Patrzyła na nich z uśmiechem. Wiedziała, że Jarl nie udawał zainteresowania Kipem, jego przyjaźń była autentyczna. Nie miała pojęcia, czy w podobny sposób odbierały go wszystkie dzieci, czy tylko jej syn, ale nie interesowało jej to. Po raz pierwszy naprawdę wierzyła, że Kip wyzdrowieje, że zapomni o krzywdach, jakie wyrządził mu Derek i nie odrzuci od siebie wszystkich dorosłych mężczyzn.
Dwukrotnie wspomniała, że czas już spać, lecz zignorowali ją całkowicie. Potem napomknęła, że jest zbyt ciemno, aby cokolwiek zobaczyć i tym razem też nie zwrócili na nią uwagi.
Zaintrygowało ją, że Jarl mówi o saunie jak o niezbędnej życiowej potrzebie. Zaczęła przysłuchiwać się rozmowie gęsto przeplatanej fińskimi słowami. W pewnej chwili zdała sobie sprawę, że na pewno minęła już dziesiąta i zrobiło się wyraźnie chłodniej. Wstała i stwierdziła stanowczo:
– Wystarczy!
– Ale mamusiu…
– Jarl musi płynąć do domu, żeby nie złapał go sztorm, a ty już musisz iść do łóżka. Pożegnaj Jarla: podziękuj za żółwia.
Wzięła Kipa na ręce i wygłosiła całą litanię podziękowań za żółwia, obiad i lakka. Może nie było to najmądrzejsze z jej strony, ale przez cały czas patrzyła mu w oczy. Był to jedyny sposób, aby wyrazić wdzięczność za czas poświęcony Kipowi.
Przycisnęła malca mocno.
– Ułożenie Kipa do snu zajmuje sporo czasu – powiedziała znacząco. To był wyjątkowy wieczór i nie chciała go psuć wypraszaniem gościa, który się do tego przyczynił.
– Rozumiem.
Ale nie zrozumiał. Mycie i inne czynności zajęły jej prawie godzinę, a kiedy weszła do pokoju, zobaczyła, że wcale nie odpłynął. Stał na werandzie i patrzył na jezioro. Ze ściśniętym gardłem otworzyła drzwi, zaskoczona swoim zdenerwowaniem. Spadło ciśnienie, zbliżał się deszcz, ale ona wiedziała, jaki jest prawdziwy powód jej niepokoju.
Jarl odwrócił się. Patrzył na nią na wpół skryty przez ciemność. W tej chwili zrozumiała, że mały chłopiec nie był jedynym powodem jego powrotów na wyspę.
– Nie oczekiwałam, że jeszcze będziesz. Zbiera się na burzę.
– Wiem – skinął głową – czekałem, ponieważ chcę ci zadać jedno pytanie.
Niemal usłyszała szybkie bicie własnego serca.
– Chodzi mi o Kipa, inaczej bym się nie wtrącał. Ponieważ żyjecie tu tylko we dwójkę, należy sądzić, że jesteś rozwiedziona albo jego ojciec nie żyje. Zrozum, to nie jest natrętna ciekawość, ale nie chcę się znaleźć w dwuznacznej sytuacji.
Napięcie powoli opadało. Mogła odpowiedzieć na to pytanie względnie uczciwie.
– Jego ojciec żyje, ale nie utrzymujemy z nim żadnych stosunków. Błagam cię, tylko nie wspominaj o nim przy Kipie, chyba że sam zacznie rozmowę na ten temat.
– W porządku.
To wcale nie wyszło dobrze. Ostrzegając go przed określonym zachowaniem, jakby przyzwoliła na ponowne odwiedzenie Kipa. Kipa i jej?
Opuściła głowę, zmieszana i wyczerpana. Zbyt wiele stresów, pracy i zmartwień – zapłaciła wysoką cenę za swój wybór. Musiała ciągle pamiętać o swojej sytuacji i wciąż się kontrolować. Tylko że czasami nie chciała być nikim więcej, tylko kobietą.
– No cóż – powiedziała ze sztucznym ożywieniem. Nie poruszył się. Spróbowała jeszcze raz.
– Jestem pewna, że masz jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia dzisiejszej nocy.
– Tylko jedną.
Mężczyzna ruszył w jej kierunku. Przeczuwała, co może nastąpić, ale nie była zatrwożona. Dziś chciała tyć kobietą i już się zdecydowała.
Jarl tylko przysunął się bliżej. Nie próbował jej dotknąć, lecz jego bliskość przyprawiała ją o szybsze bicie serca. Stał i patrzył na nią uważnie. Lekkie muśnięcie jej policzka i odgarnięcie włosów z twarzy miało w sobie ostrożną czułość.
