Выбрать главу

Za radą Alkuira z Tours – Anglika, zwrócił się cesarz do biskupów z Brytanii o przysłanie mnichów, którzy mieli poznać Sasów z tajemnicami świętej wiary. Angielskie klasztory słynęły wówczas w całej Europie z bogatej wiedzy teologicznej.

Takim właśnie sposobem, sześćdziesięciu mnichów wysłanych przez biskupa Yorku, po pięćdziesięciu dniach podróży, dotarło do brzegów państwa Franków, na ziemie germańską. Ich statek z Morza Północnego, wpłynął na wody Renu i przybił do brzegu, gdzieś w okolicach miasta Noriomagus. Tu mnisi przesiedli się na osły i na ich grzbietach udali się w dalszą podróż do Padeborn, gdzie z obozem rozłożył się cesarz Karol.

Cała Saksonia podzielona została na okręgi i rozdzielona miedzy mnichów. Każda napotkana przez nich chata miała być zdobiona Krzyżem. Nasz utrudzony mnich, otrzymał misje na południu. Udał się wtedy tam wraz z Jutą, wyekwipowany w cztery bochenki czarnego saskiego chleba.

Osiem lat wędrował i nauczał w Westfalii. Chrzcił niewiernych, spowiadał, grzebał. Kroniki pełne są opisu cierpień, jakie spotkały naszego bohatera na drogach i dróżkach prac prawdziwie apostolskich. Czego on nie doświadczył? Był wielokrotnie biczowany, dziesięciokrotnie kamienowany, pięciokrotnie pławiony w Renie, dwukrotnie w Łabie, czterokrotnie palony, trzykrotnie wieszany. Dzięki opiece Matki Boskiej – ze wszystkich męk udało mu się ujść cało. Z jeszcze większym zapałem i uskrzydlonym duchem nauczał swoich dręczycieli.

Jedynymi chwilami radości, były dla niego chwile spędzone z ukochaną Jutą. Na szlakach Westfalii ich stadko powiększyło się o dwójkę potomstwa.

Nikt, kto widział mnicha przed ośmiu laty w Anglii, teraz nie poznałby go. Fryzowie wyłupali mu oko, Lombardowie obcięli oboje uszu, Turyngowie nos, a na koniec mieszkańcy Lasu Arkońskiego, najpierw zabijając dwójkę ich dzieci, pozbawili mnicha możliwości dalszego ojcostwa.

Wierna małżonka Juta, modlitwami zabiegała o cud ojcostwa dla swojego mnicha. Jej życzenie wkrótce się spełniło. Dwóch maruderów z wojska księcia erfurckiego, zdybawszy Jutę nad brzegiem Fuldy, piorącą koszulę mnicha, wkrótce sprawiło, że ta stała się brzemienna. Wszystko to działo się w obecności małżonka, który jeszcze jednej nauki musiał doświadczyć. Jednym swym okiem widział wszystko, ukryty przed niebezpiecznymi żołdakami.

I tak po dziewięciu miesiącach przyszła na świat dziewczynka, której nadano imię Joanna. A działo się to gdzieś w okolicach Iggelheime, jak chcą jedni, lub w pobliżu Mogumcji, jak woleliby inni.

Był rok 818. Joanna, choć zrodzona z tak nieszczęsnej sytuacji, cieszyła się prawdziwie ojcowską i matczyną miłością. Była przecież jedynym ich żyjącym dzieckiem. Mnich, aby zahartować dziecię do trudów wędrownego życia, zamoczył je w mroźnej toni Renu, śladem Sasów, którzy tym samym sposobem hartowali swoje miecze.

Jak przy wielu tego typu dziejach, opatrzność sprawiła, że Joannie od początku towarzyszyły oznaki przyszłej wielkości. Tylko herosom los towarzyszył cudami. Nasza bohaterka, nigdy nie chciała ssać piersi w środy i piątki. Kiedy w te dni matka chciała ją karmić, ta odwracała głowę jakby przerażona. Za zabawki służyły jej święte relikwie, krzyże i szkaplerze. Zanim wyszły jej pierwsze zęby, mówiła już główne modlitwy (Ojcze Nasz) po angielsku, łacinie i po grecku. Jako pachole pomagała ojcu w ewangelizacji ich prześladowców – Sasów.

Joanna – urodziwa dziewczynka – dorastała pod troskliwą opieka rodziców. Ojciec, mnich, od niemowlęcia przysposabiał dziecię do misji apostolskich. Uczył ją skomplikowanych prawd teologicznych.

