Выбрать главу

Wrażliwej, nadmiernie ekspresywnej i bardzo chudej dziewczynce, kiedy miała 6 lat, ukazał się Chrystus w szatach pontyfikalnych, ukoronowany tiarą w otoczeniu świętych Piotra, Pawła oraz Jana Ewangelisty. Tak twierdziła mała Kasia. Dziś wiemy, że tego typu obraz i zestawienie jego bohaterów obok siebie nigdzie wcześniej nie zaistniało – w żadnym przekazie słownym ani ikonograficznym. To czyni prawdopodobnym widzenie Katarzyny. Nie wiemy, czy słowom dziewczynki dał ktokolwiek wiarę, ale stało się to na pewno znacznie później – gdy toczył się proces kanonizacyjny Katarzyny Benimncasy.

Rok po pierwszym widzeniu Katarzyna złożyła śluby, że zachowa dziewictwo aż do śmierci. Uczyniła to potajemnie, nie informując rodziców o swym postanowieniu. Z uporem, więc – już jako dziewczyna wiekiem uprawniona do zamążpójścia odrzuciła wszystkie propozycje mariażu. Matka ukarała nieposłuszną córkę – pozbawiając ja osobnego pokoju, w którym Katarzyna tak lubiła spędzać czas na modlitwie i rozmyślaniach i nałożyła na nią obowiązki dotychczasowej służącej. Katarzyna nie buntowała się. Wyobrażała sobie, że pracuje w Nazarecie, w domu Świętej Rodziny i bez szemrania sprzątała, nosiła wodę, gotowała posiłki dla rodziny i czeladników. Nie przeszkadzało jej to w modlitwie i kontemplacji trwającej pośród pracy, gwaru i ruchu.

Krnąbrna dziewczyna budziła jednak litość ojca, który widząc jej religijną żarliwość przywrócił wszystkie zabrane jej przez matkę przywileje. Katarzyna chce wstąpić do tercjarek dominikańskich. Tercjarki, zwane Siostrami Miłosierdzia św. Dominika lub po prostu mantellatkami (od mantello – płaszcz, gdyż okrywały się zawsze czarnym płaszczem) nie porzucały swych rodzin i mieszkały razem, wspólnie natomiast prowadziły działalność charytatywną w mieście i codziennie uczestniczyły w nabożeństwach w kościele dominikanów. Matka wobec Katarzyny cięgle nie rezygnując z projektów małżeńskich, pozostaje jednak głucha na jej prośby i wysyła ją do miejscowości uzdrowiskowej nad Sieną, Bagni di Vignoni. Spodziewała się, że córka zawrze interesujące znajomości. Katarzyna bynajmniej „u wód” nie bawiła się. Modliła się i pokutowała, a nie widząc innego sposobu przekonania do swego powołania matki, zdecydowała się na samookaleczenie. Weszła pod strumień wrzącej solanki, a oparzenia ofiarowała za dusze w czyśćcu. Zniszczenia jej ciała, w tym także i twarzy, dopełniła ospa, na którą zachorowała po powrocie do Sieny. Zeszpecona Katarzyna dopięła swego – mając 16 lat wstąpiła do wspólnoty tercjarek dominikańskich, którą do tej pory tworzyły wyłącznie pobożne starsze kobiety. Białej tuniki i czarnego płaszcza nie zdjęła już odtąd aż do swojej śmierci. Prowadząc aktywne życie na niwie charytatywnej, odwiedzając chorych w ich domach, pielęgnując ich w szpitalu miejskim della Scala, opiekując się staruszkami i biedakami, nawiedzając trędowatych w położonym już poza murami miasta leprozorium św. Łazarza, noc poświęcała na samotne rozmyślania, modlitwę i surowe umartwienia.

Wprowadzała się w taki stan, że w karnawałową noc 13666 lup 1367 roku wydawało się jej, że znów odwiedza ją Chrystus i nakłada na jej palec ślubną obrączkę. Tak dokonały się mistyczne zaślubiny Katarzyny Sieneńskiej z Boskim Oblubieńcem. Katarzyna nie przestała rozmawiać z Chrystusem. W 1370 roku doznając nowych łask i wizji mistycznych, poznając Boże prawdy przez widzenie i słuchanie swego Niebiańskiego Oblubieńca. W czasie jednej z takich wizji Chrystus wyjmuje z piersi Katarzyny serce i daje jej w zamian swoje. Po owej wymianie serc wola Chrystusa staje się wolą przyszłej świętej. Ta zaś była przekonana, że czyni to i tylko to, czego chce Bóg.

