Выбрать главу

Nie chciał jej dokuczyć, więc nie powiedział, jak żałośnie to wypadło.

– Piłaś kiedyś lakka?

– Lakka?

– Likier z jeżyn. Przywiozę następnym razem.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nie! Nie przypływaj tu więcej!

Brzmiało to rozpaczliwie, ale on wiedział, że tu wróci. Jednak miał wątpliwości, czy wytrzyma aż cztery dni.

Rozdział 3

Kip nie rozstawał się ze swoją nową zabawką nawet na moment. W końcu, kiedy nadszedł czas na sen, Sara postanowiła się temu sprzeciwić.

– On nie może spać beze mnie – nalegał Kip.

– Kochanie, będzie na ciebie czekał. A jutro rano znów będziesz mógł się bawić.

– Ale jeszcze za wcześnie na spanie.

Żeby odwrócić uwagę malca, zaczęła gonić go po schodach. Pozwoliła mu oddalić się trochę i złapała go dopiero w połowie drogi.

– Zanim pójdziesz spać, musisz mnie pocałować tysiąc razy – ostrzegła go.

Wił się niczym węgorz, aż nagle zacisnął ręce wokół jej szyi. Uśmiech zniknął z jego twarzy. Bał się spać sam w pokoju.

Nucąc pogodną melodię, zdjęła z Kipa ubranie, wykąpała go i przebrała w piżamę. Następnie rozpoczął się wieczorny rytuał. Sprawdziła, czy pod łóżkiem nie kryją się potwory, w szafie smoki, a w szufladach krokodyle. Za każdym razem wykrzykiwała radośnie, że nic takiego tam nie ma. Żałowała, że Kip boi się nie tylko potworów, smoków i krokodyli.

Zapaliła lampkę i otuliła chłopca kołderką. Koło łóżeczka leżał wesoły, pstry kawałek materiału, jedyny dywanik w tym pomieszczeniu. Na ścianach wisiały dwa obrazki, jeden przedstawiający różnobarwną tęczę, drugi Błękitnego Ptaka z baśni oraz rysunek, na którym widniał jego ukochany spychacz.

– Powiedz dobranoc Błękitnemu Ptakowi.

– Dobranoc Błękitny Ptaku.

– Powiedz dobranoc tęczy.

– Dobranoc tęczo, – Nagle oczy chłopca zalśniły łzami. – Nie zostawiaj mnie, mamusiu.

Przytuliła go mocno.

– Masz rację. Zapomnieliśmy o czymś – przyniosła barwny żurnal. Kip od początku wiedział, że tak będzie i ona też to wiedziała. Ale nawet wtedy usłyszała ponownie:

– Mamusiu, nie zostawiaj mnie.

Chciała zostać. To byłoby takie proste, wsunąć się pod jego kołderkę i tulić do końca świata. Ale zrobiłaby:o dla siebie, nie dla niego. Kip musiał wiedzieć, że ona będzie zawsze, kiedy ją zawoła, a to oznaczało, że teraz musi go zostawić.

Kiedy weszła do swojego pokoju, chciało się jej płakać. Co za głupota? Mimo protestów Kip zasypiał w kilka sekund, koszmary nadchodziły później.

Stała w otwartych drzwiach. Świerszcze i żaby już rozpoczęły nocną symfonię. Niebo miało cudowny, granatowy kolor. Spokój, samotność i cisza. Odpocznij Saro, usłyszała wewnętrzny glos. To wyobraźnia nadwerężyła jej nerwy. Nie ma żadnego jasnowłosego mężczyzny, wyłaniającego się z mroku. Byli sami i bezpieczni.

Sztalugi stały w kącie pokoju. Sara założyła męską koszulę, włączyła światło i zaczęła otwierać tubki z farbami.

Jarl nie powinien wracać. Była dla niego tak okropna, jak tylko potrafiła. Jak zniechęcić mężczyznę? Miał taki niski głos, łagodny, gdy zwracał się do Kipa, ostrzejszy, kiedy mówił do niej.

Jeszcze tylko machnięcie pędzlem i na papierze pojawi! się smok. Smok, który nie zionął ogniem, tylko diamentami, szmaragdami i rubinami. Domalowała mu perłowe szpony. To był bardzo ładny smok.

Dzieciom nie trzeba przerażających potworów. Wystarczy ich w prawdziwym życiu.

Spróbuj się rozluźnić, powiedziała sobie. Jarl nie jest niebezpiecznym smokiem. Jest po prostu człowiekiem, który był dobry dla Kipa. Dlatego właśnie nie potrafiła go zapomnieć. Jak mogła potraktować tak źle pierwszego mężczyznę, który przełamał strach Kipa?