Tę szczęśliwą gromadkę, jako pierwsza, opuściła matka Juta. Ośmioletnia Joanna wygłosiła na grobie matki mowę pożegnalną siedząc na ramionach grabarza.

Joanna wzrastała w urodę i mądrość. Udręczony trudami życia, osłabiony mękami mnich wraz z piękną córką wędrowali dalej między Frankfurtem a Moguncją, miedzy Łabą a Renem, cierpiąc głód. Tak przeżyli pięć lat. Wyczerpany, u kresu swego życia dotarł do chaty pustelnika Arkulfusa, by tam dokończyć żywota. Joanna pożegnała swojego ostatniego opiekuna, sama kopiąc zmarłemu grób. Pochowała go nad Renem, pod wierzbą, na jej korze opisując cnoty i niedole zmarłego ojca. Żalu po stracie bliskiego nie ostudziły łzy, wylane do Renu. Była już dziewczyną w pełni dorosłą, o wcale okazałych przymiotach. Sama się o tym przekonała, omywając twarz po łzach, wylanych nad grobem ojca.

Po tak ciężkich przeżyciach naszą bohaterkę we śnie nawiedziły dwie niewiasty. Jedna z nich przepowiedziała Joannie przyszłość i wskazała drogę do klasztoru. Pierwszą z niewiast była święta Ida. Sama w młodości doświadczyła wszelkich rozkoszy życia – była dwukrotnie żoną, miała dwóch kochanków, siedmioro dzieci, ucztowała przy najlepszych stołach, doznawała rozkoszy z kwiatem młodzieży. Proponowała Joannie, aby idąc jej śladem i uniknąć w przyszłości życia w łachmanach, zdobyła bogatego męża i żyła w szczęściu i dostatku.

Druga niewiasta, odziana w habit, to święta Lowa, opisała swój żywot. Srodze doświadczona przez los i rany męża, ukojenie znalazła w murach klasztornych. I tu nastąpił długi opis życia w habicie. Tak w opinii świętości przeorysza Lowa przybyła na dwór cesarza Karola, który właśnie zaślubił kolejną żonę Hildegardę. Tam zwrócił na nią uwagę piękny młodzieniec Robert, a i Lowa nie oparła się jego urodzie. Pomna jednak misji, do której powołał ją Pan, opuściła dwór cesarski, by nie wodzić się na pokuszenie. Robert z rozpaczy wyrwał sobie włosy z głowy. I tak Lowa dochowała czystości i niewinności życia zakonnego, które szczerze zachwalała Joannie. Ta ocknąwszy się z tej wizji, wybrała klasztor jako cel swojego życia. W pobliżu zaś znajdował się zakon Świętej Blitrudy w Mosbach.

Do klasztoru Joanna dotarła nie bez pomocy Opatrzności. Kiedy, chroniąc się przed nastającymi na jej cześć niewieścia mnichami, schowała się w trumnie, po obudzeniu się miała długa brodę i wygląd iście nie niewieści. Ta broda pozwoliła jej uciec spod władzy napastników. A skoro była już wolna, to i broda zniknęła

Znów po wielu przygodach, przez gęste lasy Westfalii dotarła do Mosboch. Klasztor był położony u stóp stromej góry. Właśnie zapadała jutrznia, kiedy Joanna zapukała do klasztornych bram. Od razu przyjęta została z serdecznością. Szczególna sympatią nowicjuszkę obdarzała zwłaszcza przeorysza – świętą Blitruda. Joanna błyszczała niby klejnot, nie tylko urodą, ale głównie wykształceniem i sprawnym umysłem.

Święta Blitruda powierzyła jej opiece, więc największe bogactwo klasztoru – bibliotekę. Tu zgromadzonych było aż sześćdziesiąt tomów – jak na owe czasy wielkie bogactwo. W klasztorze Joanna prowadziła surowy tryb życia, spędzając czas głównie w bibliotece, gdzie nie tylko wzbogacała swą już bogatą wiedzę teologiczną, ale głównie chroniła się przed nadmierna życzliwością matki przeoryszy. W takich warunkach poznawała życie. Wyróżniała się spośród mniszek wykształceniem, pobożnością, a nadto sztuka kaligrafii. Przepisywanie ksiąg kościelnych było wówczas głównym zadaniem klasztorów.