Włosy Jarla pachniały jeziorem, kiedy ją przygarnął i pocałował delikatnie. Poczuła cierpki smak lakka. Przemawiał do niej uspokajająco.
– To ja, Saro. Tylko ja. Czy to nie było niemądre, tak się mnie bać?
Kolorowa karuzela zawirowała jej przed oczami. Zarzuciła mu ręce na szyję. Uśmiechnął się i ponownie ją pocałował. Wiedziała, że to nie powinno się zdarzyć, ze nie może sobie pozwolić na związek z jakimkolwiek mężczyzną. Starała się tłumić swoje potrzeby, najważniejszy był przecież Kip.
A Jarl był niebezpieczny i nie miało to żadnego związku z tym, że się ukrywała. Wszystko w niej wołało, aby mu zaufała. Nie wiedziała dotychczas, że można kogoś tak bardzo potrzebować. Każdy jej dzień naznaczony był piętnem samotności i strachu. Każdego dnia powtarzała sobie, że to wytrzyma. Teraz, kiedy ją całował i dotykał, nie czuła już przerażenia, tylko wszechogarniającą słabość.
Jarl wyprostował się i przygarnął Sarę do siebie. Powoli zaczął rozpinać jej bluzkę. Serce waliło jej jak oszalałe, kiedy dłoń mężczyzny dotknęła piersi. Jak szorstka, męska dłoń może być tak delikatna? Krzyknęła cicho, on mruknął coś niezrozumiale. Poczuła, że nie jest już w stanie kierować się rozsądkiem.
Gładziła go po krótkich, sztywnych włosach. Jego pocałunki nie były już łagodne. Całował ją z dziką pasją i pożądaniem. Czuła to i odpowiadała podobnie.
To była jego wina. Był silny, spragniony i bardzo samotny. Całował zbyt gwałtownie i nie jak doświadczony kochanek, lecz jak spragniony uczuć mężczyzna.
Coś w niej wołało – błagam cię, zostań ze mną, tak się boję. Może wszystko będzie dobrze, jeśli nie pozwoli mu odejść. Kobieta jest silna, kiedy musi. Sara była silna, ale nikt nie potrafi być zawsze silny. Tak bardzo potrzebowała, żeby ktoś był przy niej.
– Kissa, kissa.
Gęsty deszcz padał na werandę. Ramiona i plecy Jarla były całkiem przemoczone. Patrzył na nią z namiętnością.
– Tak – powiedział. – Wiedziałem to od momentu, kiedy cię zobaczyłem po raz pierwszy. Jesteś taka piękna, Saro. Nie w ten łatwy, banalny sposób, lecz piękna, delikatna i niebezpieczna. Kobieta, którą trzeba chronić przed burzą, smokami i samotnością. Uwierz mi, wrócę tu.
Zszedł z werandy. Minęła chwila, zanim Sara uświadomiła sobie, że on odchodzi.
– Nie – wydobyło się z jej zaciśniętego gardła. Odwrócił się.
– Jutro – powiedział.
– Nie! Uśmiechnął się.
– A, kissa, podoba ci się chyba to słowo. Nauczymy się jeszcze kilku. Jutro.
Rozdział 4
Już o dziesiątej rano Jarl stał na dachu, a wokół niego piętrzyły się sterty nowych gontów i stał olbrzymi pojemnik ze smołą, której ślady widać było na jego twarzy i rękach.
Pomimo wczorajszego deszczu upał nie zmniejszył się. Jeszcze nie rozpoczął właściwej pracy, a już był cały zlany potem. Przetarł czoło ręką i zaczął przybijać gonty. Kiedy zabierał się za trzecią deseczkę, usłyszał głośny wybuch śmiechu.
Przerwał pracę i patrzył. Jeszcze go nie zauważyła. Chichocząc goniła Kipa po lesie. Oboje byli w kostiumach kąpielowych. Kostium Sary należał do tych strojów, które mogą ujawnić najdrobniejszą usterkę kobiecej figury, ona jednak wyglądała bez zarzutu. Jarl przyglądał się jej uważnie. Była taka drobniutka. Mokre włosy oblepiające głowę potęgowały jeszcze to wrażenie.
Była prześliczna. Patrzył na nią z niekłamanym zachwytem. Jeszcze niedawno uważał się za w miarę rozsądnego i opanowanego mężczyznę. Po ostatniej nocy odniósł wrażenie, że obudziły się w nim pierwotne instynkty. Już jej nie wypuści. Świat może się zawalić, ale Sara będzie należała do niego.
Nie był przyzwyczajony do takich doznań. Ciągle zdumiewało go, jak potężne uczucie nagle nim owładnęło. Zdumiewało, ale nie przerażało.