Po godzinie pierwszy obrazek był gotowy i zaczęła następny. Smok w książeczce miał pastelowy kolor i wyraźny kompleks niższości. Wiedziała dokładnie, jak ma wyglądać ten rysunek, ale ręka jej drżała i wyraźnie nie wychodziło.

Zrezygnowała i podarła papier. Zamknęła tuby i w pośpiechu zgarnęła pędzle. Poszła do kuchni i przetarła terpentyną pęcherze, przezwyciężając bolesne pieczenie. Lampa na stole rzucała niespokojne cienie, a ciemne kąty zdawały się kryć jakieś niebezpieczeństwo. Czasami bała się ciemności równie dziecinnie jak Kip.

Ale teraz nie bała się ciemności. Bała się Jarla. Mężczyzny, który zdołał wywołać uśmiech na twarzy jej syna i którego widok spowodował u niej oszalały łomot serca. Mężczyzny, który był nieprawdopodobnie uparty. Zamknęła oczy i ujrzała jego twarz, leniwy uśmiech, co zawsze na niej gościł, i szerokie ramiona, które na pewno potrafiłyby obronić kobietę przed prawdziwymi potworami. Otworzyła oczy. Przestań, Saro, to kiepski żart. Nikt nie mógł jej obronić, jeśli prawo było przeciwko niej.

Siedem miesięcy temu oczekiwała na sprawiedliwość. Co za naiwność! Jej sprawa rozwodowa nie miała nic wspólnego ze sprawiedliwością. Wszystko, co miała do powiedzenia, nie mogło równać się z pieniędzmi i władzą Chapmanów.

Nawet kiedy straciła prawo do opieki nad dzieckiem, przez długie miesiące walczyła jeszcze za pomocą środków prawnych. Zmarnowała czas tylko dlatego, że była aż tak głupia i wierzyła, że ktoś zechce słuchać prawdy. Nikt nie chciał i cztery tygodnie temu porwała własne dziecko. Nie było innego sposobu, żeby ocalić mu życie. Nie czuła się winna, żałowała tylko, że czekała tak długo.

Wyłączyła lampy w kuchni i stała bez ruchu, zbyt przestraszona, żeby iść spać, i zbyt wyczerpana, żeby dalej rozmyślać.

Niepotrzebnie tyle rozmyślała nocami. Kip był bezpieczny, a teraz tylko to się liczyło. Jednak co się stanie, gdy trzeba będzie wezwać lekarza? Zarabiała na reklamach i ilustracjach do książek, ale czy to wystarczy? A co ze szkołą za rok? Wszystkim, co chciała dać swojemu synowi, było normalne życie, ale do tego potrzeba też lodów na patyku, rowerów i mnóstwa innych rzeczy, których na wyspie nie było. Za każdym razem, kiedy pomyślała o chorobie Kipa, drętwiała z przerażenia.

Zaczęła rozcierać napięty mięsień szyi. Coraz częściej powtarzała sobie słowa „nie myśl o tym". Przyszłość niosła nowe, nieznane problemy, więc starała się je od siebie odsunąć. Nie miała innego wyboru. Wiedziała tylko jedno: z pewnością nie zaryzykuje ponownej utraty Kipa.

Po raz kolejny stanął jej przed oczami Jarl. Cztery dni temu powinna wiedzieć, że przywitanie go z bronią było idiotyczne. Przynosił ze sobą zupełnie inne zagrożenie. W chwili gdy postawił nogę na wyspie, najgorsze już się stało.

Może jeszcze nie natknął się na ich zdjęcie w gazetach. Jeżeli jednak tak się stało, wiedział, że tu są. Nie. było żadnej innej wyspy, na której mogłaby się schronić, istniał tylko jeden Maks. Jedyne, co mogła zrobić, to żyć w ukryciu i starać się nie wzbudzać niczyjego zainteresowania ani podejrzeń.

Jarl był pułapką, Kiedy pojawi się ponownie, będzie musiała się go pozbyć. Tylko nie może przesadzić, nie wolno jej wzbudzić jeszcze większej ciekawości. Musi sprawiać wrażenie przeciętnej, samotnej matki, która tylko dlatego obawia się mężczyzn, że jest sama. Musi? Jej potrzeby nie były w tej chwili najważniejsze, liczyło się tylko to, co było dobre dla Kipa.

Wyprostowała się i spojrzała na dalekie gwiazdy. Księżyc oświetlał wyspę zimnym, odbitym światłem. Jeszcze jedna, ciągnąca się bez końca noc.

Zardzewiała stara prądnica była prawdopodobnie prototypem wykonanym jeszcze przez Siemensa. Sara zamknęła oczy i błagała bezgłośnie wszystkie bóstwa, by pomogły jej uruchomić to paskudztwo. Spróbowała i tym razem się udało. Cale ręce miała pokryte olejem.