Po epidemii dżumy, która nawiedziła Sienę w 1374 roku, wyczerpana pielęgnacją chorych schroniła się na parę tygodni do założonego przez św. Agnieszkę klasztoru w Montepulciano. Rok później w kościele św. Katarzyny w Pizie doznała mistycznej ekstazy roku i otrzymała stygmaty. Jednak na prośbę Katarzyny pozostały one niewidzialne dla otoczenia, za to były boleśnie odczuwalne przez świętą, co było kolejnym etapem jej umartwień.

Sława Katarzyny rosła. Do dziś w piwnicy domu Benincasów można obejrzeć „beczkę św. Katarzyny”, z której czerpała wino dla swych biedaków, a nigdy rodzinie nie zabrakło go przed nowym winobraniem. Jej coraz bardziej widoczna – miłość do Boga i ludzi przyciąga ku niej wielu zagubionych grzeszników, sceptycznych duchownych, a nawet rozbawioną młodzież. Katarzyna gromadziła wokół siebie wspólnotę nazywaną ”bella brigata” albo caterinati. Najważniejszą sprawą, która łączyła w działaniu i modlitwie całą „rodzinę” Katarzyny było dobro Kościoła lokalnego i powszechnego. To właśnie dobro popchnęło ją w ramiona polityki – sztuki najbardziej przewrotnej, najbardziej pozbawionej moralności. To dziwne, ale Katarzynie Benincasa mimo, że uprawiała ją bardzo aktywnie, udaje się pozostać kobietą wiarygodną, bez moralnej skazy. Polityka nic nie ujęła Katarzynie z jej świętości. Może, dlatego, że do końca swych dni wierzyła, że miłość może zmienić oblicze tego świata i zapobiec złu. Nie o zaszczyty czy rozgłos chodziło Katarzynie, lecz o dobro Kościoła i bliźniego. Zresztą jej sukcesy polityczne są mocno wątpliwe.

Pierwszą sprawą, w jaką się zaangażowała Katarzyna, przebywając w Pizie, to był pomysł zorganizowania kolejnej krucjaty. Krucjata to był jej pomysł na zjednoczenie rozpalonej trwającą wojną stuletnią chrześcijańskiej Europy wokół idei oswobodzenia Bożego Grobu, a przede wszystkim na położenie kresu bratobójczym walkom na Półwyspie Apenińskim sprowokowanym zaostrzającym się konfliktem miedzy papiestwem i republikanami środkowych Włoch. W pierwszych dniach września 1376 roku, w jednym z wielu listów skierowanych do Grzegorza XI pisała: „Przypominam sobie, ze, gdy stałam przed Waszą Świątobliwością, powiedziałeś mi, że trzeba znaleźć jakiegoś dzielnego księcia na wodza, inaczej, bowiem nie widzisz możliwości podjęcia wyprawy. I oto znalazł się dowódca! Ojcze Święty, książę Ludwik Andegaweński przez miłość do Chrystusa i cześć krzyża, z pragnieniem pełnym miłości chce podjąć ten trud, który wydaje mu się lekki dzięki upodobaniu, jakie ma dla świętego przejścia”. Znalazła wodza. Apelowała, więc o krucjatę w dyktowanych sekretarzom listach do monarchów, (wśród których była też Elżbieta Łokietkówna i jej syn Ludwik Andegaweński, król Węgier i Polski), książąt, kondotierów, ale bezskutecznie.

Równie nieskuteczna, była próba jej mediacji miedzy papieżem Grzegorzem XI a powstałą w 1375 roku ligą antypapieską, której przewodniczyły Florencja i Mediolan. Państwa te zbuntowały się przeciw legatom papieskim, w zamian gubernator papieski zabronił eksportu zboża do dotkniętej nieurodzajem i wyniszczonej epidemią zarazy republiki florenckiej. Katarzyna próbowała powstrzymać od przystąpienia do wojny z papieżem kolejne republiki – Pizę i Lukkę. Florencję zaś usiłowała nakłonić do pokoju7. Do Awinionu, który był siedzibą papiestwa od lat już czterdziestu, wysłała list do papieża Grzegorza XI, w którym prosiła go o łagodne traktowanie buntowników. Jednak żadna ze stron nie słuchała jej. Papież wydał interdykt na Florencję 31 marca 1376 roku, w którym zabronił odprawiania jakichkolwiek ceremonii religijnych w mieście, w całej Europie zakazał przeprowadzania transakcji handlowych z obywatelami republiki i zezwolił na konfiskatę ich dóbr. Wówczas to przestraszeni obywatele Florencji udzielili Katarzynie pełnomocnictwa na prowadzenie w ich imieniu pertraktacji z papieżem.

