

– Słyszał pan. – Jarl utkwił spojrzenie w twarzy adwokata. – Niech pan zrobi ten pierwszy ruch. Cokolwiek. Ale, Perry…

– Tak? – Perry już zmierzał w kierunku telefonu.

– Do diabła człowieku, wygraj. – Tym razem Perry mógł rzeczywiście nie usłyszeć jego cichego szeptu.

Rozdział 12

Na zewnątrz wiał zimny wiatr, ale w domu unosił się zapach świeżego ciasta i drewna. Było to popołudnie w sam raz na filiżankę kakao i relaks. Sara trzymała Kipa na kolanach i czytała mu bajkę. Chłopiec przewracał kolejne strony, nie wyjmując palca z ust, a matka upominała go łagodnie, że jest już za duży na ssanie kciuka. Szybko jednak zrezygnowała, ponieważ nie wywoływało to żadnej reakcji ze strony dziecka. Zresztą ostatnio robił to bardzo rzadko.