Katarzyna przybyła do Awinionu 18 czerwca 1376 roku. Dwa dni później została przyjęta po raz pierwszy przez Grzegorza XI na prywatnej audiencji. Jej zdaniem tylko powrót do Rzymu papieża mógł ułatwić zawarcie pokoju. Pobyt w Awinionie i zależność papiestwa od Francji pomniejszał autorytet moralny papieża. Poglądy te Katarzyna wyrażała nie tylko w czasie audiencji. Przez cały pobyt w Awinionie bombardowała papieża listami, w których popędzała go do wyjazdu, starała się wymusić na nim decyzję. W liście z kwietnia bądź maja 1376 roku pisze: „Dalej, żywo, rusz się, Ojcze! Nie stój ciągle w miejscu! Rozpal w sobie ogień wielkiego pragnienia, oczekując wspomożenia Bożego i wyroków Opatrzności Bożej. (…) Przybywaj najszybciej jak tylko możesz. Jeśli to możliwe, to przyjdź przed wrześniem, a jeśli ci się to nie uda, to nie zwlekaj dłużej niż do końca września”. Latem tego samego roku ponaglała znowu: „Oj, biada nam biada! Ojcze Święty, przypominają ci papieża Klemensa VI, a nie wspominają o papieżu Urbanie V, który prosił kardynałów o radę tylko wtedy, gdy miał wątpliwości, czy byłoby lepiej daną rzecz zrobić, czy nie. Natomiast w sprawie, która była dla niego pewna i oczywista – jak dla ciebie twe przybycie – nie zasięgał rady kardynałów, lecz postępował według własnego przekonania, nawet gdyby wszyscy byli temu przeciwni. Wydaje mi się, że ludzie dobrzy udzielają dobrych rad, kierując się tylko chwałą Boga, zbawieniem dusz i reformą świętego Kościoła, a nie miłością własną. Mówię ci, że trzeba słuchać rad ludzi dobrych, a nie tych, którzy kochają tylko własne zaszczyty, urzędy i przyjemności, bowiem rada ich prowadzi tam, gdzie jest ich miłość. W imieniu Chrystusa Ukrzyżowanego proszę Waszą Świątobliwość o pośpiech. Użyj Ojcze, świątobliwego oszustwa, to znaczy udawaj, że odkładasz wyjazd, a wyjedź natychmiast”. Tym razem jej prośby odniosły sukces. Papież wyjechał z Awinionu 13 września, a zgodnie z sugestia Katarzyny kazał trzymać na Rodanie statki gotowe do wyjazdu, nie zdradzając nikomu swego zamiaru. Gdy nadeszła odpowiednia chwila, wymknął się po cichu z pałacu papieskiego, wsiadł na statek i odpłynął do Marsylii, a stamtąd morzem do Genui. Katarzyna otrzymała od papieża 100 florenów i dotarła tam drogą lądową. Zatrzymała się w domu Orietty Scotta. Tu miedzy 18 a 29 października doszło do niezwykłego, drugiego spotkania z Ojcem Świętym. Grzegorza XI pod osłoną nocy przybył do domu Scotta, by szukać u Katarzyny porady w swych wątpliwościach i kłopotach, bo większość kardynałów chciało natychmiast wracać do Awinionu. Katarzyna utwierdzała go w przekonaniu, że podjął słuszną decyzję. Wyruszył, więc dalej, choć czekała go droga wśród niespokojnych miast i wsi, często wrogo do papieża nastawionych. 17 stycznia 1377 roku, przy dźwięku dzwonów, blasku pochodni i okrzyków radości Rzymian, papież przybył w końcu do swojej stolicy. Na „swoje miejsce” – jak mówi Katarzyna, czyli do Bazyliki św. Piotra w Watykanie. Wpływ Katarzyny na tę decyzje był olbrzymi. Tym razem odniosła sukces polityczny.